Obudziłam się z dziwnym uczuciem, jakbym padła ofiarą bandy krasnoludków, elfów - jak zwał, tak zwał. W każdym bądź razie to było małe, które z nieziemską, niezrozumiałą fascynacją wbijałyby mi w czaszkę sopelki lodu na zmianę z zardzewiałymi gwoździami. Próbowałam ponownie zapaść w sen, jednakże moje serce biło zbyt głośno, co strasznie mnie irytowało. Wstałam więc, a raczej spróbowałam, gdyż cały świat mi zawirował przed oczami, wydając się odmieniony. Jakiś taki nie swój.
Jednak się nie poddawałam. Trwałam dalej w przekonaniu, że jeśli to JA, to dam radę! Muszę. Oczekują tego ode mnie. Ja sama tego od siebie wymagam...
W drzwiach, dosłownie wpadłam na rozszalałego blondyna, sięgającego mi ledwie za pas. Spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi, zaskoczonymi oczami, po czym z naburmuszoną miną tupnął nogą.
- Dlaczego wstałaś? Chciałem cie obudzić!
- Następnym razem, młody - westchnęłam, nie czując się na siłach, aby wdawać z nim w jakiekolwiek dyskusje.
Zeszłam na dół, aby schłodzić pulsujące od jarzącego się żaru żyły, gardło zmienić na piękną oazę, której każdy podróżny będzie poszukiwał na zwieńczenie wyprawy, a na koniec i tak jej nie znajdzie.
Nalałam do wysokiej szklanki zimnej wody, pomijając przebywające w kuchni towarzystwo.
- Dzień dobry - matka upominała się o dzienny zasób klasy osobistej, podtrzymywała nasze maniery w nienagannym jej mniemaniem stanie.
Mruknęłam w odpowiedzi do szklanki, wolno delektując się tym nektarem bogów, który tak szlachetnie spływał po przeznaczonej mu drodze, napełniając cały organizm nowym zasobem energii, orzeźwienia, radości, młodości.
- Mamo, mamo! Litka, już wstała! - chłopiec rzucił się na krzesło, zasiadając na przeciwko swojego stworzyciela z połowicznym udziałem. Mężczyzna uśmiechnął się do niego zadziornie, przypominając swoim zachowaniem bardziej wyrośniętego brata Kuby niźli jego ojca, który byłby szanowanym wzorem do naśladowania, pokryty marmurową powłoką, niedostępną dla ujścia jego wnętrza. Nie, on nie był taki. Nie chciał, aby jego syn, potomek z krwi i kości nie posiadał ojca. Chciał być częścią jego życia, chciał go wypełniać swoją osobą, być dla niego kimś wyjątkowy, jedynym w swoim rodzajem, wsparciem, poradą, ramieniem. A przecież dzielił te uczucia na cztery!
Jego zasób miłości widocznie był nieskończony, niczym magiczna kieszeń Kleksa. Był życzliwy, miły, uczynny... Człowiek idealny!
- Jak samopoczucie? - zapytał się mężczyzna spokojnym głosem, z nutką zainteresowania.
- Czuję się jakby walnął we mnie pośpieszny - powiedziałam kładąc się na blacie wielkiego stołu, palcami przejeżdżając po kruszonym szkle naczynia.
Zaśmiał się melodyjnie.
- Ale fajnie, że od razu po sobie pozbieraliście.
- Tsaa...
- I wcześnie się jakoś to wszystko skończyło, myśleliśmy, że jak przyjedziemy, to będzie trzeba wszystkich porozwozić, posprzątać, ale widać, że można wam zaufać, skoro wszystkim się zajęliście.
- Dzięki - powiedziałam jak najnaturalniej jak potrafiłam. Nie chciałam żeby się na nas zawiedli, jednak z drugiej strony czułam się nie fair względem Sebastiana, który był naszym wsparciem i oczkiem balu.
- Heeej - do kuchni wszedł kolejny współlokator, ziewając i przeciągając się namiętnie. I kolejny zboczeniec zaczyna paradować bez ubrań.
Wiktor otworzył lodówkę, po czym upił wielki łyk mleka, nie racząc wziąć szklanki w rękę.
- Hmm... Możesz pójść na górę na chwilę? Monika chciała coś od Ciebie - rzucił lekko, po czym zabrał się do tworzenia śniadania.
- Zrób mi też - powiedziałam wychodząc z pomieszczenia. Gdy dotarłam na górę, najpierw zajrzałam do pokoju brata, i zaraz pożałowałam, że odkryłam norę wilka. Szybko zamknęłam drzwi, i wróciłam do siebie, zastając gościa w pozie medytacyjnej na mojej pościeli.
- Sorki, że przeszkadzam tak wcześnie, ale chciałam zapytać czy pożyczysz mi jakieś ciuchy ,bo starzy mnie zabiją jak wrócę w tych śmierdzących alkoholem - odezwała się, gdy rzuciłam się na łóżko.
- Pewnie - powiedziałam w poduszkę - Nawet nie musisz się pytać. Masz zezwolenie na wygrzebanie sobie czegoś - wstałam, wzięłam bieliznę na zmianę i już zamierzałam skocznym krokiem przemierzyć kilometry dzielące mnie od osobistej, publicznej łazienki. Jednak zatrzymałam się i zwróciłam do szarookiej.
- Myłaś się już? Bo jeśli chcesz, to mykaj przede mną - uśmiechnęłam się do niej, siadając z powrotem na łóżko.
- Serio? To nie było by przegięcie? Kłopot? - zmieszała się.
- No coś ty. Chodź pokażę ci co i jak.
Dałam dziewczynie ręczniki i pozwoliłam rozkoszować się w oazie domowego spokoju.
Ponownie usiadłam na łóżku, przyglądając się otwartej szafie. Po czym postanowiłam wymienić zwykły stanik na ten bardziej falbaniasty o żywym kolorze, co prawdopodobnie było najlepszą decyzją mojego życia, w tamtej chwili.
Wzięłam swoje podstawowe odzienie i postanowiłam zrezygnować z oczekiwania na zwolnienie mojej wany na rzecz prysznica na dole. Rozebrałam się, starannie omijając wzrokiem lustro, i weszłam w przyjemny strumień ciepła, a powstała szybko para, otuliła mnie swoimi matczynymi ramionami, wspierając całą swoją istotą w dalszych wyborach.
Westchnęłam sięgając po wiśniowy żel, nalałam sobie go na rękę, czując rozprzestrzeniającą się wesoło woń, po czym pianą utworzoną na dłoniach, zaczęłam wmasowywać ją w ramiona, szyję, kark, piersi, dopóki nie odkryłam czegoś nowego.
Ciszę, którą przecinał jedynie szum lejącej się wody, zmącił dodatkowo mój krzyk, który wyrażał zdziwienie, zaskoczenie, irytację, wzbierającą złość i jeszcze parę emocji, których nie potrafiłam opisać.
Pośpiesznie dokończyłam czynności mające pozbycia się wszelkich śladów wczorajszego dnia, przyglądając się pozostałym częściom ciała, szukając kolejnych niespodzianek. Wytarłam się pośpiesznie, nałożyłam pierwsze warstwy materiału na ciało, owinęłam się włochatym ręcznikiem, włosy zawinęłam w turban, i próbując prześcignąć wiatr zamknęłam się w pokoju, Po drodze ignorując pytanie ''czy coś się stało''. Nie! Nic takiego! Skądże!
- Kurr... czaczki pieczone w panierce z KFC, podane na tacy z McDonalda z logo innych śmieciowych i równie smacznych knajp - próbowałam się uspokoić, w myślach modląc się o to, by jednak coś mi się przywidziało.
Na wszelki wypadek zaczęłam planować zemstę...
Zsunęłam ręcznik z ciała i jęknęłam, przyglądając się swojemu odbiciu w małym lusterku, skonfiskowanym z łazienki. Przeraził mnie ten widok. Drżącą dłonią dotknęłam malinowej szramy pod prawym obojczykiem, po czym przeskoczyłam na inne, które drażniły mnie swoją obecnością. Policzyłam je, nabierając powietrza przy każdej kolejnej. Jedna pod obojczykiem, trzy na żebrach, przy pępku i na biodrze.
- Co to za... - chciałam krzyczeć, drzeć, drapać, niszczyć, zgniatać, deptać...!
Ten atak złości nagle przerwała mi kolejna osoba, nie mogąca zostawić mnie zatapiającej się w swoim cierpieniu.
Sięgnęłam szybko po ręcznik, chcąc zakryć gryzące moją osobę znaki, i spłynęłam głębokim rumieńcem, widząc zszokowaną minę Moniki.
- Co...? Kto...? - wybuchła gromkim śmiechem, łapiąc się za brzuch.
- To nie jest śmieszne! - powiedziałam płaczliwym tonem.
- No nieźle - dziewczyna próbowała się uspokoić, jednak szło to jej z małym powodzeniem. Obeszła mnie próbując zobaczyć zbrodnię w świetle dnia - Aleś ty malinowa się zrobiła - zażartowała wpadając we własną pułapkę rozbawienia.
- Monika! Ile to się będzie trzymać?! - usiadłam na łóżku, ukrywając twarz w dłoniach.
- Nie wiem - odkaszlnęła głośno, po czym z wielkim uśmiechem na twarzy, przyjrzała mi się badawczo. - O i tu kolejna - dotknęła palcem miejsca za szczęką.
- Nieee! Proszę, powiedz, że żartujesz - uciekłam od niej szybko, zasłaniając miejsca ręką.
- Sory, ale ona nadal tam będzie - spojrzała na mnie z wesoło tańczącymi źrenicami.
