Rozdział dedykowany dla Karmelka :* Abyś się więcej na mnie nie obrażała :c
Nie, to w cale nie jest przekupstwo ^^
Kulikówna rzuciła nam zaskoczone spojrzenie, które od razu odwzajemniliśmy, zastanawiając się o co jej się rozchodzi.
Wyszliśmy z sali przepełnieni nieznaną substancją ''Konsternacji'', która wypełniła nas wszystkich. Nie byliśmy zdolni otworzyć ust, przestraszeni, że gdy to uczynimy, cała masa wycieknie przez nie. Taka sytuacja trwała, aż do czasu opuszczenia szatni. Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden wspólny, przeszywający ciało oddech, a jednocześnie wypadły z nas słowa. Już nikt nie martwił się o nieznane cudo, jakby rozpłynęło się w jeziorze pamięci niczym kolejna kropla deszczu, spadająca z liścia nabrzeżnej rośliny.
- To gdzie idziemy?
- Na pewno nie galeria! - swoje warunki jako pierwszy zaprezentował blondyn, zarzekając się, że jeśli tak się stanie, to on rezygnuje na starcie. - Nie wiecie, jakie to nudne, patrzeć jak przebieracie, a później stuleciami przymierzacie te wybrane ubrania, aby nic nie kupić.
- Nie prawda! Od czasu do czasu coś kupimy.
- Raz na milion lat - westchnął.
- Nie prawda! No może trochę - zaśmiałyśmy się, a on przyłożył sobie dłoń do czoła, zastanawiając się nad czymś intensywnie.
- Monia, Wiktor zaprosił Cię już na studniówkę? - zapytałam szczerze zaciekawiona.
Brunetka przekręciła w moją stronę głowę zaskoczona pytaniem, lecz po chwili pokazała nam swój słodki uśmiech.
- Tak, niedawno. Choć upierał się, że powinnam się domyślić, że z nim idę - zaśmiała się, a ja przewróciłam oczami, zupełnie nie spodziewając się takiej ignorancji ze strony własnego brata. - A jak tam u ciebie? Sebastian wysłał ci już zaproszenie?
- Parę dni temu - uśmiechnęłam się lekko, patrząc przed siebie. - Chyba się zmówili. Ale nie jestem pewna czy mam iść.
- Wahasz się? - spojrzał na mnie blondyn z widocznym politowaniem.
- Tu nie chodzi o to, że nie chce iść, ale czy raczej powinnam.
- A czemu nie? - wzruszył ramionami i schował brodę w kołnierz kurtki.
- Musisz iść! - Monika gwałtownie się zatrzymała i wzięła mnie za dłonie. Świadomie lub nieświadomie, ale dziewczyna stworzyła mieszankę modłów, cierpienia, strachu i siły przekonania o wartości tematu.
- Monia... - zaczęłam, lecz nie pozwoliła mi dopowiedzieć.
- Nie! Wiesz, że bardzo mu na tym zależy, a jak nie pójdziesz to tylko go zranisz. A poza tym, nie chce być tam sama. Będę się dziwnie czuła, a być może wtedy i ja nie pójdę - wkurzyły mnie jej słowa, prawda. Ale nie wiem, czy bardziej zabolał mnie fakt, że miałam martwić się o uczucia wszystkich poza mną, choć byłam świadoma, iż miała rację.
- Wiesz, że to ty tu masz decydujący głos - szturchnął mnie ramieniem Julek, niemal trzęsąc się z zimna.
Odkiwnęłam tylko głową i uśmiechnęłam się z nadzieją, że nie wyszło to sztucznie.
Po zapoznaniu się z najnowszymi trendami mody w kategorii sukienek, wyruszyliśmy na poszukiwanie dzikich gatunków butów na obcasie, które chowały się przed nami pół godziny, aż znalazłam dla siebie idealne. Monika nie miała takiego szczęścia, ale pocieszyłam ją, że ponownie się z nią wybiorę na tą misję samobójczą, która prawdopodobnie powinna wywoływać szczęście i poczucie spełnienia, lecz u mnie wywoływała odwrotny efekt. No cóż, czego się nie robi dla przyjaciół.
