poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział czterdziesty pierwszy

         Pierwszego dnia ferii Monika wpadła do mnie wraz z całym potrzebnym asortymentem. Wiktor wyszedł o dziesiątej na trening. Więc korzystając z okazji, mogłyśmy pogadać. Rozłożyłyśmy się w kuchni z niezdrowym żarciem i ciastem do ugniatania. Moja mama właśnie szykowała się do pracy, a Maciek spokojnie przechadzał się z gołym brzuchem po domu, szukając dla siebie miejsca.
- No to opowiadaj - zaśmiała się, z błyszczącymi od własnego szczęścia oczami. Podwinęła rękawy i zaczęła wrzucać wyjmowane przeze mnie produkty do wielkiej miski.
- Ale co mam opowiedzieć? - uśmiechnięta zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o co jej chodzi.
      Dziewczyna przewróciła oczami i prychnęła wyniośle, nie dowierzając, że jeszcze nie przejrzałam jej myśli.
- Przyznaj się co Ci ''zrobił'', że cały czas błyszczysz - rozpoczęła nasza dyskusje pytaniem retorycznym, zaplatając swoje długie, kasztanowe włosy w prosty warkocz, aby powstrzymać je przed zbyt szybka ucieczka. Dziewczyna spojrzała na mnie spode łba, ukrywając doskonale widoczne podniecenie. Jednak nie potrafiłam odgadnąć co chodzi jej po tej nierównej główce, wiec obrzuciłam ja wzrokiem jednocześnie wzruszając ramionami.
- Masz coś konkretnego na myśli?- zapytałam, po dłuższej przerwie,
    Monika przewróciła teatralnie swoimi małymi oczami.
- Zasugerowałam, ze Sebastian pewnie cie już poznał. Dogłębnie - spojrzała na mnie wymownie, po czym z wielkim wyszczerz na twarzy zaczęła ugniatać ciasto, jakby było to jej ulubione zajedzie - To opowiadaj - zachichotała na widok mojej czerwonej jak staropolski barszcz, twarzy.
- Ale... - chciałam jej powiedzieć jak bardzo się myli, jednak nie dala mi wtrącić choćby zdania.
- Słyszałam, ze chłopak ma wielka moc w rekach i całkiem całkiem potrafi poruszać tymi zgrabnymi bioderkami, a w ogolę to powinnaś być z siebie dumna, bo chyba jako jedyna potrafisz go ucidlic na aż tak długi okres. Do tej pory angażował się tylko w związki krótkoterminowe.
- Ale my nie... - chciałam jak najszybciej uciec od tych zarzutów, a po drugie dalsza cześć jej wypowiedzi zasmucali mnie
    Monika chyba pojęła o co chodzi, wiec zaśmiała się tylko i pokręciła głową, rozbawiona moimi reakcjami.
- Dziewczyno nie wstydź się, bo mi teraz głupio - szturchnęła mnie zaczepnie w ramie.
- Jakbym umiała to wyłączyć - rzuciłam zawodzącym glosę, po czym ukryłam twarz w dłoniach.
- Nie martw się, już niedługo na ciebie napadnie i pewnie rozłożysz go albo on, z pierwszym rumieńcem - zaśmiała mi się do ucha.
- MONIKA! -krzyknęłam lekko zdenerwowana, ale w większej ilości rozbawiona z jej planów oraz moich własnych niezahamowanych zachowań - A Ty to niby... - spostrzegłam co chodzi mi po głowie i jęknęłam obrzydzona - Nie! Błagam, nie chce wiedzieć!
    Dziewczyna oblała się rumieńcem, który dodał jej tylko uroku i nerwowo ścisnęła płatki nosa, a na jej twarzy błąkał się rozkoszny uśmieszek.
- Wiesz, bardzo żałuje, ze to twój brat... - wyrzuciła z siebie niczym pociski z karabinu maszynowego, zapewne z zamiarem uprzedzenia moich zażaleń - Bo strasznie chciałabym o nim z tobą pogadać - spojrzała na mnie błagalnie, po czy dorzuciła szybko - Tak bardzo, bardzo, wiec czy mogłabyś przez chwile poudawać, ze nie jesteście spokrewnieni? Najlepiej, ze mowie ci o zupełnie kimś obcym?
    Już miałam powiedzieć, ze nie dam rady, lecz ta spojrzała na mnie błagalnie, a do głowy wpadł mi własnie obraz kota ze Shreka.
- Ale jeśli to zajdzie za daleko to przestaniesz! - zmarszczyłam ostrzegawczo brwi, wyglądając jak matka upominająca swoje dziecko, ze pod choinkę może dostać tylko jedna rzecz.
- Zgoda! - pisnęła uradowana - Obiecuje, ze nie będę ci opowiadać o cudach jakie wyczynia w łóżku - zaśmiała się radośnie, a ja jęknęłam, współczując, a jednocześnie gratulując sobie wspanialej asertywności.
- Wiesz jakie to było niesmaczne?! - zbulwersowałam się, udając, ze zaraz zwymiotuje, co wywołało salwę śmiechu.