- Zabiję, uduszę, spalę, ugotuję, zadźgam, oskalpuję, wytnę jądra i każe zjeść, przejadę tirem... - zaczęłam wymieniać czynności, które jak najbardziej podobały mi się jako alternatywa odegrania się na towarzyszu, z lekkim mroczkiem w mózgu.
- To wesołą miałaś noc - Kulik podeszła do mojej szafy, nie pozbywając się wesołości, jaką jej zgotowałam. Zaczęła przeglądać ubrania - No i jak było?
- Nie prawda! - rzuciłam pośpiesznie, jednak naszła mnie migrena i opadłam na materac - Kur... mam mgliste wspomnienia... - mruknęłam sama do siebie, po czym zrugałam się w myślach - Dobra. Zamknij się już, bo głowa mnie przez Ciebie boli.
- Przeze mnie?! - odwróciła się do mnie, znacząco poruszając brwiami.
- Zabiję... Uduszę tak, że popamięta... - wygrażałam w próżnie.
- Mogę to? - spytała pokazując mi biały podkoszulek, sweter i czarne leginsy.
Machnęłam dłonią, pogrążając się w swoim cierpieniu.
- Rzucisz mi jakiś golf? Najlepiej taki, aby zakrył również moją twarz, bo mam ochotę skoczyć w przepaść zaraz jak go tam wrzucę...
- Hahahah! Nie przejmuj się tym tak. Wiktor też lubi mnie oznaczać, choć wie, że nie jest przyjemne chodzić z taką plamą, nawet gdy jest w niewidocznym miejscu. Patrz, tą zrobił mi przedwczoraj - przerwała nakładanie leginsów, i dotknęła palcami uda.
- Dosyć! Na prawdę, oszczędź mnie... - skuliłam się zaplątując się w pościeli - Albo najpierw odetnij mi uszy i wydłub oczy.
Postanowiłam, że moje plany zrealizuję w najbliższym wolnym czasie, gdyż po tym jak zeszłyśmy z Moniką na śniadanie, oznajmiono mi, że mamy dzisiaj gości. Rodzeństwo Maćka - Sławek i Justyna, postanowili dzisiaj nas odwiedzić. A wiadomo, że gdy ktoś się zapowiada, to trzeba wypucować cały dom od góry do dołu i z powrotem. Wiktor poszedł odprowadzić Monikę godzinę temu i jakoś się nie kwapił do szybkiego powrotu. A gdy w końcu się zjawił, z buńczuczną minął zabrał się do roboty, wciągając do całego zamieszania Jakuba K. z nadzieją, że ten wykona większość zleconej mu roboty.
- Lidka! Zobacz - chłopczyk podbiegł do mnie trzymając większy od siebie mop, z którego źródełkiem lała się woda.
- Aaaa...! Kuba, wyciśnij go najpierw! - powiedziałam pośpiesznie, pomagając mu z powrotem włożyć go do wiaderka z wodą. Niemalże wyrwał mi go z rąk mówiąc, że sam to zrobi.
Zaśmiałam się wesoło i poczochrałam mu włosy, czując dumę ze szkraba.
- To co? Wytrzesz wszędzie? - zapytałam, sprzątając niewidzialny dla mych oczu, kurz z mebli. Maciek kończył rozwieszać pranie, podśpiewując sobie coś pod nosem. Mama wyjmowała naczynia ze zmywarki, zamierzając pokazać się z jak najlepszej strony - jako idealna pani domu. Właśnie wtedy pojawił się w drzwiach zaginiony książę. Ciesząc się niemiłosiernie, że padło na niego, skocznym krokiem poszedł składać pranie.
Skończyłam ogarniać to wszystko i postanowiłam się niezauważalnie ulotnić, biorąc przykład ze starszego brata. Jednak rodzice mają oczy dookoła głowy i zostałam wrobiona w wyroby cukiernicze. I tak właśnie spędziłam tą ładniejszą część dnia na dogodzenie podniebieniom innym ludziom oraz zwieńczeniu tego wystawianego specjalnie dla nich teatrzyku.
Wstawiłam ciasto do piekarnika, odgarniając splątane włosy z twarzy. Gdy podeszła do mnie Kamila i zdziwiona śladem na odsłoniętej natrętnym nawykiem szyi, powiedziała bezuczuciowym tonem, że coś mnie użarło.
Wkurzona, zawstydzona i przepełniona jeszcze innymi uczuciami stanęłam przed drzwiami winowajcy mojego chorego zachowania. Pocąc się ze stresu i z bijącym niebezpiecznie sercem, wyczekiwałam, aż moim oczom ukażą się te zimne, przeszywane tajemniczością oczy chłopaka.
Mojego chłopaka.
- O, hej - wyglądał na zaskoczonego, lecz nie spojrzał mi prosto w oczy - coś się stało?
- Taaaak.. - zmarszczyłam brwi zaskoczona jego reakcją.
- Hmm... Chcesz wejść? - usunął się, robiąc dla mnie miejsce w małych sionkach.
Weszłam, zdejmując szalik, który miał chronić mnie przed chłodem, jednak nie podołał tylu ujemnym stopniom, które dzisiaj nieustępliwie spadały.
Spojrzałam na niego, napotykając jego rozbawiony wzrok.
- Herbaty?
- Poproszę - uśmiechnęłam się sarkastycznie, jednak wydawał się tego nie wyczuwać. Ignorował to.
- Tak, więc o co chodzi? - zapytał każąc mi usiąść przy stole w kuchni, a sam odwrócił się do mnie plecami zabierając się do utworzenia napoju.
- A nie wiesz? - rzuciłam zbierając włosy w wysoki koczek, ukazując światu ślady naznaczenia.
- Ej, coś cię chyba dziabło - rzucił mimochodem, siadając na przeciwko mnie. Wyciągnął rękę i musnął, pokazując mi gdzie.
W tle rozgrywał się koncert, gdzie pierwsze skrzypce grała kuchenka gazowa, na której stał czajnik, który powoli wchodził, podkreślając nastrój. Tuż, tuż, z kranu cicho kapała woda, a z niebliskiego obszaru dochodziło taktowne warczenie. Całe mieszkanie było przepełnione zapachem Sebastiana, który tak skutecznie mnie uspokajał.
- Tak.. wiem I zastanawiam się, po co? - oparłam brodę na dłoniach, rzucając mu wyzwanie.
Chłopak roześmiał się, a jego oczy zaświeciły zawadiacko.
- To kara...
- Jaka kara?! - nie rozumiałam, a nerwy powoli wyrywały mi się ze smyczy.
- Hahahahah, nie pamiętasz? Dziwne by było, gdybyś pamiętała... Ale mogę ci zaprezentować. Nie ma problemu...
Spojrzałam na niego zdezorientowana, obserwując jak jego wyrzeźbione ciało porusza się w moją stronę.
- Może jednak mi powiesz - spłoszyłam się, gdy złapał mnie pod brodę i zatrzymał swoją twarz w małej odległości ode mnie.
- Tchórzysz?
- Jaaaa...?! - powiedziałam pokazując, co to, to nie ja.
Przejrzał się w moich oczach szukając w nich potwierdzenia, po czym podniósł wątpiąco brew. Niespiesznie, patrząc się intensywnie na moje wargi, które z zażenowania zwilżyłam językiem, przybliżał się. Złapał dolną z nich w zęby i z zainteresowaniem godnym ósmego cudu świata, zaczął ją ssać. Zamknęłam oczy, otwarta na tą przejmującą przyjemność.
Przejechałam czubkiem języka po jego wolnej wardze.
Palcem wskazującym i kciukiem ruszył w wędrówkę po mojej żuchwie, aby na zakończenie zacząć bawić się moimi włosami.
Jego usta zsunęły się na podbródek, szyję, aż do jej zgięcia, gdzie jak zahipnotyzowany, ugryzł mnie lekko.
Dziwne mrowienie skumulowało mi się w brzuchu, wzrastając wraz ze zmianą jego obiektu dotyku.
Położyłam mu dłonie na barkach, chcąc go zatrzymać, lecz nie mogłam zdobyć się na przerwanie tej chwili.
Sebastian odsunął się ode mnie patrząc mi w oczy, w których ujrzałam... nawet nie wiem jak to opisać.
Otrząsnął się, słysząc jęk czajnika, a ja zorientowałam się, że przepełnia mnie zawód. Tak jakbym nie chciała, żeby przerywał.
Czym prędzej stłumiłam w sobie to uczucie, nie zgadzając się z jego istnieniem. Nie chciałam wyjść na jakąś... napaloną...
- Może być zwykła?
Odchrząknęłam pozbywając się pojawiającej się guli w gardle.
- Tak - odpowiedziałam nieswoim głosem.
Sowicki chwycił dwa kolorowe kubki, po czym zaprosił mnie do salonu.
Usiadł blisko mnie, lecz zachowywał dystans nie dotykając mnie choćby centymetrem ciała. Jednak cały czas czułam bijące od niego ciepło, które tak bardzo nie pozwalało mi zebrać myśli.
Czułam jak serce podchodzi mi do gardła, gdy spojrzał na mnie kątem oka. Jednak moje nadzieje spełzły na niczym.
Zakopałam się głębiej w miękkiej kanapie, chcąc się ukryć i uspokoić zanim moje uczucia wezmą nade mną górą.
Wyczekiwałam.
On zwlekał.
Miałam nadzieję...
Czekał.
Dotknęłam jego ramienia, delikatnie, jakbym obawiała się czegoś, a tak właśnie było. Bałam się odrzucenia, wyjaśniania, niezrozumienia, zatopienia się w tym uczuciu, jednocześnie śniąc, aby nigdy się ten sen nie skończył.
Pragnęłam go jeszcze więcej!
Nie odwrócił się, więc z bijącym sercem przybliżyłam się do niego, próbując spojrzeć w okna jego duszy.