- Dziewczyny ja wymiękam - po raz dziesiąty jęknął już blondyn, gdy odłożyłam moje wymarzone buty z czarnej skórki, na wysokiej szpilce i lekko dzióbatym przodzie, z przekonaniem, że może się jeszcze coś odpowiedniejszego trafić.
- Dasz radę - Monika zakrzyknęła motywującym tonem, lecz gdyby był to inny przypadek wyczerpania, z pewnością efekty byłyby bardziej widoczne.
- Prooooosze - rzuciłam żałośnie - Jeszcze chwileczka.
- Nie, serio. Dziewczyny poradzicie już sobie same - blondyn przeczesał swoją bujną czuprynę, po czym spojrzał na nas z boleścią w oczach - Idę. Cześć wam. Do zobaczenia - przytulił nas na pożegnanie i odszedł nie odwracając się ani razu.
Spojrzałyśmy się na siebie i ze szczerym współczuciem, wybuchłyśmy śmiechem.
- Cześć, Kwiatuszku - pewien mężczyzna złapał mnie w ramiona, otulając delikatną watą cały mój świat. Choć bardziej by pasowało porównanie, że właśnie ukazał mi mój cały świat. Pojawił się przede mną i czule pocałował.
- Cześć, Sowa - wyszczerzyłam się z obawą, że jeszcze jedna dawka szczęścia, a pęknę, rozbryzgując się na siatce nieboskłonu, łagodnie opadając w tańcu na zimną powierzchnie nierzeczywistości.
Napawając się obecnością tej drugiej części jabłka, spacerowaliśmy w leniwie oświetlonym parku, w który dawał poczucie bezpieczeństwa i rodzinnego kącika. Ściskał swoją wielką dłonią, moją, nie chcąc mi dać szansy na ucieczkę. A z resztą, nie miałam zamiaru uciekać. Było mi cholernie przyjemnie, a jedyna myśl jaka mnie w tym czasie nawiedziła, dotyczyła marzenia, aby ta chwila trwała wiecznie.
- Słyszałem, że byłaś z Moniką i Jutrzenką w mieście - rzucił hasło, obojętnym tonem.
- Jutrzenką? - spojrzałam na niego nie wiedząc o co chodzi.
- Witaaaj MAaaaJowa Jutrzenko... i te sprawy - zanucił swoim ciężkim głosem, jednak wyszło mu to zaskakująco fajnie.
- Tak - zaśmiałam się.
- I coś ciekawego znaleźliście?
Zastanawiałam się czy mam mu powiedzieć o wszystkich moich wątpliwościach i obawach, lecz ugryzłam się w język. Czy to w ogóle można było tak nazwać? Może po prostu sobie to wszystko wmówiłam, a on mnie wyśmieje, bo muszę sobie życie utrudniać. A może to tylko strach przed nieznanym, bo jak mu jakiegoś przypału narobię i będzie się mnie wstydził? Albo źle się ubiorę i będzie kicha. Nie chce żeby poczuł się zawiedziony.
- Oglądałyśmy buty i sukienki, ale niczego konkretnego jeszcze nie wybrałam.
- W każdym stroju wyglądasz przecudnie - uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w nos, a później przyciągnął bliżej siebie. - Nie zimno ci?
Mruknęłam pod nosem przecząco i stanęłam na palcach, aby złączyć nasze usta w lekkim uścisku, który ze spotkania na spotkanie, stawał się o wiele głębszy. Jego znaczenie i ważność cały czas nabierała siły, a nam nigdy nie było dość. Jeszcze tak niedawno byłam nieświadoma tego wszystkiego. Omijała mnie bardzo przyjemna czynność, która była zaprogramowana w ludzką naturę, a jednak nie miałam do niej dostępu. Poczułam, że to niesprawiedliwe, jednakże była to pewnego rodzaju niespodzianka.