- Okej! - chciała przywołać do siebie moja uwagę, a ja wywróciłam teatralnie oczami, zajmując się wyrobem sernika - Wiesz, ostatnio uczył mnie grać w kręgle - rozpromieniła się na samo wspomnienie. Nie patrząc na mnie, kontynuowała: - I... nigdy nie sądziłam, że mógłby być tak delikatny. Wiesz, jakoś wcześniej nie zorientowałam się, że ma większe ode mnie dłonie, i że w ogóle jest większy. Rozumiesz o co chodzi? Nie o zwykły wzrost, lecz o różnice... a jednak... Wiem, że to może być dla ciebie abstrakcja, czy coś, ale... Tak czule się do mnie uśmiechał, że nogi miałam jak z waty - zaśmiała się, drapiąc brudnym - w jeszcze niewymieszanym cieście - palcem po policzku, aby ukryć zażenowanie. - Albo gdy jesteśmy z jego znajomymi, to cały czas trzyma mnie przy sobie i nie pozwala oddalić się od niego choćby na metr! Albo, gdy byliśmy w kinie, to zrezygnował z filmu akcji, na który tak bardzo chciał iść. Kurcze, ale miałam wtedy wyrzuty sumienia, że poszliśmy na to co ja wybrałam. Hah, a niedawno, gdy wracaliśmy z imprezy, to całą drogę się ze mną wygłupiał, tańczył i tak dalej. Boże, nie wierzę, że obdarowałeś mnie takim cudem - powiedziała pod nosem, dodatkowo tłumiąc dźwięki, poprzez chowanie twarzy w zagięciu łokcia.
       Wyglądała przeuroczo. I to niby u mnie coś się zmieniło? Miałam świadomość, że gdzieś pośród tego całego bałaganu w moim sercu, kiełkuje małe ziarenko uczuć, które być może kiedyś urośnie i nabierze mocy, by przebić się przez barierę zapakowanych w szczelne walizki, worki, koperty, pudła, niedokończonych spraw, zalegających wspomnień, które nie będą już nigdy miały racji bytu, a jednak, aby zapełnić pustkę istnieją. Ale czy istnienie chłamu jest lepsze niż kawałek pustki? Pustki w całym tym bałaganie życia? A cóż to za egzystencja niewarta uwagi, bez balastu, wspomnień, wyrzutów sumienia. Przynajmniej posiadany jest dowód na istnienie. Pustka? Czy mimo tego upakowania każdej chwili, pozostawiony swawoli obszar będzie raził po oczach? Czy można ją ukryć przed samą sobą lub zaplombować jak dziurę w zębie? Czy do tego też jest potrzebna ręka specjalisty?
     Jednym słowem jesteśmy uzależnieni od drugiego osobnika naszego gatunku, nie ważne czy zapieralibyśmy się nogami czy rękami, jednak ta potrzeba idealnego upakowania, nienawiść skierowana do nadmiaru, a czyste i szczere uszanowanie dla burdelu, który rządzi się naszymi myślami i niczym sługą, z drugiej ręki każe nam to wszystko ogarnąć, lecz jest to coś czego nie jesteśmy w stanie schwytać w obie dłonie!!!!
       Zaczęły przerażać mnie moje myśli, które rozjeżdżały się w przeciwne strony świata, aby tylko wciągnąć mnie w otchłań odizolowanego światka, w którym tkwiłam jedną nogą.
- Lidia, podałabyś mi wałek i foremki? - delikatnie musnęła moje ramię. Spojrzałam na nią zaskoczona, po czym zorientowałam się, że odbiło mi, a dziewczyna o coś mnie poprosiła - A tak, jasne. Już chwila, tylko zobaczę, gdzie ja je mogłam... - podeszłam do szuflady i zaczęłam grzebać w jej wnętrzu - Mam! Mogą być serduszka? Gdzieś jeszcze były baranki, kotki, choinki i...
- Mogą być same serduszka - powiedziała, chcąc skrócić mi poszukiwania. Podałam jej przedmiot i wyruszyłam w dalsze poszukiwania, jednak spełzły one na niczym. Teatralnie olałam je i wróciłam do przerwanej czynności, poświęcając swój czas na wykończenie masy serowej.
- Monia... - zaczęłam chcąc się zapytać o...
- Widzę praca w kuchni wrze! - swoją obecnością uraczył nas pewien mężczyzna, któremu w lutym tak gorąco, że poparłby nawet ekshibicjonizm, gdyby to pozwoliło chodzić mu nago. Brrr... Całe szczęście!
- Starcze! - rzuciłam zaczepnie - Idź się ubrać! Gościa mamy! - chciałam przywołać go do porządku dziennego.
- Teee, szczylu! Czyżbyś chciała sprowadzić mnie do swojego kanonu normalności, które narzuciło ci społeczeństwo? - wiedziałam, że żartuje, jednak poczułam się głupio słysząc silny ton jego głosu, którego nie wyjmuję ze swojego pudełka osobowości - A co do ''gościa'' to, toż to moja przyszła druga córka! - poczochrał mi włosy, śmiejąc się do mojej towarzyszki - Tak w ogóle dobre tooo, co to? - bez zbędnych ceregieli postanowił skosztować substancji z miski.
     I właśnie w tym momencie pożałowałam, że nie wrzuciłam tam robaczków z ogródka... ho ho ho ho!
- A ty nie śpieszysz się do pracy? - rzuciłam, chcąc klepnąć go po łapach, lecz lata wprawy grania w łapki, poprawiły jego refleks i uciekł przed wymierzoną mu karą.
- Mam na popołudnie, księżniczko. Czyżbyś chciała szybko się mnie pozbyć? - umościł się na jednym z krzesełek barowych, ustawionych w równym rządku przy wyspie.