Gdy nasze oczy się spotkały, zalałam się rumieńcem i prawie rezygnując z działania, drżącą rękę wplątałam w jego bujne, czarne włosy, które tak mnie w nim pociągały.
Rozchyliłam nieco usta, oddychając cicho. Wyczekując.
Wahałam się. Nerwowo poprawiłam się na zgiętych nogach, po czym przybliżyłam się, mając nadzieję, że to on przejmie inicjatywę. Z resztą jak zawsze. Polegałam na nim, jednak tym razem nie miał zamiaru mi niczego ułatwiać. Chciał, żebym zebrała w sobie maksimum odwagi. A ona wyciekała mi między palcami, nie przejmując się moimi chęciami jej utrzymania w ryzach swojej niemocy.
Serce mało mi nie wyskoczyło, gdy zachęcająco przygryzł wargę.
Zrobiłam to!
I nie spaliłam się ze wstydu; nie zapadłam się pod ziemie, w najgłębsze czeluści ziemi jak oczekiwałam! Nie spadło na mnie niebo, nie zesłano na mnie pioruna zemsty!
Niezgrabnie złapałam go za szyję i zaczęłam bawić się jego całuśnymi ustami. On niczego nie odwzajemnił, lecz położył mi rękę na plecach, nie pozwalając mi uciec.
Denerwowałam się, a on lekko przekręcił się w moją stronę ułatwiając mi czynność.
Gdy odsunęłam się, aby odetchnąć, chłopak szybko przyległ do mnie wraz z wybuchem namiętności. Jego język tańczył, pokazując mi kroki układu. Kazał mi za sobą podążać.
Podniosłam się na kolanach, a on przyciągnął mnie do siebie bliżej, bardziej, więcej...
Było mi gorąco i zimno jednocześnie. Czułam mrowienie w nogach. W całym ciele. Od jego rąk promieniowało tak nieznośne ciepło...
Chwycił za brzegi mojej koszulki dla niepewnych swego ciała, zakompleksionych dziewczyn (co było całkowicie jego winą!) i zaczął ją nieśpiesznie, lecz śmiało ściągać. Aby po chwili wyrzucić ją do czeliści piekieł na pewne zbezczeszczenie.
Jasnooki zszedł z pocałunkami w dół, wzdłuż linii mojej szczęki, na szyję.
Ciche westchnienie wyrwało mi się z gardła, gdy mokre ślady, które po sobie pozostawił na moim ciele, z każdą chwilą próbowało ochłodzić moje rozpalone ciało.
Sowicki jakby zadowolony z siebie położył mnie na kanapie, wygodnie moszcząc się między moimi nogami i z błogim wyrazem twarzy, oparł się na moim brzuchu, który był moim obiektem szczerej nienawiści. A jednak w tej chwili byłam skłonna go zaakceptować, choćby ze względu na to, że on to zrobił.
Odwróciłam zażenowana wzrok, zastanawiając się co teraz mam zrobić. Czy pożegnać się i wyjść? Pójść na całość nie zważając na na cały świat? Obrócić wszystko w chory żart?
Dość szybko przerwał moje przemyślenia, ponownie do mnie się przybliżając, nie dając szansy na ostateczne podjęcie jakiejkolwiek decyzji.
Jego dłonie błądziły po moim brzuchu, piersiach, ramionach, co raz skupiając się na fiszbinach stanika, który widocznie bardzo go drażnił. Podniosłam się, pomagając mu dotrzeć do bramy wolności moich piersi. Wykorzystał takową szansę i powoli, napawając się każdą chwilą spędzoną w moim towarzystwie.
Cała ta odwaga, zaczęła mnie opuszczać niczym przedziurawiony balon, co starał się zignorować.
Miał zimne ręce. Poczułam jak dreszcz przechodzi mnie po ciele, gdy zahaczył dłonią o sutek.
Głośno nabrałam powietrza, nieznacznie poruszając biodrami, co nie uszło jego uwadze, gdyż przygwoździł mnie całym swoim ciałem.
- Sebastian... - jęknęłam nie czując wolności w manewrach.
Mruknął tylko całując mój dekolt, a rękoma obejmując i delikatnie ugniatając to, co w końcu wpadło w jego ręce.
Odchyliłam głowę do tyłu, gdy jego mokre pocałunki przeniosły się na obojczyki, ramiona, szyję, ponownie spadając w dół.
Ciepło w moim ciele skumulowało się w moim podbrzuszu, co raz przybierając przybierając na sile. Trzęsły mi się dłonie, którymi próbowałam kontrolować jego postawę, jednak w niczym to by nie pomogło przemokłej gąbce, która nie może dobrowolnie jej się z siebie wyprzeć, a do tego siły fizyki działają przeciw niej.
Powrócił, przylegając do mnie jeszcze bardziej, Wydałoby się, że nie dzielą nas już żadne centymetry, jednak z czasem te przypuszczenie, stopniowo zostawały przekreślone.
Powoli traciłam oddech, a moje serce przyśpieszyło niebezpiecznie. Czułam, jak mimowolnie zaczynam się trząść, a w głowie wybuchła rewolucja. Powoli ogarniała mnie nieznośna myśl, zaczynałam panikować.
Sebastian jak w transie, gładził moje ciało, podbudowując dotyk wydychanym na moją już i tak przeszytą gęsią skórką skórą.
- Seba... - wyszeptałam, przed tym jak lekko przygryzł mi obojczyk. - Ssse..!
Jego ręce błądziły nieprzerwanie, chcąc przełamać wszystkie możliwe moje bariery intymności.
Ale... ja nie byłam jeszcze na to gotowa? Ja... chciałam go, chciałam go więcej, ale... Ale nie teraz! Nie takiego. Bałam się... tej chwili, tego co będzie potem, czy go nie zawiodę, czy będę wystarczająca, aby go zaspokoić. Bałam się samej siebie, ale to jego skupienie przerażało mnie najbardziej. Już nie mogłam rozróżnić, czy dreszcze, które mimowolnie po mnie biegały, były skutkiem jego obecności czy może tego, że... zwyczajnie tchórzyłam...
- Sebastian - próbowałam go odepchnąć, lecz wyłączył się na tyle, że nawet mnie nie usłyszał. Jego ręka niebezpiecznie przesunęła się na rozporek moich dżinsów. Coś bezlitośnie ścisnęło mnie w podbrzuszu wyczekując.
Przekręciłam się pod nim, próbując jak najszybciej uwolnić się od jego silnych ramion, które dawały mi nieskończoną ilość bezpieczeństwa, którego tak od niego oczekiwałam.
Spojrzał na mnie TAKIM wzrokiem, po czym odskoczył ode mnie, niezdarnie spadając z kanapy.
Zakryłam się rękoma, chcąc jak najszybciej pozbyć się tego nieznośnego uczucia, które się we mnie kotłowało. Czułam jak policzki palą się żywym ogniem. Wstałam i zaczęłam się pośpiesznie ubierać.
- Lidka... - chłopak zaczął, lecz zignorowałam go, skupiając się na odzyskaniu regularnego oddechu.
Poczułam wyrzuty sumienia, że tak go zostawiam, lecz musiałam odetchnąć. Gdy wychodziłam z pokoju, chłopak siedział na podłodze, plecami zawierzając się kanapie. Jedno ramie oparł na kolanie, a drugą ręką gładził miękkie włosy. Nie odprowadził mnie wzrokiem.
Zacisnęłam zęby i wyszłam jak najszybciej, czując bezlitosny cios zimowego powietrza. Zatrzymałam się na końcu ulicy, próbując uspokoić swoje rozszalałe serce.
Jeden, dwa, trzy, cztery oddechy.
Nic.
Spojrzałam na swoje dłonie, które drżały tak mocno... czym prędzej schowałam je pod pachy, nie przejmując się przenikającym do kości zimnem. W chwili roztargnienia bezmyślnie skierowałam się do domu przyjaciółki.
Otworzyła drzwi nie kryjąc swojego zdziwienia nagłą wizytą.
- Lidia?
- Hej - spróbowałam podnieść oba kąciki ust ku górze, jednak same chęci na nic się zdały.
- Kto to? - wplątał się miedzy nas surowy, męski głos.
Dziewczyna nie wiedząc co zrobić spoglądała to do środka to na mnie.
Zamrugałam, domyślając się, że nie trafiłam w czasie i zaczęłam się wycofywać.
- Pożegnaj się i wracaj! Jesteśmy w trakcie posiłku.
- Lidka... wybacz. To może poczekać do jutra? - spojrzała na mnie wyrażając skruchę.
- Jasne - zacisnęłam oczy, aby nie dopuścić do wydostania się łez na ten świat, potwierdzając słowa dodatkowo szerokim uśmiechem - To cześć. I wybacz za najście.
Już się odwracałam, gdy poczułam jak Monika ścisnęła mnie za ramię, po czym wciągnęła mnie do środka, zatrzaskując drzwi.
Przyłożyła palec do ust, drugą ręką zaś wskazując na schody prowadzące na górę.
- Zaraz przyjdę - wyszeptała.
Z rosnącym poczuciem winy, cicho weszłam do jej pokoju, nawet nie przejmując się zapalaniem światła. Usiadłam na jej łóżku chwytając jedną z wielu ozdobnych poduszek, po czym zaczęłam ją z dokładnością chirurga skubać. Przerwano mi, gdy zapalono światło. Podniosłam niepewnie wzrok, napotykając szczupłą sylwetkę Moniki, która usiadła obok mnie, opierając się plecami o zagłówek łóżka.
Czekała, aż rozpocznę swój monolog.
Ja jednak milczałam próbując zdławić w sobie wszelkie wzbierające uczucia.
- O czym chciałaś pogadać?
- Jak ci minął dzień? - rzuciłam ignorując zadane przez nią pytanie.