- Chodź, odprowadzę Cię - powiedział, przerwawszy pocałunek. Jego oczy lśniły miłością, a ja dostałam skrzydeł.
- Jeszcze trochę - zmarszczyłam brwi, a on przewrócił zrezygnowany oczami,
śmiejąc się przy tym jednocześnie. - Noo - uśmiechnęłam się triumfalnie, gdy zrozumiałam, że wygrana w tej bitwie przypadła mnie! - Sebastian, mogę cię o coś zapytać?
- Mhmm? - mruknął w odpowiedzi.
- Michał nadal u ciebie jest? - spojrzał na mnie mrużąc swoje cudne oczy.
- Nie, już wrócili do Warszawy. A co?
- A nic, tak z ciekawości pytam - uśmiechnęłam się lekko, po czym w odpowiedzi na jego powątpiewający odgłos, podrzuciła do góry brew, nie kryjąc swojego oburzenia. Nie mogłam uwierzyć, że szukał drugiego dna w tym pytaniu. - Czyżbyś coś sugerował, mój drogi?
- Jaa? Nie. Jak mógłbym - podniósł wysoko głowę, nie patrząc się w moją stronę.
- Eeej, no powiedź! - nakazałam, ale on jedynie wystawił mi język, za który z chęcią był złapała i wycisnęła z niego wszelkie interesujące mnie wiadomości. Chłopak dostrzegłszy mój ruch ręką, schował go pośpiesznie za kratkami zębów, i pokręcił złośliwie głową.
Wzięłam trochę śniegu i niezdarnie go ścisnęłam formując coś na kształt kuli, po czym posłałam ją w jego stronę. Cholera jedna, widząc co czynie, zgrabnie uniknął nadlatującemu pociskowi, po czym podszedł do mnie i podciął mi nogi, łapiąc za nadgarstki, zmuszając je, aby puściły kolejną niebezpieczną broń.
Wylądowałam na puchowym śniegu, który co raz pokrywał świat, a chwilę potem znikał, jednak nie na długo. Sowa staną nade mną w rozkroku, ze zwycięskim błyskiem w oku, i szerokim bananem na twarzy.
- To co, księżniczko. Poddajesz się?
Pokręciłam głową, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Nieee? - włożył ręce do kieszeni i uniósł brew.
- Nie.
- Ale tak po prostu ''nie''? Nie poddajesz się?
- Nie. Nie, po prostu nie. Mam przeliterować? - zmarszczyłam nos, chcąc się z nim podrażnić.
- Okej, ale pora już wstawać.
- Jak mi tu jest wygodnie - posłałam mu szczery uśmiech, po czym spojrzałam w górę, na niego z białymi rozgwiazdami, które powolutku opadały, tworząc przy okazji niewiarygodny widok.
Czarnowłosy zaskoczył mnie, i momentalnie znalazł się przy mnie, wpatrując się w pociemniałą przestrzeń. Jednak wytrzymał parę minut, po czym się podał mi dłoń i pomógł wstać, coś mówiąc o tym, że zrobiło się zimno.
- Więc zapraszam na herbatę - zaśmiałam się pocierając jego dłoń.
Weszliśmy do domu, a tam przywitała
nas rozanielona Kamila Halbert, podlewająca kwiaty, które miały
wprowadzić tu rozluźniającą atmosferę.
- Już wróciłaś? O dzień dobry - zachichotała, co mnie
przeraziło i puściła do mnie konspiracyjne oczko - Wchodźcie, na
dworze musi być bardzo zimno. Chcecie coś ciepłego do zjedzenia?
Przy okazji zawołaj Wiktora, niech i on przyprowadzi swoją
dziewczynę.Spojrzałam niepewnie na szarookiego, lecz on tego nie zrozumiał. Coś się działo. Mama nigdy dotąd nie promieniała aż takim zaraźliwym szczęściem, a teraz nieustannie świeci od tygodnia. Coś musiało być na rzeczy.