- Niee skądże, a Kuba gdzie się podział? - powiedziałam z tak wyraźną aluzją, że każdy normalny człowiek odpuściłby, lecz nie on. On jest inny.
- Spoko, loko, oki, doki słonce! Młody bawi się w salonie - był z siebie tak zadowolony, że zaczynałam się bać o to czy nie pęknie z tej dumy.
      Westchnęłam i zabrałam Monice gotowe ciastka do pieczenia, po czym sobie przypomniałam, że nie przygotowałam wcześniej spodu do ciasta, więc im szybciej tym lepiej, zabrałam się do wyrabiania masy. Monika przysiadła się koło wielkiego i szanowanego reportera M. Kwiatkowskiego.
- Chciałam Panu pogratulować tak udanego eseju - zaczęła, patrząc się na niego jak na bóstwo wszechwiedzy, przepełnione miłosierdziem po sam brzeg puszki - U mnie w domu to tylko o tym teraz rozmawiają. Ja sama po przeczytaniu nie sądziłam, że mogę spojrzeć na nasze czasy z innej perspektywy.
- Schlebiasz mi - zaśmiał się, gładząc wielką dłonią, swoje przydługie włosy, które tak lubiłam. - Dziękuję bardzo.
      Prychnęłam usłyszawszy jej słowa, a wspomnienie jak Macek kręcił się po domu nie wiedząc w co ręce włożyć, aby tylko uciec przed odpowiedzialnością, mignęło mi przed zamkniętymi oczami.
     Monika spiorunowała mnie wzrokiem wraz z wsparciem starszego od siebie osobnika.
- Zrób nam herbatę - zmarszczył nos drocząc się ze mną - Już, już!
     Pokręciłam głową, po części rozbawiona. Nalałam wody do czajnika i ustawiłam trzy kubki.
     Ciszę, która na tą chwilę zapadła, rozdarł dźwięk telefonu. Szarooka przeprosiła grzecznie, i odczytała wiadomość, która rozświetliła jej duszę, wyszła na zewnątrz i uśmiechnięta wodziła wzrokiem za poczynaniami jej smukłego palca na powierzchni telefonu.
- Czyżby mój kochany synek? - blondyn podparł głowę na splecionych dłoniach, które zgrabnie ułożył na blacie, nie ścierając przez cały czas uśmiechu z przystojnej twarzyczki.
- Tak - powiedziała łagodnie, wzięła orzeźwiający oddech i odwzajemniła szczere zadowolenie - Trening się przeciągnie o następną godzinę, więc się spóźni.
- Jak dobrze być młodym - jęknął, udając rozczulonego miłostką starucha, który dostatecznie nie wykorzystał szansy, którą podarował mu los.
    Piekarnik zadźwięczał, zachęcając Kulik do wymiany jego zawartości. Ostrożnie otworzyła drzwiczki, a po kuchni rozlał się aromatyczny zapach wanilii.
- Wiecie jak ja się cieszę, że mam taką fajną rodzinkę? To coś smacznego upieką, to powygłupiają się, w ogóle czuję się rozpieszczany z każdej strony - zaśmiał się wyluzowany, lecz było w nim w tym momencie coś dziwnego czego nie byłam w stanie zrozumieć... Być może rozczulił się? Albo to było coś w rodzaju melancholii? Niee... to nie to..,
        Wstawiłam ciasto do prodiża, i przysiadłam się do nich, popijając spokojnie herbatkę w wyborowym towarzystwie.
- Wiesz, Ilona wczoraj mnie odwiedziła - zaczęła, gdy nasze grono opuścił rodzynek, który musiał w końcu się ogarnąć i przygotować do spełniania swoich marzeń, czyli kontynuowania analizy świata, dziki możliwościom jakie daje mu jego wymarzona praca.
- Łał, a co ją nagle wzięło?
- Tsa, też się zdziwiłam, ale najwidoczniej Pani Ulczyk umówiła się z moją mama i jakoś tak wyszło, że zaciągnęła ją ze sobą. Moja mama ostatnio mnie zagadała, że jakoś się już nie kumplujemy i tak dalej, a wiesz, z nią to gadać... No, więc zaprosiłam ja na górę, tam posiedziałyśmy. W sumie nawet nie gadałyśmy ze sobą, oprócz krótkich formułek, dopóki nie zeszło na temat Julka... i Ciebie.
- Eee... i co dalej? Coś mówiła?
     Odkaszlnęła podejrzanie i uciekła wzrokiem.
- Posprzeczałyśmy się trochę, a potem wyszła - zaczęła bawić się pustą filiżanką po herbacie.
- I wytłumaczyła Ci, dlaczego nagle tak się jej odmieniło odnoście Ulki? - strasznie mnie to ciekawiło.
- Lidka, dość nagle pojawiłaś się w naszym życiu, przewracając je do góry nogami - zmusiła mnie, abym spojrzała w jej oczy przez które przebijała się rosnącą siła - To raczej normalne, że Ilona się zgubiła w tej sytuacji. Ona już taka jest, nie lubi zmian nad którymi nie potrafi zapanować. A po drugie nie wątpię, że nie była zazdrosna o to, że tak dobrze się z nami czujesz, że odkąd tu przyjechałaś przyciągasz do siebie ludzi, tworzysz z nimi silne więzi, nad którymi ona musiała pracować latami.