- Ej...! - chciała zwrócić na sobie moją uwagę.
- Ekhem... ja jednak już pójdę - poczułam jak nagle powstała gula w straszliwym tempie powiększa swe rozmiary.
- Siadaj i mów do jasnej ciasnej co się stało! - zdenerwowała się, złapała mnie za ramię i zmusiła, abym spojrzała w jej szczere, przepełnione skierowaną w moją stronę dawką wsparcia, oczy.
- Lidka...?
- Ja...- zaczęłam nieswoim głosem - On... - pokręciłam przecząco głową, dochodząc do wniosku, że jednak nie to chciałam powiedzieć. - My...
Dłonie ponownie odnalazły ukojenie w rozdygotanym rytmie. Zacisnęłam je w pięści. A gdy i to nie przyniosło wielkich efektów, schowałam je między nogi, próbując utrzymać całą stałą formę.
- Czy ON... coś ci zrobił? - zapytała przerażonym głosem, a ja niemalże ze łzami w oczach i lekkim bulwersem, który chciałam jej pokazać, zwróciłam się w jej stronę kręcąc energicznie głową. Pozostał mi tylko ten gest, gdyż gula w gardle odebrała mi wszelką władzę.
- Boże drogi! Ale to skur... - zacisnęła usta, próbując się opanować - Nie zostawię tak tego! Już ON popamięta! Kochana, ćśśś... jesteś już bezpieczna - zaczęła wypluwać słowa jak z karabinu maszynowego, po czym wzięła mnie czule w ramiona, co spowodowało, że cała się rozpadłam. Jednakże odepchnęłam ją, zaprzeczając całą sobą jej słowom.
- On... Nie! - wykrztusiłam, a ta znowu mnie do siebie przygarnęła. Byłam jej za to wdzięczna. - Całe szczęście. Ćśśś... już dobrze, już dobrze - zaczęła pocierać moje ramię. - A teraz powiedz co się stało - odezwała się, gdy z grubsza się uspokoiłam. Jednak cały czas była przy mnie.
- My... - zacisnęłam usta nie wiedząc jak ująć to wszytko w słowa. A może był to po prostu wstyd?
- Uprawialiście seks? - podsunęła śmiertelnie poważnym głosem, domyślając sobie różne scenariusze.
Szybko pokręciłam głową, nie chcąc, aby obrała już stronę.
- Pokłóciliście się?
- Nie... On... całowaliśmy się, a wtedy ja przestraszyłam się. On wydawał się jakiś taki dziwny. Jakby był zahipnotyzowany... a ja... ja uciekłam - do oczu napłynęła mi nowa fala łez, ale tym razem przełknęłam ich gorycz, próbując się opanować. W wyniku czego dostałam czkawki. Poczułam jak przepełnia mnie uczucie bezsilności, napierające na moją samoświadomość z taką siłą, iż myślałam, że wszystkie zabezpieczenia ugną się pod jej ciężarem.
- Czyli... gdy sprawy zaszły za daleko ty uciekłaś? - zapytała analizując moją wypowiedz.
Odwróciłam wzrok, ukrywając przed nią dręczące mnie zażenowanie.
- Eeej! Lidia, przecież nic się nie stało - rzuciła pocieszając mnie, gdy znowu wyrwało mi się płaczliwe westchnienie - Po prostu nie jesteś jeszcze na to gotowa. Każdy ma swój czas, więc nie musisz się do niczego zmuszać.
- Ale... ja go zraniłam - powiedziała łamliwym tonem - Zrobiłam mu nadzieję i to podobno drugi raz, a potem uciekłam!
- A wolałabyś żeby dokończył to co zaczął? Nawet gdybyś się nie zgodziła? Próbowała uciec?
Jej słowa były dla mnie niczym siarczysty policzek.
- No właśnie. Słuchaj, tu muszą chcieć obie strony. Na tym to polega. Aby każdy czerpał z tego przyjemność. A Sebastian cię kocha, więc poczeka. Nie będzie cie zmuszał o ile sama nie będziesz na siebie naciskać. Nie patrz tu na innych, bo w tej chwili to TY jesteś najważniejsza! Ty i twoje uczucia.
Nic się nie odezwałam, wiedząc, że dziewczyna ma rację. A ja z czasem coraz bardziej czułam, że zrobiłam z siebie idiotkę.
Westchnęłam żałośnie, przytuliłam się do niej i poprosiłam, aby odprowadziła mnie do drzwi.
Gdy wróciłam do domu, u progu natknęłam się na komitet powitalny składający się z mojej matki oraz najmłodszego członka rodziny.
- Ooo, nareszcie raczyłaś wrócić - rzuciła przez ramię, zamykając drzwi łazienki.
- Lidka! - Kuba z mokrymi jeszcze włosami podbiegł do mnie, przytulając się do moich nóg. Był ubrany w niebieską piżamkę z jakimiś postaciami z bajki, dzięki czemu jego głębokie niebieskie oczy błyszczały w całej konstelacji całego ciała.
- Cześć młody - zdjęłam kurtkę, po czym odłożyłam ja na wieszak. Chłopczyk uczepiwszy się mojej nogi, szedł wraz ze mną, skutecznie spowalniając tempo naszego marszu.
Z kuchni dochodziły głosy żywiołowej rozmowy, a właśnie tam kończyła się nasza wyczerpująca trasa.
Niczym ćma do ognia, zbliżyłam się do oblężonego wężami pomieszczenia. Syk i wyczuwalny zapach jadu napadły na mnie przy wejściu, wpychając się do gardła. Próbowałam zatamować im drogę, odciąć się, jednak były silniejsze ode mnie, ich siła woli, zmuszała mnie do posłuszeństwa i oddania kontroli nad wszystkim co jest mi tak dobrze znane.
- Hej - uśmiechnęłam się do zebranej, przyszywanej rodziny, wtrącając się komuś w zdanie.
- Cześć - szeroko uśmiechnął się starszy brat Maćka, Zbyszek. Był wysokim mężczyzną po 40 z czarnymi okularami na nosie i ciemną, rozwianą czupryną. Jego jasne oczy, zarażały otwartością do życia, a luźna postawa wspierała atmosferę.
- Hej - odezwała się Justyna, bawiąc się uchem filiżanki, stojącej przed nią. Średniej długości blond włosy miała szczepione w wysoki kucyk
Podeszłam do zlewu i napełniłam stojącą nieopodal szklankę wodą, po czym oparłam się o blat szafek, cały czas zmuszając się do wypchnięcia dzisiejszego dnia z myśli, jednak i to okazało się ponad moje siły.
Cały czas moje ciało wspominało jego palący dotyk, koloryzując go przy każdym kroku. Wyobraźnia szła dalej o całe kilometry, wyprzedzając bieg zdarzeń, a ja stojąca w całym tym epicentrum, sączyłam spokojnie wodę, zalewając strumieniami okoliczne ogniska.
Drżącą ręką odstawiłam szklankę i uciekłam na górę, kulturalnie się żegnając z gośćmi. Gdy stanęłam na korytarzu, opuściły mnie wszelkie siły, a wola rozpołowiła na dwie równe części ciągnąć mnie w przeciwne kierunki. Światło czy ciemność?
Światło czy ciemność?
Światło czy...
_______________
Uff... :3 wiem, wiem wiem... dużo się u mnie działo, a rozdział pisał się jak zaczarowany. Miałam dodać go wcześniej, ale nie wyrobiłam się przed przyjęciem urodzinowym i... dupka! Ale jest :D Zaczyna się (u mnie przynajmniej) nowe półrocze. Koniec ferii!! TT.TT Ale jest dobrze. Mam nadzieję, że spędziliście je w wybornym gronie :D Albo spędzicie!
Ale... pojawiają się nowe siły, motywacje itp.. więc postaram się! >,< nie tłumaczę, aby nie zapeszyć ;)
Ale trzymajcie kciuki, gdyż ponieważ bo... powoli (małymi kroczkami) zbliżamy się do końca :3 ufff.. xD jeszcze się będzie działo, ale już czuję się z siebie dumna :D Tak daleko zaszłam!
PS. U moich ukochanych autorów, za których się wzięłam za czytanie, podziwianie, schlebianie, opierdzielanie i jeszcze wiele więcej... nie martwicie się, gdyż wszystko nadrabiam, odwiedzam Was i broń boże nie zapomniałam o Waszym istnieniu :) Próbuje, czytam, smakuje :) ale wybaczcie tymczasowy brak komentarzy :/ spróbuję się ogarnąć i to nadrobić.
Dzięki, że jeszcze ze mną jesteście :*
Jednak się nie poddawałam. Trwałam dalej w przekonaniu, że jeśli to JA, to dam radę! Muszę. Oczekują tego ode mnie. Ja sama tego od siebie wymagam...
W drzwiach, dosłownie wpadłam na rozszalałego blondyna, sięgającego mi ledwie za pas. Spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi, zaskoczonymi oczami, po czym z naburmuszoną miną tupnął nogą.
- Dlaczego wstałaś? Chciałem cie obudzić!
- Następnym razem, młody - westchnęłam, nie czując się na siłach, aby wdawać z nim w jakiekolwiek dyskusje.
Zeszłam na dół, aby schłodzić pulsujące od jarzącego się żaru żyły, gardło zmienić na piękną oazę, której każdy podróżny będzie poszukiwał na zwieńczenie wyprawy, a na koniec i tak jej nie znajdzie.
Nalałam do wysokiej szklanki zimnej wody, pomijając przebywające w kuchni towarzystwo.
- Dzień dobry - matka upominała się o dzienny zasób klasy osobistej, podtrzymywała nasze maniery w nienagannym jej mniemaniem stanie.
Mruknęłam w odpowiedzi do szklanki, wolno delektując się tym nektarem bogów, który tak szlachetnie spływał po przeznaczonej mu drodze, napełniając cały organizm nowym zasobem energii, orzeźwienia, radości, młodości.