- Rozbierz się, a ja pójdę po Wiktora - musnęłam jego policzek i wspięłam się po schodach, pośpiesznie otwierając drzwi od sypialni Wiktora, w której zastałam nasze gołąbki w dwuznacznej pozie. Brunet westchnął i schował swoją twarz w zagłębieniu szyi Moniki, która zażenowana, położyła rękę na twarzy.
- Sorki, sorki! - równie zażenowana, zamknęłam po sobie drzwi, aby po chwili zapukać.
- Tak?! - warknął męski głos, a ja ponownie otworzyłam wrota. Wiktor leżał na boku obok siedzącej Moni, i miział ją po łydce. Patrzył na mnie wściekłym wzrokiem, a ja wzruszyłam jedynie ramionami.
- Mama prosiła żebym was zawołała. Nie wiedziałam, że dzisiaj do nas przyjdziesz - zwróciłam się do brunetki, która powtórzyła mój gest.
- Ona nie przyszła do NAS, a do MNIE - rzucił uszczypliwie, a ja zmierzyłam go wzrokiem, na co odpowiedział z morderczą mocą - Zaraz zejdziemy.
- Ok, kk, dobrze.
Schodząc na dół szukałam wzrokiem mojego chłopaka, lecz menda ulotniła się, a jedynym tropem był gromki śmiech dochodzący z kuchni. A gdy do niej weszłam, moim oczom ukazał się dziwny obraz. Maciek z Kubą na kolanach i Sebastian siedzieli przy wyspie, a mama krzątała się wokół przygotowując gofry i kakao. W powietrzu rozchodził się śmiech chłopaków, który łagodnie wypełniał pomieszczenie.
-Na prawdę? Ostatnio wszyscy o tym mówią, przyznaj się jak to zrobiliście - rzucił zaciekawiony Maciek, smarując gofra dżemem.
- Było nas pięciu, więc to nie było takie trudne - mrugnął do niego porozumiewawczo.
- Co nie było takie trudne? - zapytałam, siadając obok Sowy, opiekuńczym gestem przesuwając po jego ramieniu dłonią. Spojrzał na mnie łagodnie, po czym wysyłał mi sygnał, że czuje się tu swobodnie. Złapał mnie za dłoń, plącząc ze sobą nasze palce, nie przerywając kontaktu wzrokowego - Nudne sprawy.
- Ach ta młodość... - blondyn pokręcił głową, a Kuba wgryzając się w gofra, który już zdążył pobrudzić jego buzię, powtórzył gest ojca.
- Zawołałaś ich już? - moja matka przysunęła nam talerz z dwoma parującymi goframi.
- Tak, powiedzieli, że zaraz zejdą - przejęłam nóż od Maćka i podsunęłam go dla Czarnulka, który ochoczo podjął się zadania. Podałam mu również dżem i twarożek, a gdy doszło do bitej śmietany i kakaa, spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Uśmiechnęłam się do niego jak najbardziej uroczo i poklepałam po pleckach dla zachęty. A gdy chwytałam za jabłko, do kuchni wszedł Wiktor, ciągnąc za sobą Monię.
- Już się dla nas zrobiły? - brunet zajrzał mi przez ramię, i skrzywił się, po czym usiedli razem przy stole. My również wzięliśmy rzeczy i przerzuciliśmy się w ich strony, aby nie siedzieli w osamotnieniu. A gdy posiłek upłynął w rozmowie i śmiechach, my jako młodzi, przenieśliśmy się na górę, zostawiając młodego z rodzicami. Niemniej nie przemilczał sprawy i zaczął się buntować.
- Mamoo! A ja też chce z nimi! - tupał nóżką.
- Kubuś, musimy dać Wiktorowi i Lidce trochę prywatności. Jak już będziesz miał swoją dziewczynę, to też będziesz chciał spędzać czas tylko z nią.