     Zabrakło mi słów, a niepewność zawładnęła moim językiem. Chciałam zaprzeczyć, że wcale tak nie jest, że to tylko pozory, że raczej nie jestem dobra w nawiązywaniu nowych znajomości, i że tak na prawdę, zawsze się stresuję myślą, że palnę coś głupiego i to sprowadzi na mnie falę nienawiści.
- Ja... - poczułam się jak kurczak, na którego barki spadł olbrzymi głaz, przeznaczony mu od urodzenia do odpokutowania za przewinienia w poprzednich wcieleniach. To było takie niesprawiedliwie... głupie... nieważne...
     Żadna z nas nie odezwała się, próbując zebrać myśli w kupę, z mniejszym lub większym efektem. A bodźcem, który wybudził nas z transu, był dzwonek do drzwi.
- Otworzę! - krzyknął radośnie Kuba z salonu.
- Jeśli to Wiktor, to wpuść go, a jak nie, to zawołaj mnie, ja otworzę! - pouczyłam go jak zwykle.
      Monika spojrzała na mnie, a następnie na ekran telefonu. Uśmiechnęła się, wstała i zachęciła do krótkiej przechadzki w stronę drzwi.
- Ułaaaaaaa! - usłyszałam ten okrzyk radości zanim zobaczyła, jak wysoki brunet łapie malca i przewiesza go sobie przez ramię.
      Kulik uśmiechnęła się rozczulona, a ja czułam się rozbawiona tym sielskim obrazkiem rodzinki.
- Hej, skarbie - chłopak podszedł do mojej przyjaciółki i delikatnie musnął jej wargi na powitanie.
- Mhmmm.. śmierdzisz chlorem - rzuciła z uśmiechem na jego widok.
- Też się stęskniłem - zaśmiał się, dając jej pstryczek w nos, po czym wrócił do znajomych, których ze sobą sprowadził. Zauważyłam między wysokimi brzozami, czerwoną czuprynę przedstawicielki innego gatunku, która stała z tyłu, wraz ze swoją drużyną, która już od pierwszego spotkania silnie działała mi na nerwy.
- Cześć dziewczyny. Cześć - Julek zapoczątkował falę przywitań, wnosząc ożywienie do środka, z mroźnego krajobrazu, gdzie nienaturalne byłoby nie skryć się w cieple i czekać do wiosny.
- Nie ma z wami Sowy? - zapytałam z nadzieją, że gdzieś się chowa za kolegami, albo w czyjejś magicznej kieszeni. Maj pokręcił głową, niszcząc moje przypuszczenia.
    Bezwładnie skrzywiłam się.
- A ty co, uzależniona? Nie będę ci chłoptasiów do domu sprowadzał - rzucił zaczepnie, z chęcią rozluźnienia atmosfery, która zaistniała między nami.
- Haha Coś Ci nie wychodzi, co rusz, nowych zapraszasz - zaśmiałam się, nie chcąc wyjść na fanatyczkę - A tak w ogóle to jestem jego siostrą, jakby jeszcze ktoś nie dowierzał. I że mam choć odrobinę kultury, zapraszam do środka, a nie w przejściu stać będziemy.
- Ale nie będziesz serwować nam szarlotki?
- Co? Aaaa... - wybuchłam śmiechem, a dwóch chłopaków z wcześniej przyłączyło się do mnie - Dzisiaj jedynie mogę zaproponować ciastka i sernik.
       Wiktor przewrócił jedynie oczami i odstawiając szamoczącego się Kubę na ziemię, chwycił Monię pod boki i zaprowadził nas do salonu. Jednakże nie dane nam było tam dojść od razu.
    Maciek ukazał nam się w stylowym garniturze, świeży, ogolony, pachnący z tymi swoimi przydługimi włosami, które mógł już związać w kitkę. Przywitał się z gośćmi orzeźwiająco, po czym porzucając próbę zawiązania gładkiego, wąskiego krawatu i wziął na ręce Kubę, który ochoczo górował nad Wiktorem.
- Ja robaczki już uciekam - puścił do nas oczko, ścisnął Kubie nos, po czym postawił go na ziemi - Mam nadzieję, że po powrocie dom będzie jeszcze stał. No to już. Koniec wykładu. Rozejść się - zaśmiał się na widok naszych skrzywionych min.
- Pa, tata! - młodsza wersja Kwiatkowskiego pożegnała się z nim niewiele się przejmując, że wychodzi, albowiem pojawili się goście, którzy są bardziej ciekawi niż stali członkowie rodziny.
- Too... było dziwne. Czy coś - powiedziała jeden z chłopaków, gdy dorosły opuścił dom, a my wszyscy zasiedliśmy w salonie. Wiktor rzucił luźny temat, przy którym każdy z nas mógł się wypowiedzieć choć w krótkim zdaniu. Jednak nie bardzo czułam się w tym towarzystwie. Zerknęłam na Julka, który śmiał się do rozpuku, i dziwnym trafem wyczuł moje zainteresowanie jego osobą.
    Spojrzał na mnie przenikliwie, po czym śmiało wstał i spytał się czy ktoś chce coś do picia.
- A zapamiętasz kto co, ile? - rzuciła brunetka siedząca na podłokietniku fotela, który zajęła czerwona.
- Jam jest Maj, więc zapamięta to za mnie moja służba - powiedział wyniośle, dumnie wypinając pierś do przodu.