- Mamo, mamo! Litka, już wstała! - chłopiec rzucił się na krzesło, zasiadając na przeciwko swojego stworzyciela z połowicznym udziałem. Mężczyzna uśmiechnął się do niego zadziornie, przypominając swoim zachowaniem bardziej wyrośniętego brata Kuby niźli jego ojca, który byłby szanowanym wzorem do naśladowania, pokryty marmurową powłoką, niedostępną dla ujścia jego wnętrza. Nie, on nie był taki. Nie chciał, aby jego syn, potomek z krwi i kości nie posiadał ojca. Chciał być częścią jego życia, chciał go wypełniać swoją osobą, być dla niego kimś wyjątkowy, jedynym w swoim rodzajem, wsparciem, poradą, ramieniem. A przecież dzielił te uczucia na cztery!
Jego zasób miłości widocznie był nieskończony, niczym magiczna kieszeń Kleksa. Był życzliwy, miły, uczynny... Człowiek idealny!
- Jak samopoczucie? - zapytał się mężczyzna spokojnym głosem, z nutką zainteresowania.
- Czuję się jakby walnął we mnie pośpieszny - powiedziałam kładąc się na blacie wielkiego stołu, palcami przejeżdżając po kruszonym szkle naczynia.
Zaśmiał się melodyjnie.
- Ale fajnie, że od razu po sobie pozbieraliście.
- Tsaa...
- I wcześnie się jakoś to wszystko skończyło, myśleliśmy, że jak przyjedziemy, to będzie trzeba wszystkich porozwozić, posprzątać, ale widać, że można wam zaufać, skoro wszystkim się zajęliście.
- Dzięki - powiedziałam jak najnaturalniej jak potrafiłam. Nie chciałam żeby się na nas zawiedli, jednak z drugiej strony czułam się nie fair względem Sebastiana, który był naszym wsparciem i oczkiem balu.
- Heeej - do kuchni wszedł kolejny współlokator, ziewając i przeciągając się namiętnie. I kolejny zboczeniec zaczyna paradować bez ubrań.
Wiktor otworzył lodówkę, po czym upił wielki łyk mleka, nie racząc wziąć szklanki w rękę.
- Hmm... Możesz pójść na górę na chwilę? Monika chciała coś od Ciebie - rzucił lekko, po czym zabrał się do tworzenia śniadania.
- Zrób mi też - powiedziałam wychodząc z pomieszczenia. Gdy dotarłam na górę, najpierw zajrzałam do pokoju brata, i zaraz pożałowałam, że odkryłam norę wilka. Szybko zamknęłam drzwi, i wróciłam do siebie, zastając gościa w pozie medytacyjnej na mojej pościeli.
- Sorki, że przeszkadzam tak wcześnie, ale chciałam zapytać czy pożyczysz mi jakieś ciuchy ,bo starzy mnie zabiją jak wrócę w tych śmierdzących alkoholem - odezwała się, gdy rzuciłam się na łóżko.
- Pewnie - powiedziałam w poduszkę - Nawet nie musisz się pytać. Masz zezwolenie na wygrzebanie sobie czegoś - wstałam, wzięłam bieliznę na zmianę i już zamierzałam skocznym krokiem przemierzyć kilometry dzielące mnie od osobistej, publicznej łazienki. Jednak zatrzymałam się i zwróciłam do szarookiej.
- Myłaś się już? Bo jeśli chcesz, to mykaj przede mną - uśmiechnęłam się do niej, siadając z powrotem na łóżko.
- Serio? To nie było by przegięcie? Kłopot? - zmieszała się.
- No coś ty. Chodź pokażę ci co i jak.
Dałam dziewczynie ręczniki i pozwoliłam rozkoszować się w oazie domowego spokoju.
Ponownie usiadłam na łóżku, przyglądając się otwartej szafie. Po czym postanowiłam wymienić zwykły stanik na ten bardziej falbaniasty o żywym kolorze, co prawdopodobnie było najlepszą decyzją mojego życia, w tamtej chwili.
Wzięłam swoje podstawowe odzienie i postanowiłam zrezygnować z oczekiwania na zwolnienie mojej wany na rzecz prysznica na dole. Rozebrałam się, starannie omijając wzrokiem lustro, i weszłam w przyjemny strumień ciepła, a powstała szybko para, otuliła mnie swoimi matczynymi ramionami, wspierając całą swoją istotą w dalszych wyborach.
Westchnęłam sięgając po wiśniowy żel, nalałam sobie go na rękę, czując rozprzestrzeniającą się wesoło woń, po czym pianą utworzoną na dłoniach, zaczęłam wmasowywać ją w ramiona, szyję, kark, piersi, dopóki nie odkryłam czegoś nowego.
Ciszę, którą przecinał jedynie szum lejącej się wody, zmącił dodatkowo mój krzyk, który wyrażał zdziwienie, zaskoczenie, irytację, wzbierającą złość i jeszcze parę emocji, których nie potrafiłam opisać.
Pośpiesznie dokończyłam czynności mające pozbycia się wszelkich śladów wczorajszego dnia, przyglądając się pozostałym częściom ciała, szukając kolejnych niespodzianek. Wytarłam się pośpiesznie, nałożyłam pierwsze warstwy materiału na ciało, owinęłam się włochatym ręcznikiem, włosy zawinęłam w turban, i próbując prześcignąć wiatr zamknęłam się w pokoju, Po drodze ignorując pytanie ''czy coś się stało''. Nie! Nic takiego! Skądże!
- Kurr... czaczki pieczone w panierce z KFC, podane na tacy z McDonalda z logo innych śmieciowych i równie smacznych knajp - próbowałam się uspokoić, w myślach modląc się o to, by jednak coś mi się przywidziało.
Na wszelki wypadek zaczęłam planować zemstę...
Zsunęłam ręcznik z ciała i jęknęłam, przyglądając się swojemu odbiciu w małym lusterku, skonfiskowanym z łazienki. Przeraził mnie ten widok. Drżącą dłonią dotknęłam malinowej szramy pod prawym obojczykiem, po czym przeskoczyłam na inne, które drażniły mnie swoją obecnością. Policzyłam je, nabierając powietrza przy każdej kolejnej. Jedna pod obojczykiem, trzy na żebrach, przy pępku i na biodrze.
- Co to za... - chciałam krzyczeć, drzeć, drapać, niszczyć, zgniatać, deptać...!
Ten atak złości nagle przerwała mi kolejna osoba, nie mogąca zostawić mnie zatapiającej się w swoim cierpieniu.
Sięgnęłam szybko po ręcznik, chcąc zakryć gryzące moją osobę znaki, i spłynęłam głębokim rumieńcem, widząc zszokowaną minę Moniki.
- Co...? Kto...? - wybuchła gromkim śmiechem, łapiąc się za brzuch.
- To nie jest śmieszne! - powiedziałam płaczliwym tonem.
- No nieźle - dziewczyna próbowała się uspokoić, jednak szło to jej z małym powodzeniem. Obeszła mnie próbując zobaczyć zbrodnię w świetle dnia - Aleś ty malinowa się zrobiła - zażartowała wpadając we własną pułapkę rozbawienia.
- Monika! Ile to się będzie trzymać?! - usiadłam na łóżku, ukrywając twarz w dłoniach.
- Nie wiem - odkaszlnęła głośno, po czym z wielkim uśmiechem na twarzy, przyjrzała mi się badawczo. - O i tu kolejna - dotknęła palcem miejsca za szczęką.
- Nieee! Proszę, powiedz, że żartujesz - uciekłam od niej szybko, zasłaniając miejsca ręką.
- Sory, ale ona nadal tam będzie - spojrzała na mnie z wesoło tańczącymi źrenicami.
- Zabiję, uduszę, spalę, ugotuję, zadźgam, oskalpuję, wytnę jądra i każe zjeść, przejadę tirem... - zaczęłam wymieniać czynności, które jak najbardziej podobały mi się jako alternatywa odegrania się na towarzyszu, z lekkim mroczkiem w mózgu.
- To wesołą miałaś noc - Kulik podeszła do mojej szafy, nie pozbywając się wesołości, jaką jej zgotowałam. Zaczęła przeglądać ubrania - No i jak było?
- Nie prawda! - rzuciłam pośpiesznie, jednak naszła mnie migrena i opadłam na materac - Kur... mam mgliste wspomnienia... - mruknęłam sama do siebie, po czym zrugałam się w myślach - Dobra. Zamknij się już, bo głowa mnie przez Ciebie boli.
- Przeze mnie?! - odwróciła się do mnie, znacząco poruszając brwiami.
- Zabiję... Uduszę tak, że popamięta... - wygrażałam w próżnie.
- Mogę to? - spytała pokazując mi biały podkoszulek, sweter i czarne leginsy.
Machnęłam dłonią, pogrążając się w swoim cierpieniu.
- Rzucisz mi jakiś golf? Najlepiej taki, aby zakrył również moją twarz, bo mam ochotę skoczyć w przepaść zaraz jak go tam wrzucę...
- Hahahah! Nie przejmuj się tym tak. Wiktor też lubi mnie oznaczać, choć wie, że nie jest przyjemne chodzić z taką plamą, nawet gdy jest w niewidocznym miejscu. Patrz, tą zrobił mi przedwczoraj - przerwała nakładanie leginsów, i dotknęła palcami uda.
- Dosyć! Na prawdę, oszczędź mnie... - skuliłam się zaplątując się w pościeli - Albo najpierw odetnij mi uszy i wydłub oczy.