- A Zosia może zostać moją dziewczynką... dziewczyną? - poprawił się szybko i spojrzał na nią błagającym wzrokiem.
- O ile ją lubisz, a ona lubi ciebie bardziej od innych dzieci w przedszkolu - rozczochrała mu włosy i uśmiechnęła się do nas, gdy wychodziliśmy.
Gdy weszliśmy na górę i pociągnęłam Sowickiego w stronę drzwi do mojego pokoju, Wiktor rzucił nam ostrzegawcze spojrzenie.
- Bez żadnych nieprzyzwoitych rzeczy, którymi nie możnaby było pochwalić się na religii, zrozumiano? Łapki przy sobie - wskazał na swoje oczy, a później wycelował palcami w nas.
- Czyżby osiedlowy monitoring - rzucił uszczypliwie Sebastian, podszczypując mnie w tyłek, a gdy spojrzałam na niego z politowaniem, pocałował mnie w usta.
- Właśnie o tym mówię - westchnął teatralnie - Nie igraj z ogniem, Sówko, bo cóż uczynisz, gdy wszystkie piórka stracisz?
- A ty kwiatuszku, jak wichry przetrącą?
- Możecie skończyć? Skończcie już! - powiedziałyśmy jednocześnie z Kulikową, powoli tracąc cierpliwość do ich dziecinnych gierek. Uśmiechnęła się do mnie, co od razu odwzajemniłam, po czym wciągnęłam mena do środka, zamykając za nami drzwi. Oparłam się plecami o drzwi i westchnęłam ciężko.
Jakie było moje zaskoczenie, gdy Sebastian stanął przede mną i pogładził mój policzek swoją dużą dłonią.
- Co teraz robimy? - zapytał i pochylił się nade mną, zbliżając się do mnie. Czułam gorąco jego oddechu, co zapewne było przyczyną mojego nagłego zachowania. Mianowicie, wspięłam się na palce i złączyłam nasze usta w przeciągłym uścisku, a gdy poczułam jak chłopak przesuwa językiem po moich zębach, uśmiechnęłam się.
- Smakujesz truskawkami - wydukał w przerwach na oddech, na co wybuchłam gromkim śmiechem.
- No co? - słodko zmarszczył brwi przyszpilając mnie do drzwi. Oplotłam go rękoma w tali i złapałam zębami za dolną wargę, chcąc przerwać jego rozmyślania, lecz drań się nie dał.
- Już nie mogę się doczekać, aby zobaczyć cię w tej sukience - rozmarzył się z błogim wyrazem twarzy.
- Lepiej o niczym nie myśl, zboczeńcu - ukułam go w żebra. Chłopak skulił się, a ja zadowolona usiadłam na łóżku. Rzucił mi żałosne spojrzenie i ze smętną minął, usiadł obok mnie.
- Ale taka jest moja natura - szepnął i rzucił się na mnie. Po chwili poszły w ruch jego sprawne ręce i zawyłam, gdy zaczął mnie łaskotać. Nie dochodziły do niego żadne prośby czy groźby. Uparł się i maltretował mnie póki sam nie stracił sił.
- Nienawidzę cię - rzuciłam ledwie zipiąc. Przez ten śmiech, bolał mnie brzuch, nie wspominając od zdartego gardła.
- A widzisz? A ja ciebie nie...
____________________________________________-
Ekhem... Witajcie, mam cichą nadzieję, że rozdział Wam się podobał, co najwyżej ujdzie w tłumie ;) Dzięki za poświęcony czas i zapraszam na ciąg dalszy nastąpi... :P
O matko, o matko, o matko, o matko. STUDNIÓWKA!!! Lidka ma iść. :D Rozumiem jej obawy, bo też sama bym się bała, ale w końcu będzie tam Monia, jej brat i Sowa, więc nie ma się czego obawiać, bo na pewno go nie zawstydzi, czy coś w tym stylu.