- Że niby kto? - rzucił któryś chłopak.
- Właśnie wy. Wybieram was, więc powinniście być mi wdzięczni za zezwolenie wykonania tak zaszczytnego zadania - rzekł donośnym głosem nie znoszącym sprzeciwu - Za mną!
    Wstali i ruszyli za nami do kuchni, gdzie ich miny z rozbawionych zmieniły się na śmiertelnie poważne.
- Okej, za ile przyjedzie Seba? - spytała rzeczowo dziewczyna.
    Julian rzucił na mnie okiem, sprawdzając jak się trzymam, po czym spojrzał na telefon.
- Powinien być tu za chwilę.
- Wstawię wodę - powiedziałam nie wnikając w ich dziwne zachowanie.
- Pomogę ci.
    Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do nieznajomego mi chłopaka i poprosiłam go o wyjęcie kubków.
- Tak w ogóle to jestem Hubert - wyciągnął do mnie swoją wielką dłoń.
- Lidia, miło poznać.
    Julek wraz z brunetką cicho rozmawiali przy wyspie, wymieniając się jakimiś pomysłami.
    Chwilę po tym jak zagotowała się woda, usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłam wzrok wyczekując gościa, który jednak skierował się do innego pomieszczenia.
- Siema - usłyszałam tak dobrze znany mi głos. Chciałam wyjść mu na spotkanie, ale Julek pokiwał głową, chcąc przekazać mi, że jak tam pójdę to zniszczę im plan.
      Jednak i do kuchni wkradły się trzy dziewczyny, niosące reklamówki i pudło z tortem.
- Gdzie moja dziewczyna? - rzucił zadowolony, a po chwili dodał - A, to zaraz wracam.
- Możecie mi to wytłumaczyć? - zmarszczyłam brwi nie wiedząc co się dzieje.
- Eeee... to Wiktor ci nie powiedział? Ta z czerwonymi włosami - Sandra, ma dzisiaj urodziny. A że nie mogła urządzić osiemnastki, postanowiliśmy zrobić to za nią. Wiktor zaproponował, że możemy zrobić ją u was.
- Mógł mi o tym chociaż wspomnieć - mruknęłam do siebie. Sebastian wszedł do kuchni, szybko przywitał się ze mną, po czym dołączył do pracującej załogi.
Postanowiłam, że wspomogę ich jak najbardziej umiem.
      Po chwili do pomieszczenia wpadła jeszcze jedna osoba, którą był uroczy Kuba. Zdziwił się na widok tortu i całej reszty niedozwolonych dla niego produktów. O mało nie poleciał i nie wydał nas, lecz w ostatniej chwili zdołaliśmy go zatrzymać i poprosić o utrzymanie tajemnicy. A nawet zgodził się uczestniczyć w haniebnym planie...
   Blondyn uciekł z kuchni, a my wyczekiwaliśmy, aż dołączy do nas reszta, aby pomóc nam przenieść całe jedzenie do salonu, podczas nieobecności solenizantki.
- Chodź, pokaże ci co dostałem pod choinkę - usłyszeliśmy donośny głos Kuby.
- Ale... a byłeś grzeczny?
- Taaak, chodź! Pobawisz się ze mną - poprosił, a raczej na niej wymusił.
    Wyczekiwaliśmy wszyscy w napięciu, aż dziewczyna się zdecyduje... lub nie.
- Kaśka, chodź ze mną - powiedziała, po czym zaczęli się przemieszczać. Po chwili doszły do nas dźwięki skrzypiących schodów.
- Okej, dawajcie co macie - Wiktor wpadł do kuchni wraz z resztą załogi i zaczął się szał. Zaczepialiśmy balony, jednocześnie rozrzucając serpentyny i inne tego typu bzdety. Każdy z nas nałożył śmieszną czapeczkę urodzinową, usiedliśmy i wyczekiwaliśmy jej powrotu.
   Czekaliśmy z jakieś dziesięć minut, gdy ktoś się zdecydował napisać do jednej z dziewczyn, a gdy zeszły w towarzystwie słodkiego chłopca, Sandra wybuchła płaczem na widok tego, co reszta drużyny dla niej przygotowała.
       Ustawiła się kolejka z życzeniami.
       Gdy przyszła kolej na Sebastiana, chłopak powiedział coś, a ona rzuciła mu się w objęcia, całując go w policzek. Nie powiem, że nic to we mnie nie ruszyło... Nie ruszyło mnie to w ogóle! Przecież wszyscy wiedzą, że ze sobą chodzimy, więc nie ma powodu, by być o cokolwiek zazdrosnym. A szczególnie o tą czerwonowłosa dziewczynę. Phii! Jakaś wariatka. Kto teraz maluje się na czerwono?!
     Odwróciłam się, próbując ukryć swój spokój głęboko w sobie, gdy napotkałam niedowierzający wzrok Moniki.
- No co?! - wyrzuciłam się do niej spokojnie, jednak nie na tyle by wszyscy zebrani zwrócili na mnie swoją uwagę. Co to to nie. Tylko Monikę wryło. Biedna...
      Przyjęcie trwało w najlepsze, gdy Kuba zaczął przysypiać. Zaprowadziłam go do pokoju, chcąc położyć go spać, jednakże dość długo się zapierał. Gdy zamknął oczka, a jego klatka piersiowa podnosiła się w spokojnym rytmie, wyszłam z pokoju, wzdychając cicho. Zeszłam do reszty, siadając blisko Moniki, gdyż mój chłop został oblężony przez kogoś innego.