Postanowiłam, że moje plany zrealizuję w najbliższym wolnym czasie, gdyż po tym jak zeszłyśmy z Moniką na śniadanie, oznajmiono mi, że mamy dzisiaj gości. Rodzeństwo Maćka - Sławek i Justyna, postanowili dzisiaj nas odwiedzić. A wiadomo, że gdy ktoś się zapowiada, to trzeba wypucować cały dom od góry do dołu i z powrotem. Wiktor poszedł odprowadzić Monikę godzinę temu i jakoś się nie kwapił do szybkiego powrotu. A gdy w końcu się zjawił, z buńczuczną minął zabrał się do roboty, wciągając do całego zamieszania Jakuba K. z nadzieją, że ten wykona większość zleconej mu roboty.
- Lidka! Zobacz - chłopczyk podbiegł do mnie trzymając większy od siebie mop, z którego źródełkiem lała się woda.
- Aaaa...! Kuba, wyciśnij go najpierw! - powiedziałam pośpiesznie, pomagając mu z powrotem włożyć go do wiaderka z wodą. Niemalże wyrwał mi go z rąk mówiąc, że sam to zrobi.
Zaśmiałam się wesoło i poczochrałam mu włosy, czując dumę ze szkraba.
- To co? Wytrzesz wszędzie? - zapytałam, sprzątając niewidzialny dla mych oczu, kurz z mebli. Maciek kończył rozwieszać pranie, podśpiewując sobie coś pod nosem. Mama wyjmowała naczynia ze zmywarki, zamierzając pokazać się z jak najlepszej strony - jako idealna pani domu. Właśnie wtedy pojawił się w drzwiach zaginiony książę. Ciesząc się niemiłosiernie, że padło na niego, skocznym krokiem poszedł składać pranie.
Skończyłam ogarniać to wszystko i postanowiłam się niezauważalnie ulotnić, biorąc przykład ze starszego brata. Jednak rodzice mają oczy dookoła głowy i zostałam wrobiona w wyroby cukiernicze. I tak właśnie spędziłam tą ładniejszą część dnia na dogodzenie podniebieniom innym ludziom oraz zwieńczeniu tego wystawianego specjalnie dla nich teatrzyku.
Wstawiłam ciasto do piekarnika, odgarniając splątane włosy z twarzy. Gdy podeszła do mnie Kamila i zdziwiona śladem na odsłoniętej natrętnym nawykiem szyi, powiedziała bezuczuciowym tonem, że coś mnie użarło.
Wkurzona, zawstydzona i przepełniona jeszcze innymi uczuciami stanęłam przed drzwiami winowajcy mojego chorego zachowania. Pocąc się ze stresu i z bijącym niebezpiecznie sercem, wyczekiwałam, aż moim oczom ukażą się te zimne, przeszywane tajemniczością oczy chłopaka.
Mojego chłopaka.
- O, hej - wyglądał na zaskoczonego, lecz nie spojrzał mi prosto w oczy - coś się stało?
- Taaaak.. - zmarszczyłam brwi zaskoczona jego reakcją.
- Hmm... Chcesz wejść? - usunął się, robiąc dla mnie miejsce w małych sionkach.
Weszłam, zdejmując szalik, który miał chronić mnie przed chłodem, jednak nie podołał tylu ujemnym stopniom, które dzisiaj nieustępliwie spadały.
Spojrzałam na niego, napotykając jego rozbawiony wzrok.
- Herbaty?
- Poproszę - uśmiechnęłam się sarkastycznie, jednak wydawał się tego nie wyczuwać. Ignorował to.
- Tak, więc o co chodzi? - zapytał każąc mi usiąść przy stole w kuchni, a sam odwrócił się do mnie plecami zabierając się do utworzenia napoju.
- A nie wiesz? - rzuciłam zbierając włosy w wysoki koczek, ukazując światu ślady naznaczenia.
- Ej, coś cię chyba dziabło - rzucił mimochodem, siadając na przeciwko mnie. Wyciągnął rękę i musnął, pokazując mi gdzie.
W tle rozgrywał się koncert, gdzie pierwsze skrzypce grała kuchenka gazowa, na której stał czajnik, który powoli wchodził, podkreślając nastrój. Tuż, tuż, z kranu cicho kapała woda, a z niebliskiego obszaru dochodziło taktowne warczenie. Całe mieszkanie było przepełnione zapachem Sebastiana, który tak skutecznie mnie uspokajał.
- Tak.. wiem I zastanawiam się, po co? - oparłam brodę na dłoniach, rzucając mu wyzwanie.
Chłopak roześmiał się, a jego oczy zaświeciły zawadiacko.
- To kara...
- Jaka kara?! - nie rozumiałam, a nerwy powoli wyrywały mi się ze smyczy.
- Hahahahah, nie pamiętasz? Dziwne by było, gdybyś pamiętała... Ale mogę ci zaprezentować. Nie ma problemu...
Spojrzałam na niego zdezorientowana, obserwując jak jego wyrzeźbione ciało porusza się w moją stronę.
- Może jednak mi powiesz - spłoszyłam się, gdy złapał mnie pod brodę i zatrzymał swoją twarz w małej odległości ode mnie.
- Tchórzysz?
- Jaaaa...?! - powiedziałam pokazując, co to, to nie ja.
Przejrzał się w moich oczach szukając w nich potwierdzenia, po czym podniósł wątpiąco brew. Niespiesznie, patrząc się intensywnie na moje wargi, które z zażenowania zwilżyłam językiem, przybliżał się. Złapał dolną z nich w zęby i z zainteresowaniem godnym ósmego cudu świata, zaczął ją ssać. Zamknęłam oczy, otwarta na tą przejmującą przyjemność.
Przejechałam czubkiem języka po jego wolnej wardze.
Palcem wskazującym i kciukiem ruszył w wędrówkę po mojej żuchwie, aby na zakończenie zacząć bawić się moimi włosami.
Jego usta zsunęły się na podbródek, szyję, aż do jej zgięcia, gdzie jak zahipnotyzowany, ugryzł mnie lekko.
Dziwne mrowienie skumulowało mi się w brzuchu, wzrastając wraz ze zmianą jego obiektu dotyku.
Położyłam mu dłonie na barkach, chcąc go zatrzymać, lecz nie mogłam zdobyć się na przerwanie tej chwili.
Sebastian odsunął się ode mnie patrząc mi w oczy, w których ujrzałam... nawet nie wiem jak to opisać.
Otrząsnął się, słysząc jęk czajnika, a ja zorientowałam się, że przepełnia mnie zawód. Tak jakbym nie chciała, żeby przerywał.
Czym prędzej stłumiłam w sobie to uczucie, nie zgadzając się z jego istnieniem. Nie chciałam wyjść na jakąś... napaloną...
- Może być zwykła?
Odchrząknęłam pozbywając się pojawiającej się guli w gardle.
- Tak - odpowiedziałam nieswoim głosem.
Sowicki chwycił dwa kolorowe kubki, po czym zaprosił mnie do salonu.
Usiadł blisko mnie, lecz zachowywał dystans nie dotykając mnie choćby centymetrem ciała. Jednak cały czas czułam bijące od niego ciepło, które tak bardzo nie pozwalało mi zebrać myśli.
Czułam jak serce podchodzi mi do gardła, gdy spojrzał na mnie kątem oka. Jednak moje nadzieje spełzły na niczym.
Zakopałam się głębiej w miękkiej kanapie, chcąc się ukryć i uspokoić zanim moje uczucia wezmą nade mną górą.
Wyczekiwałam.
On zwlekał.
Miałam nadzieję...
Czekał.
Dotknęłam jego ramienia, delikatnie, jakbym obawiała się czegoś, a tak właśnie było. Bałam się odrzucenia, wyjaśniania, niezrozumienia, zatopienia się w tym uczuciu, jednocześnie śniąc, aby nigdy się ten sen nie skończył.
Pragnęłam go jeszcze więcej!
Nie odwrócił się, więc z bijącym sercem przybliżyłam się do niego, próbując spojrzeć w okna jego duszy.
Gdy nasze oczy się spotkały, zalałam się rumieńcem i prawie rezygnując z działania, drżącą rękę wplątałam w jego bujne, czarne włosy, które tak mnie w nim pociągały.
Rozchyliłam nieco usta, oddychając cicho. Wyczekując.
Wahałam się. Nerwowo poprawiłam się na zgiętych nogach, po czym przybliżyłam się, mając nadzieję, że to on przejmie inicjatywę. Z resztą jak zawsze. Polegałam na nim, jednak tym razem nie miał zamiaru mi niczego ułatwiać. Chciał, żebym zebrała w sobie maksimum odwagi. A ona wyciekała mi między palcami, nie przejmując się moimi chęciami jej utrzymania w ryzach swojej niemocy.
Serce mało mi nie wyskoczyło, gdy zachęcająco przygryzł wargę.
Zrobiłam to!
I nie spaliłam się ze wstydu; nie zapadłam się pod ziemie, w najgłębsze czeluści ziemi jak oczekiwałam! Nie spadło na mnie niebo, nie zesłano na mnie pioruna zemsty!
Niezgrabnie złapałam go za szyję i zaczęłam bawić się jego całuśnymi ustami. On niczego nie odwzajemnił, lecz położył mi rękę na plecach, nie pozwalając mi uciec.
Denerwowałam się, a on lekko przekręcił się w moją stronę ułatwiając mi czynność.
Gdy odsunęłam się, aby odetchnąć, chłopak szybko przyległ do mnie wraz z wybuchem namiętności. Jego język tańczył, pokazując mi kroki układu. Kazał mi za sobą podążać.
Podniosłam się na kolanach, a on przyciągnął mnie do siebie bliżej, bardziej, więcej...
Było mi gorąco i zimno jednocześnie. Czułam mrowienie w nogach. W całym ciele. Od jego rąk promieniowało tak nieznośne ciepło...