OdpowiedzUsuńKurczę nie mogę się skupić na pisaniu tego komentarza, więc z pewnością będzie on trochę taki niepoukładany, bo mam super humor, słucham sobie tanecznych piosenek i "tańczę" na krześle, hahaha, ale okej wracam do rozdziału.
Jak ja się cieszę, że znowu w rozdziale zagościł Sebastian. Oni z Lidką są tacy słodcy i tak przemiło czytało się Twój rozdział, że żałuję, iż musiał się skończy. No i ta scena na dworze i w jej pokoju, umieram ze słodyczy, haha. xD
Julek jednak chyba pobił wszystko. Biedaczysko zostało ofiarą babskiego szału zakupowego i nie wytrzymał... Dodatkowo jak Lidka weszła do pokoju Wiktora bez pukania, no nie ładnie, ale ja kiedyś zrobiłam to samo, dokładnie to samo, hahahahaha.
Uwielbiam ich wszystkich, są naprawdę wspaniali.
Okej, już nie przynudzam bo endorfiny działają swoje i naprawdę, chyba ten komentarz jest masakryczny, ale trudno, lepszego nie wymyślę. :D
To buziaczki i dużo weny i czekam na kolejny rozdział, który pojawi się, mam rozumieć, za naprawdę niedługo.
A no i dziękuję za komentarz u mnie. <3
Ale mnie zaszczyt kopnął!!! Taki rozdział z dedykacją dla mnie, o jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa <3 Dziękuję Ci bardzo ma Żono :*:*:* Wiesz dobrze, że ja się na Ciebie nie gniewammmm, takie tam droczenie, wiesz, że droczenie to ważny element w związku :) Popatrz na Lidkę i Sebastiana, uwielbiam ich droczenie:)
OdpowiedzUsuńMasz prawo mnie zabić, ale czytając ten rozdział zapragnęłam stać się Lidką, oczywiście wiesz z jakiego to powodu, to było silniejsze Inga, po prostu musiałam siebie wyobrazić w roli Lidki, aby choć na chwilę być w tym cudownym świecie z Sową ;(;(;( Tak za nim tęskniłam ;(;(;( Jak ja go kocham...Po prostu go kocham ;( No dooobra, ale dość tych msutnych emotek, czas coś powiedzieć o tym cudnym rozdziale!
No więc, tak oczywiście główny motyw to Studniówa :) I Lidka idzie, oczywiście, że ma iść, przecież sprawiłaby przykrość swojemu chłopakowi, a więc przegłosowane idzie!
Noooo i zmierzam do tych cudownych chwil z Sową, najpierw ten biały puch, oh ah przez chwilę miałam ochotę coś zrobić, żeby on też wpadł w ten biały puch hi hi hi ]:->, a potem te gofry, ale pal gofry, ta bita śmietana łooo rany, ta moja wyobraźnia....w między czasie super wątek z wejściem do pokoju Wiktora ha ha no no bratu nie wolno przeszkadzać w takich czułych momentach, a potem jak poszli na tą górę młodzieży, z tym monitoringiem Sówką bez piór no mega hit, ja po prostu ubóstwiam Twoje dialogi, kurde to się nazywa mistrzostwo! Są tak naturalne, przemyślane, z wielką klasą jeśli chodzi o poczucie humoru, gdzie takich facetów szukać, którzy zaczną tak między sobą się "kłócić", niesamowici są :)
A potem zamykane drzwi, smak truskawek tralalalalalla dobra bo Karola się rozmarzyła, mówiłaś coś o podniecaniu? Haha mam to samo przy Twoich rozdziałach, więc rozumiem Cię ;) Aaaaa byłabym zapomniałam, zagubiłam po drodze wątek -> na miejscu Sowy, też pomyślałabym to samo, gdy Lidka zapytała się go czy Michał nadal jest w domu ^^
Dziękuję jeszcze raz za dedykację i komentarzyki <3 Love U ;)
Pisz mi szybko następny rozdział!
KV