Wiktor korzystając z okazji, że młody już zasnął, wyciągnął butelki 0,7 i szczęśliwy jak żyd na widok pola kukurydzy, zaczął polewać.
- Tylko jedno, kto robi dzisiaj za drajwera? - rzucił nalewając sobie jako ostatniej osobie.
- Ja - czarnowłosy uśmiechnął się delikatnie i do tego szczerze.
- No tak, tak prawko zdał, to wykorzystuje sytuacje, żeby pojeździć -  burknął jeden z pływaków.
- A tak w ogóle to gratulację.
- Właśnie, gratki!
- To kiedy nas powozisz? - zaczęły się wylewne pytania, które odbiegały tematycznie od organizowanego przyjęcia.
- Dzięki wszystkim. I taaak, serio porozwożę was może dzisiaj. Chyba hulajnogą, albo może mój najukochańszy przyjaciel pożyczy mi autko?
- Marzenia, marzenia! - odpowiedział bacik wzywając wszystkich do toastu.
- Zdrowie solenizantki!
- Zdrowie! - wszyscy chóralnie niczym dobrze zsynchronizowana maszyna powtórzyliśmy okrzyk, po czym przechyliwszy kieliszek, do gardła wlewaliśmy pobudzającą ją ciecz. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez całe moje ciało, a gdy podniosłam wzrok, napotkałam patrzącego się w moją stronę przystojniaka, i ku mojej uciesze nie był to jeden z herszt bandy, którego niemalże widzę na oczy po raz trzeci.
    Wpatrywał się we mnie zimnymi tęczówki, hipnotyzująco oddziałując na moje ruchy.
     Odstawiłam kieliszek, pozwalając zalać go ponownie.
- Zdrowie dzisiejszego drajwera!
- Zdrowie!

       Śmiałam się z Moniką i jeszcze jakimiś dwiema dziewczynami, ściskając się na kanapie. Większość osób już pojechała, wysłana taksówkami przez Sebastiana i Wiktora, który jeszcze jako tako się trzymał. Oczywiście, gdy nie było wielkich podmuchów wiatru.
- Za ile po was przyjadą? - spytał, ciągnąc mnie za kucyk, który związałam jakoś po wyjściu od Kuby.
- Zwonili, sze... hahahaha
- Ale ty smiesznie mófisz - ponownie wybuchłyśmy śmiechem, nie dając dokończyć jej słowa.
     Podniosłam się i spojrzałam na stolik zauważając na nim niedokończoną butelkę. Zerknęłam na śmieszki za mną, które ochoczo poprawiły się w miejscu, aby mieć stolik w zasięgu ręki.
- Too khto leje? - zapytałam próbując nie śmiać się z samej siebie. Odetchnęłam głęboko, próbując nad sobą zapanować. Wyciągnęłam się, lecz nie poczułam nic na drodze mojej ręki.
- Chyba wam już starczy - chłopak westchnął i ignorując nasze protesty, które po chwili ustały na rzecz nowej śmieszniejszej sprawy.
       Zadzwonił dzwonek do drzwi.
      Chłopak wyszedł z pokoju,  lecz po chwili wrócił z jakimś nieznajomym.
- Skarbieee! - jedna z dziewczyn wyciągnęła w jego stronę ręce, chcąc żeby ją wziął jak księżniczkę.
- Nieźle zabalowały. Dawno nie widziałem jej w tym stanie - rzucił Pan X, pomagając wstać jej z kanapy. Oparła się ciężko na jego ramieniu i westchnęła. - Stary, pomógłbyś mi? - wskazał gestem na jej towarzyszkę.
- Jasne - Sebastian dźwignął drugą, wyprowadzając ją z salonu.
     Spojrzałam nagle na Monikę, która zakryła oczy dłonią.
- Nie ruszaaj sie. Khrenci mi się... oszach!
- Snofu! - rzuciłam wściekle, patrząc na jego odchodzącą sylwetkę. Nie panowałam nad sobą. Nale poczułam chęć podbiegnięcia do niego i przytulenia się do jego pięknych, umięśnionych pleców, aby tylko nie dotykał kolejnej dziewczyny, którą nie byłam ja!
- Monia - Wiktor wszedł chwiejnym krokiem do pokoju, chwycił dziewczynę pewnie za rękę, która nie była całkowicie stabilna i pomógł jej wstać. - Choooć spać - rzucił i zaczął ją za sobą ciągnąć żółwim tempem - Pranos.
      Siedziałam sama na kanapie, wpatrując się w porozrywane paczki po czipsach, puste, szklane butelki poustawiane pod ławą, niedokończone napoje i resztę śmieci walających się po pokoju. Jednak szybko zmęczyło mnie to monotonne zajęcie, a przecież miałam w sobie tyle energii!
- Poczekaj chwilę - usłyszałam, gdy szykowałam się do wstania - Pozbieram tu z grubsza i już idziemy spać.
- Al-le ja f cale nie chse spać! - zbuntowałam się, jednak nie doczekałam się jakiejkolwiek reakcji.
     Chłopak wziął worek i zaczął wrzucać do niej wszystkie śmieci, po czym wyniósł je chyba na dwór. Po chwili wrócił do mnie i bez słowa wziął mnie na ręce.