Chwycił za brzegi mojej koszulki dla niepewnych swego ciała, zakompleksionych dziewczyn (co było całkowicie jego winą!) i zaczął ją nieśpiesznie, lecz śmiało ściągać. Aby po chwili wyrzucić ją do czeliści piekieł na pewne zbezczeszczenie.
Jasnooki zszedł z pocałunkami w dół, wzdłuż linii mojej szczęki, na szyję.
Ciche westchnienie wyrwało mi się z gardła, gdy mokre ślady, które po sobie pozostawił na moim ciele, z każdą chwilą próbowało ochłodzić moje rozpalone ciało.
Sowicki jakby zadowolony z siebie położył mnie na kanapie, wygodnie moszcząc się między moimi nogami i z błogim wyrazem twarzy, oparł się na moim brzuchu, który był moim obiektem szczerej nienawiści. A jednak w tej chwili byłam skłonna go zaakceptować, choćby ze względu na to, że on to zrobił.
Odwróciłam zażenowana wzrok, zastanawiając się co teraz mam zrobić. Czy pożegnać się i wyjść? Pójść na całość nie zważając na na cały świat? Obrócić wszystko w chory żart?
Dość szybko przerwał moje przemyślenia, ponownie do mnie się przybliżając, nie dając szansy na ostateczne podjęcie jakiejkolwiek decyzji.
Jego dłonie błądziły po moim brzuchu, piersiach, ramionach, co raz skupiając się na fiszbinach stanika, który widocznie bardzo go drażnił. Podniosłam się, pomagając mu dotrzeć do bramy wolności moich piersi. Wykorzystał takową szansę i powoli, napawając się każdą chwilą spędzoną w moim towarzystwie.
Cała ta odwaga, zaczęła mnie opuszczać niczym przedziurawiony balon, co starał się zignorować.
Miał zimne ręce. Poczułam jak dreszcz przechodzi mnie po ciele, gdy zahaczył dłonią o sutek.
Głośno nabrałam powietrza, nieznacznie poruszając biodrami, co nie uszło jego uwadze, gdyż przygwoździł mnie całym swoim ciałem.
- Sebastian... - jęknęłam nie czując wolności w manewrach.
Mruknął tylko całując mój dekolt, a rękoma obejmując i delikatnie ugniatając to, co w końcu wpadło w jego ręce.
Odchyliłam głowę do tyłu, gdy jego mokre pocałunki przeniosły się na obojczyki, ramiona, szyję, ponownie spadając w dół.
Ciepło w moim ciele skumulowało się w moim podbrzuszu, co raz przybierając przybierając na sile. Trzęsły mi się dłonie, którymi próbowałam kontrolować jego postawę, jednak w niczym to by nie pomogło przemokłej gąbce, która nie może dobrowolnie jej się z siebie wyprzeć, a do tego siły fizyki działają przeciw niej.
Powrócił, przylegając do mnie jeszcze bardziej, Wydałoby się, że nie dzielą nas już żadne centymetry, jednak z czasem te przypuszczenie, stopniowo zostawały przekreślone.
Powoli traciłam oddech, a moje serce przyśpieszyło niebezpiecznie. Czułam, jak mimowolnie zaczynam się trząść, a w głowie wybuchła rewolucja. Powoli ogarniała mnie nieznośna myśl, zaczynałam panikować.
Sebastian jak w transie, gładził moje ciało, podbudowując dotyk wydychanym na moją już i tak przeszytą gęsią skórką skórą.
- Seba... - wyszeptałam, przed tym jak lekko przygryzł mi obojczyk. - Ssse..!
Jego ręce błądziły nieprzerwanie, chcąc przełamać wszystkie możliwe moje bariery intymności.
Ale... ja nie byłam jeszcze na to gotowa? Ja... chciałam go, chciałam go więcej, ale... Ale nie teraz! Nie takiego. Bałam się... tej chwili, tego co będzie potem, czy go nie zawiodę, czy będę wystarczająca, aby go zaspokoić. Bałam się samej siebie, ale to jego skupienie przerażało mnie najbardziej. Już nie mogłam rozróżnić, czy dreszcze, które mimowolnie po mnie biegały, były skutkiem jego obecności czy może tego, że... zwyczajnie tchórzyłam...
- Sebastian - próbowałam go odepchnąć, lecz wyłączył się na tyle, że nawet mnie nie usłyszał. Jego ręka niebezpiecznie przesunęła się na rozporek moich dżinsów. Coś bezlitośnie ścisnęło mnie w podbrzuszu wyczekując.
Przekręciłam się pod nim, próbując jak najszybciej uwolnić się od jego silnych ramion, które dawały mi nieskończoną ilość bezpieczeństwa, którego tak od niego oczekiwałam.
Spojrzał na mnie TAKIM wzrokiem, po czym odskoczył ode mnie, niezdarnie spadając z kanapy.
Zakryłam się rękoma, chcąc jak najszybciej pozbyć się tego nieznośnego uczucia, które się we mnie kotłowało. Czułam jak policzki palą się żywym ogniem. Wstałam i zaczęłam się pośpiesznie ubierać.
- Lidka... - chłopak zaczął, lecz zignorowałam go, skupiając się na odzyskaniu regularnego oddechu.
Poczułam wyrzuty sumienia, że tak go zostawiam, lecz musiałam odetchnąć. Gdy wychodziłam z pokoju, chłopak siedział na podłodze, plecami zawierzając się kanapie. Jedno ramie oparł na kolanie, a drugą ręką gładził miękkie włosy. Nie odprowadził mnie wzrokiem.
Zacisnęłam zęby i wyszłam jak najszybciej, czując bezlitosny cios zimowego powietrza. Zatrzymałam się na końcu ulicy, próbując uspokoić swoje rozszalałe serce.
Jeden, dwa, trzy, cztery oddechy.
Nic.
Spojrzałam na swoje dłonie, które drżały tak mocno... czym prędzej schowałam je pod pachy, nie przejmując się przenikającym do kości zimnem. W chwili roztargnienia bezmyślnie skierowałam się do domu przyjaciółki.
Otworzyła drzwi nie kryjąc swojego zdziwienia nagłą wizytą.
- Lidia?
- Hej - spróbowałam podnieść oba kąciki ust ku górze, jednak same chęci na nic się zdały.
- Kto to? - wplątał się miedzy nas surowy, męski głos.
Dziewczyna nie wiedząc co zrobić spoglądała to do środka to na mnie.
Zamrugałam, domyślając się, że nie trafiłam w czasie i zaczęłam się wycofywać.
- Pożegnaj się i wracaj! Jesteśmy w trakcie posiłku.
- Lidka... wybacz. To może poczekać do jutra? - spojrzała na mnie wyrażając skruchę.
- Jasne - zacisnęłam oczy, aby nie dopuścić do wydostania się łez na ten świat, potwierdzając słowa dodatkowo szerokim uśmiechem - To cześć. I wybacz za najście.
Już się odwracałam, gdy poczułam jak Monika ścisnęła mnie za ramię, po czym wciągnęła mnie do środka, zatrzaskując drzwi.
Przyłożyła palec do ust, drugą ręką zaś wskazując na schody prowadzące na górę.
- Zaraz przyjdę - wyszeptała.
Z rosnącym poczuciem winy, cicho weszłam do jej pokoju, nawet nie przejmując się zapalaniem światła. Usiadłam na jej łóżku chwytając jedną z wielu ozdobnych poduszek, po czym zaczęłam ją z dokładnością chirurga skubać. Przerwano mi, gdy zapalono światło. Podniosłam niepewnie wzrok, napotykając szczupłą sylwetkę Moniki, która usiadła obok mnie, opierając się plecami o zagłówek łóżka.
Czekała, aż rozpocznę swój monolog.
Ja jednak milczałam próbując zdławić w sobie wszelkie wzbierające uczucia.
- O czym chciałaś pogadać?
- Jak ci minął dzień? - rzuciłam ignorując zadane przez nią pytanie.
- Ej...! - chciała zwrócić na sobie moją uwagę.
- Ekhem... ja jednak już pójdę - poczułam jak nagle powstała gula w straszliwym tempie powiększa swe rozmiary.
- Siadaj i mów do jasnej ciasnej co się stało! - zdenerwowała się, złapała mnie za ramię i zmusiła, abym spojrzała w jej szczere, przepełnione skierowaną w moją stronę dawką wsparcia, oczy.
- Lidka...?
- Ja...- zaczęłam nieswoim głosem - On... - pokręciłam przecząco głową, dochodząc do wniosku, że jednak nie to chciałam powiedzieć. - My...
Dłonie ponownie odnalazły ukojenie w rozdygotanym rytmie. Zacisnęłam je w pięści. A gdy i to nie przyniosło wielkich efektów, schowałam je między nogi, próbując utrzymać całą stałą formę.
- Czy ON... coś ci zrobił? - zapytała przerażonym głosem, a ja niemalże ze łzami w oczach i lekkim bulwersem, który chciałam jej pokazać, zwróciłam się w jej stronę kręcąc energicznie głową. Pozostał mi tylko ten gest, gdyż gula w gardle odebrała mi wszelką władzę.
- Boże drogi! Ale to skur... - zacisnęła usta, próbując się opanować - Nie zostawię tak tego! Już ON popamięta! Kochana, ćśśś... jesteś już bezpieczna - zaczęła wypluwać słowa jak z karabinu maszynowego, po czym wzięła mnie czule w ramiona, co spowodowało, że cała się rozpadłam. Jednakże odepchnęłam ją, zaprzeczając całą sobą jej słowom.
- On... Nie! - wykrztusiłam, a ta znowu mnie do siebie przygarnęła. Byłam jej za to wdzięczna. - Całe szczęście. Ćśśś... już dobrze, już dobrze - zaczęła pocierać moje ramię. - A teraz powiedz co się stało - odezwała się, gdy z grubsza się uspokoiłam. Jednak cały czas była przy mnie.
- My... - zacisnęłam usta nie wiedząc jak ująć to wszytko w słowa. A może był to po prostu wstyd?
- Uprawialiście seks? - podsunęła śmiertelnie poważnym głosem, domyślając sobie różne scenariusze.
Szybko pokręciłam głową, nie chcąc, aby obrała już stronę.
- Pokłóciliście się?
- Nie... On... całowaliśmy się, a wtedy ja przestraszyłam się. On wydawał się jakiś taki dziwny. Jakby był zahipnotyzowany... a ja... ja uciekłam - do oczu napłynęła mi nowa fala łez, ale tym razem przełknęłam ich gorycz, próbując się opanować. W wyniku czego dostałam czkawki. Poczułam jak przepełnia mnie uczucie bezsilności, napierające na moją samoświadomość z taką siłą, iż myślałam, że wszystkie zabezpieczenia ugną się pod jej ciężarem.
- Czyli... gdy sprawy zaszły za daleko ty uciekłaś? - zapytała analizując moją wypowiedz.
Odwróciłam wzrok, ukrywając przed nią dręczące mnie zażenowanie.
- Eeej! Lidia, przecież nic się nie stało - rzuciła pocieszając mnie, gdy znowu wyrwało mi się płaczliwe westchnienie - Po prostu nie jesteś jeszcze na to gotowa. Każdy ma swój czas, więc nie musisz się do niczego zmuszać.
- Ale... ja go zraniłam - powiedziała łamliwym tonem - Zrobiłam mu nadzieję i to podobno drugi raz, a potem uciekłam!
- A wolałabyś żeby dokończył to co zaczął? Nawet gdybyś się nie zgodziła? Próbowała uciec?
Jej słowa były dla mnie niczym siarczysty policzek.
- No właśnie. Słuchaj, tu muszą chcieć obie strony. Na tym to polega. Aby każdy czerpał z tego przyjemność. A Sebastian cię kocha, więc poczeka. Nie będzie cie zmuszał o ile sama nie będziesz na siebie naciskać. Nie patrz tu na innych, bo w tej chwili to TY jesteś najważniejsza! Ty i twoje uczucia.
Nic się nie odezwałam, wiedząc, że dziewczyna ma rację. A ja z czasem coraz bardziej czułam, że zrobiłam z siebie idiotkę.
Westchnęłam żałośnie, przytuliłam się do niej i poprosiłam, aby odprowadziła mnie do drzwi.
Gdy wróciłam do domu, u progu natknęłam się na komitet powitalny składający się z mojej matki oraz najmłodszego członka rodziny.
- Ooo, nareszcie raczyłaś wrócić - rzuciła przez ramię, zamykając drzwi łazienki.
- Lidka! - Kuba z mokrymi jeszcze włosami podbiegł do mnie, przytulając się do moich nóg. Był ubrany w niebieską piżamkę z jakimiś postaciami z bajki, dzięki czemu jego głębokie niebieskie oczy błyszczały w całej konstelacji całego ciała.
- Cześć młody - zdjęłam kurtkę, po czym odłożyłam ja na wieszak. Chłopczyk uczepiwszy się mojej nogi, szedł wraz ze mną, skutecznie spowalniając tempo naszego marszu.
Z kuchni dochodziły głosy żywiołowej rozmowy, a właśnie tam kończyła się nasza wyczerpująca trasa.
Niczym ćma do ognia, zbliżyłam się do oblężonego wężami pomieszczenia. Syk i wyczuwalny zapach jadu napadły na mnie przy wejściu, wpychając się do gardła. Próbowałam zatamować im drogę, odciąć się, jednak były silniejsze ode mnie, ich siła woli, zmuszała mnie do posłuszeństwa i oddania kontroli nad wszystkim co jest mi tak dobrze znane.
- Hej - uśmiechnęłam się do zebranej, przyszywanej rodziny, wtrącając się komuś w zdanie.
- Cześć - szeroko uśmiechnął się starszy brat Maćka, Zbyszek. Był wysokim mężczyzną po 40 z czarnymi okularami na nosie i ciemną, rozwianą czupryną. Jego jasne oczy, zarażały otwartością do życia, a luźna postawa wspierała atmosferę.
- Hej - odezwała się Justyna, bawiąc się uchem filiżanki, stojącej przed nią. Średniej długości blond włosy miała szczepione w wysoki kucyk
Podeszłam do zlewu i napełniłam stojącą nieopodal szklankę wodą, po czym oparłam się o blat szafek, cały czas zmuszając się do wypchnięcia dzisiejszego dnia z myśli, jednak i to okazało się ponad moje siły.
Cały czas moje ciało wspominało jego palący dotyk, koloryzując go przy każdym kroku. Wyobraźnia szła dalej o całe kilometry, wyprzedzając bieg zdarzeń, a ja stojąca w całym tym epicentrum, sączyłam spokojnie wodę, zalewając strumieniami okoliczne ogniska.
Drżącą ręką odstawiłam szklankę i uciekłam na górę, kulturalnie się żegnając z gośćmi. Gdy stanęłam na korytarzu, opuściły mnie wszelkie siły, a wola rozpołowiła na dwie równe części ciągnąć mnie w przeciwne kierunki. Światło czy ciemność?
Światło czy ciemność?
Światło czy...
_______________
Uff... :3 wiem, wiem wiem... dużo się u mnie działo, a rozdział pisał się jak zaczarowany. Miałam dodać go wcześniej, ale nie wyrobiłam się przed przyjęciem urodzinowym i... dupka! Ale jest :D Zaczyna się (u mnie przynajmniej) nowe półrocze. Koniec ferii!! TT.TT Ale jest dobrze. Mam nadzieję, że spędziliście je w wybornym gronie :D Albo spędzicie!
Ale... pojawiają się nowe siły, motywacje itp.. więc postaram się! >,< nie tłumaczę, aby nie zapeszyć ;)
Ale trzymajcie kciuki, gdyż ponieważ bo... powoli (małymi kroczkami) zbliżamy się do końca :3 ufff.. xD jeszcze się będzie działo, ale już czuję się z siebie dumna :D Tak daleko zaszłam!
PS. U moich ukochanych autorów, za których się wzięłam za czytanie, podziwianie, schlebianie, opierdzielanie i jeszcze wiele więcej... nie martwicie się, gdyż wszystko nadrabiam, odwiedzam Was i broń boże nie zapomniałam o Waszym istnieniu :) Próbuje, czytam, smakuje :) ale wybaczcie tymczasowy brak komentarzy :/ spróbuję się ogarnąć i to nadrobić.
Dzięki, że jeszcze ze mną jesteście :*
Hej, hej, hej!!! O matko, jak ja się za Tobą stęskniłam, nawet nie masz pojęcia!!! Rozdział czytam w towarzystwie utworów Jamesa Newtona Howarda i fuks trafia, że utwory są całkiem dobrane do fragmentów Twojej notki, haha! Tak więc...
OdpowiedzUsuńTeż się zdziwiłam, że ładnie wszystko ogarnęli zanim dorośli wrócili, chociaż w sumie to się nie zdziwiłam, bo sama też od razu sprzątam po imprezach, obojętnie, czy moich czy znajomych, ale no, nie ważne.Tak więc no... Lidka i odkrycie malinowych niespodzianek - bezcenne, hahaha, jak się dziewczyna wkurzyła!
No i Sebastian... hm... dlaczego On taki się zrobił? Wiadomo, faceci ich hormony itd, ale żeby aż tak? Czy On jest seksoholikiem? Nie no żartuje, ale szczerze to nie przeraził tylko Lidki. Współczuje dziewczynie, bo musiała się poczuć naprawdę nieswojo.
Monika - bohaterka dzisiejszego rozdziału, naprawdę zachowała się jak przyjaciółka, mimo wszystko zapraszając Lidkę do środka i powiedziała jej bardzo mądre słowa. Bo to prawda, oboje muszą być gotowi na ten krok, a jeśli Lidka nie będzie i zrobi to z przymusu to nie będzie wyglądało tak jak powinno. Mam nadzieję, że wkrótce wyjaśni sobie z Sebą to i owo i dojdą do porozumienia.
Grrr... czy tylko ja nie lubię matki od Lidki? Jakoś mnie irytuje i wkurza to babsko.
No i na sam koniec...Czy właśnie nasza mała Lidka zemdlała?
Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że pojawi się szybciutko!!
Naprawdę się cieszę, że wróciłaś! Niestety ja też mam koniec ferii, i przez to wstrętne choróbsko jakie mnie dopadło jakoś mam wrażenie, że za krótkie było to wolne. Czy Ty właśnie miałaś urodzinki?? :D To przyjęcie urodzinowe jakoś tak mi coś podpowiada. ^^ Ja mam ostatnie półrocze, jeszcze tylko końcówka lutego, cały marzec i 23 kwietnia mam koniec roku szkolnego, a potem MATURA!! ;( :( Więc trzeba spiąć dupę.
No dobra, dobra bo się baaardzo rozpisałam, tak mi się wydaje przynajmniej, tak więc już kończę!! Chcę widzieć za niedługo kolejną notkę i dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo weeeny!! Trzymam kciuki! :*
Ściskam,
Sky
w chyba 3 dni przeczytałam wszystkie rozdziały. powiem tyle. kiedy następne? dodaj bonus! i jest już kwiecień, a ostatni post był w lutym!!!
OdpowiedzUsuńMialam DOSC DROBNE problemy z internetem, al rozdzial skonczony, wiec oby przejzec bledy i miejmy nadzieje, ze do konca tygodnia rozdzial sie pojawi :) a co do bonusu to rzeczywiscie dawno go nie bylo :/ ...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.