- Łeee! - rozłożyłam ręce i zaczęłam się śmiać.
- Lidia! - warknął na mnie, co wezwało do mnie powagę, no nie całą... - Złap mnie za szyję - nakazał groźnym tonem. Wspiął się ze mną po schodach, wzdychając, gdy przyszło mu otworzyć drzwi. Po tym jak mu się to udało, położył mnie w łóżku. I już chciał się podnieść, jednak bardzo nie spodobał mi się ten pomysł. Złapałam go za szyję i przyciągnęłam do siebie. Stracił równowagę i niemalże wylądowałby na mnie, gdyby nie zaasekurował się rękoma.
- Co ty robisz? Spać! - zrugał mnie marszcząc przy tym słodko brwi, a jeden z kącików jego wargi, zatrząsł się delikatnie, gdy dotknęłam jego policzka.
- Nieee sostafiaj mnie - mruknęła, a on ZNOWU westchnął, nie patrząc mi się w oczy.
    Zdenerwowana, przekręciłam się tak, aby przewalić chłopka na plecy, co z wielkim trudem mi się udało. Usiadłam na nim okrakiem kładąc ręce na jego szerokiej klatce piersiowej. Pod cienkim materiałem koszulki kryły się twarde mięśni, tak bardzo otwarte na dotyk.
- Możesz? - znowu unikał mojego wzroku, już nawet nie próbując się z tym kryć.
- Dlaszego na mnie nie patszysz? - jęknęłam, zbliżając się do niego. Chciałam go pocałować, lecz odwrócił głowę.
- Bo jesteś pijana i im szybciej pójdziesz spać, tym szybciej pozbędziemy się kłopotu i jutro wrócisz do siebie.
- Ale ja nie chse... - powiedziałam płaczliwie i ponownie się do niego zbliżyłam. Tym razem pozwolił mi się pocałować, lecz było to suche i krótkie muśnięcie. - Dlaszego taki jesteś?!
- Jaki? - zapytał spokojnie, podnosząc się na ramionach.
- Taki! - krzyknęłam, waląc z całej siły pięścią w jego pierś, jednak usłyszałam lekki plask - Myyyślisz, sze nie fidze tych dziefczyn? Jak one sie na ciepie patszą?! Jak sie pszy nich sachofujesz?! Nie potopa mi sie to!
- Lidia, porozmawiamy o tym rano. Kładź się spać - powiedział zrezygnowanym głosem. Chwycił mnie za nadgarstki i usiadł, asekurując mnie cały czas.
     Do oczu naleciały mi łzy, które szybko chciałam wytrzeć, jednak skutecznie mi to uniemożliwiał.
 Tak bardzo chciałam pozbyć się z serca tej pustki, która pożerała wszystko na swej drodze, dzięki czemu powiększała się i powiększała, czyniąc mnie coraz bardziej niepełną, nieidealną, nie taką jaką powinnam być.
- Nie kochasz mnie jusz... - jedna kropla spadła na jego koszulkę, znikając tak szybko jak się pojawiła, lecz nie zacierając znaku swojego istnienia.
- Proszę cię...
- Nie! Wyjć stąt! - zaczęłam się z nim szarpać, jednak nie zwalniał uścisku.
- Lidka!
- Wyjć!
- Posłuchaj...
- Niee! - chciałam się od niego jak najszybciej uwolnić mimo swoich ograniczonych ruchów i osłabionej koordynacji.
    Chłopak przewrócił mnie z zawrotną prędkością, przywierając do mnie. Przycisnął swoje usta do moich, agresywnie rozwierając je językiem, którym po chwili zaczął poznawać, nie bojąc się niczego z mojej strony.
Nie do końca wiedziałam co robić, co się w ogóle dzieje! Traciłam oddech. Robiło mi się tak cholernie gorąco. A miejsca, które dotykał swoimi dłońmi, paliły niemiłosiernie.
     Gdy oderwał się ode mnie, wzięłam wielki hust powietrza, po czym go szybko wypuściłam. Ponownie wessałam powietrze, lekko się nim ksztusząc, lecz jeszcze szybciej je wyplułam. Nie mogłam nad sobą zapanować. Dłonie mi się trzęsły, a usta piekły, po każdym powiewie zimnego powietrza.
    Sebastian wpatrywał się we mnie wściekłym wzrokiem, tym razem szczycąc się swoją pozycją. Dominował nade mną całą postacią, przyszpilając mnie biodrami do materaca.
     Nie miałam jak uciec i to mnie przerażało, jednak nie to było najgorsze. Było mi gorąco, duszno, jakby ktoś wlał mi w żyły wrzącą lawę.
     Sięgnęłam rękami do granicy mojej bluzki, podciągając ją za stanik, dalej nie pozwolił mi zimnooki, niemal wybuchając ze złości. Jednak nieświadoma tego co robię, zwolniłam z uścisku bluzkę, a dłoń położyłam na jego karku, chcąc aby więcej ode mnie nie uciekał. Podniosłam głowę, aby ponownie złączyć nasze stęsknione wargi.
    Chciałam skopiować jego pocałunek, potwierdzając siłę mojego uczucia, jednak ni jak mi to nie wychodziło, jednak się nie zrażałam. Próbowałam dalej. Nabierałam doświadczenia, nie zważając na odpowiedni czas.
          W końcu przejął inicjatywę i powtórzył swój wyczyn na  6+. Byłam tak nim pochłonięta, że nawet nie zauważyłam kiedy opadam z sił. Delikatnie. Małymi kroczkami zbliżał się do mnie bóg, który w piękny sposób, zaprowadził mnie do pokoju pełnego...
__________________________


Rozdział miał być dodany jakąś godzinę temu (a tak na prawdę na 2 dzień świąt - ale krótszy ;D) ^^ i jak zwykle mi nie wyszło. Kurka :(
Mam nadzieję, że wynagrodziłąm wam moją nieobecność tym... powyżej :D oraz jego długością :3 gdyby ktoś nie zauważył xD
Awrrrrrrrrr nawet nie wiecie jak mi się lekko piszę, gdy chodzi o samą Halbertównę oraz Sowickiego xDDDD guahahaha Są słodcy *w* dobra xD nie ja to powinnam pisać xD
A tak w ogólę, to chciałam to zadedykować Anonimowi, który (w sumie to odnosiło by się do poprzedniego rozdziału, ale i w tym będzie pasował :)) obudził we mnie znowu chęć podzielenia się czymś z wami. Nie... to nie tak! Wróć... Bardziej odpowiednie by było, dał mi kopa w tyłek i nadzeję, że w ogóle to co piszę jest coś warte?  Pomimo waszych wspaniałych komantarzy, za które z całego serducha dziękuję ;***
Tak więc to dla Ciebie mój Drogi A. :)
Mam nadzieję, że zrozumiecie i nadal będziecie trzymać za mnie kciuki :) Bo już niedługo... xD no dobra, jeszcze trochę i ciut ciut xD
 
~~ Ściskam, całuję, wielbię itp, itd <3

4 komentarze:

  1. Ale cudownie, że zrobili te urodziny koleżanki u siebie. Bardzo uprzejmie z ich strony. Ale wracając do początku to... awwwww - na zwierzenia Moniki - na początku myślałam, że będzie narzekać, a tu taaaakie coś. <3 Bardzo podoba mi sje Maciek, jest takim lajtowym, wyluzowanym rodzicem, hahaha... Świetny. Potem hmmm... Co to ma być że te jakieś panienki kleją się to Seby!!! Ja im dam jak to się powtórzy!! Nu, nu, nu *grozi palcem". Ale przyznam, że dobrze się pośmiałam gdy doczytałam moment, jak się upiły dziołszki, hahaha... Beka z nich. No i pijana Lidka z Sową... Czekam na więcej!!
    PS: Jak przygotowania do sylwka? Ja próbuje ubłagać rodziców na małą imprezkę u siebie. XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Zmiażdżyłaś mnie tym rozdziałem :D Ta ostatnia scena w pokoju Lidki, na tym łóżku była nadzwyczaj przedziwna, no ale tak to jest jak nad rozumem króluje alkohol. Dobrze, że ona go tam o mały włos nie zgwałciła, aczkolwiek nie rozumiem tej złości w oczach Sowy. Czyżby Seba był zły za to, że młoda wypiła troszeczkę za dużo? Głównie to mi przychodzi do głowy, bo tak też wynikało z rozmowy i zachowania, ale zawsze możesz mnie zaskoczyć. Mógł się gniewać, ale mógł to zachować, ukryć i powrócić do tego następnego dnia, a nie takie okazywanie negatywnych emocji jeszcze wobec pijanej dziewczyny, nie dziwię się, że Lidka zareagowała płaczem, nerwowością i zdaniami w stylu "Nie kochasz mnie już" nie wiem czy podobnie nie zareagowałabym i tak byłabym zazdrosna o te dziewczyny, niestety zazdrość u mnie jest i to duża, ale tak już mam no trudno ;] I żyjemy dalej..:)
    Gratulację za dobrze stworzone dialogi i wtopienie stylu pisania w daną sytuację. Bohater jest pijany to trzeba pokazać to w dialogach, bardzo pomysłowe z Twojej strony i szczerze jestem dumna z Twojej kreatywności ;)
    Nam iejscu Lidki wkurzyłabym się na Wiktora, no głupek, mógłby ją chociaż poinformować łaskawie, że w ich domu będzie świętowanie urodzin jakieś tam Sandry - czerwonowłosej. Ależ ja wkurzyłabym się na mojego brata, gdyby tak mi zrobił, chociaż szczerze to takie urodziny to niezły pretekst do zorganizowania porządnej imprezy i sądzę, że to było takim głównym powodem, jest popijawa jest impreza.
    Rozdział bardzo, bardzo fajny, ale to już wiesz i z utęsknieniem i to WIELKIM czekam na kontynuację tej całej sytuacji jaka zaistniała w pokoju Lidki i w sumie, dobrze, że nawiązałaś na początku do tych intymnych spraw, bo tak od jakiegoś czasu zastanawiałam się, kiedy ujrzę tą namiętną scenę między Sową a Lidką. Chciałabym zobaczyć ogiera w akcji, ale pewnie będzie zjawiskowy w tej scenie. No bo to SOWA!
    Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku ;)
    Pozdrawiam
    KV

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, ostatnio mam dziwną skłonność do imienia Wiktor.... dziwne mnie rozczula ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Halbercik rzuca dziwne spojrzenie, nie rozumiejąc o co chodzi. Ale ja rozumiem :3

    OdpowiedzUsuń