Gdy obudziłam się z rana, dzięki nieustannemu wyciu alarmu, na dzień dobry powitał mnie słodki sms od pewnej osoby. Leniwie wyczołgałam się z kokonu, który stworzyłam, gdy udałam się w nocną podróż pełną przygód i wyszłam z pokoju, zmierzając tam, gdzie Król nie zabiera swoich strażników. Po drodze napotykając zaspanego Wiktora. Miał rozczochrane włosy, które dodały mu uroku, którego w cale nie potrzebował. Wyglądał jak małe dziecko w przerośniętym ciele mężczyzny, który nieświadomie wszystkich w około zachwyca swoją osobą.
Przetarł niewinnie oczy i ziewnął, po czym uśmiechnął się do mnie półgębkiem, mijając mnie na korytarzu.
- Szykuj się, mała. Może dzisiaj podwiozę cię limuzyną - wychrypiał, dźwięcznie i zniknął w swoim pokoju, nie siląc się na zamknięcie po sobie drzwi.
Uśmiechnęłam się sama do siebie na myśl, że nie będę musiała wracać i zastanawiać się jak mogę ochronić zęby przed swawolnym ich wybiciem.
Siedziałam w sali, dygocząc z zimna. Miałam na sobie sweterek i bluzę pożyczoną od Julka, który na krótki odcinek czasu, hojnie odstąpił mi miejsce przy grzejniku. Na dworze było poniżej piętnastu stopni na minusie, i mimo że wcześniej niż zazwyczaj włączono ogrzewanie, nagrzanie tak rozbudowanego budynku do temperatury, w której bezpiecznie przeżyłyby zielone roślinki, graniczyło z cudem.
- Ciszej stukaj tymi zębami - zaczepił mnie blondyn, chcąc odwrócić moją uwagę od pochłaniania życiodajnej energii, której równie dobrze potrzebowało trzydzieści innych osób znajdujących się w tej chwili w sali.
- J-ja-k ja n-nie m-mo-gę - próbowałam się z nim porozumieć po ludzku, lecz obawiałam się, że moje zdolności konwersacyjne zwęziły się do grona rozbrykanych pingwinów, które mimo swoich przedziwnych upodobań klimatycznych, darzyłam wielką sympatią.
- Jak nie mogę to przez nogę - pokręcił złośliwie głową, ciągnąć dalej, lecz ja nie wyrażałam skłonności do dalszego grania w tę pokręconą grę. Wywróciłam oczami i skupiłam się na biologicznych zasadach.
Przez cały dzień mijałam się z Panem S, za to Monika co rusz znikała za kolejnym zakrętem, aby po pięciu minutach ponownie się pojawić. Co niezmiernie nas wszystkich bawiło, a ona tylko nas dopingowała pokazując swój zawstydzony wyraz twarzy.
A gdy ostatnia lekcja chyliła się ku upadkowi do bezgranicznej otchłani zapomnienia, Monika odwróciła się do naszej trójki z szerokim uśmiechem.
- To co? Idziecie ze mną na miasto? - zapytała przepełniona nadzieją.
- Czyżby Wiktor kończył później? - szturchnęłam ją zaczepnie ramieniem, a ona wystawiła mi język, kręcąc głową jak trzylatka.
- Nieee, nie prawda - upierała się, ale ja już swoje wiedziałam. Wiktor już przed śniadaniem zdążył mnie poinformować, że tylko mnie zawozi, ale wrócić to raczej na własną odpowiedzialność - Jeśli mi nie wierzycie, to już wasz ból. Ale pytanie było inne. Idziecie ze mną czy nie? - spojrzała na każdego z nas z jasnym promykiem, który miał nas zachęcić, do skorzystania z jej propozycji.
- Mogę iść - pierwszy upadł Julek, wzruszając ramionami, gdy rzuciłam mu spojrzenie pełne pogardy, za brak samoobrony.
Później padła kolej na mnie, ale dziewczyna pokręciła głową, śmiejąc się przy tym i przeszła do Ilony, która od jakiegoś czasu zapatrzona była w telefon.
- A ty Ilka?
- Nie wiem jeszcze - odpowiedziała nie patrząc swojej przyjaciółce w oczy.
- A mogę wiedzieć kiedy będziesz wiedzieć?
- Jak będę wiedzieć to ci powiem.
- Ilona! - zawołała Ulka, stojąc przy drzwiach ze swoim przydupasem.
Dziewczyna wstała z krzesełka i czekała, aż łaskawie Monika przesunie się ze swojego, by uwolnić jej od niewygodnej atmosfery. Po czym dołączyła do swojego największego wroga od zarania dziejów...
___________________________
Wybaczcie, że tak późno ;c i krótko. Wiem, wiem. Ale wpadłam do jakiegoś doła i wyjść nie mogłam. A jak już dałam radę to, piach w oczy.
Wyjeżdżam na jakiś czas, więc nie będzie mnie i rozdziałów. Biedne ludzie, internetów nie toczą ><. No, ale... Mam nadzieję, że wrócę pełna nowych porównań i przemyśleń :D Więc trzymać za kciuki i życzę wam wiele przygód.
Wrócę coś około 14, więc do zobaczenia ;*
Mam nadzieję, że nie opuścicie mnie i nie zapomnicie o mnie za ten czas ;)
Jeszcze raz ściskam was wszystkich, pierniczki ;D
Przetarł niewinnie oczy i ziewnął, po czym uśmiechnął się do mnie półgębkiem, mijając mnie na korytarzu.
- Szykuj się, mała. Może dzisiaj podwiozę cię limuzyną - wychrypiał, dźwięcznie i zniknął w swoim pokoju, nie siląc się na zamknięcie po sobie drzwi.
Uśmiechnęłam się sama do siebie na myśl, że nie będę musiała wracać i zastanawiać się jak mogę ochronić zęby przed swawolnym ich wybiciem.
Siedziałam w sali, dygocząc z zimna. Miałam na sobie sweterek i bluzę pożyczoną od Julka, który na krótki odcinek czasu, hojnie odstąpił mi miejsce przy grzejniku. Na dworze było poniżej piętnastu stopni na minusie, i mimo że wcześniej niż zazwyczaj włączono ogrzewanie, nagrzanie tak rozbudowanego budynku do temperatury, w której bezpiecznie przeżyłyby zielone roślinki, graniczyło z cudem.
- Ciszej stukaj tymi zębami - zaczepił mnie blondyn, chcąc odwrócić moją uwagę od pochłaniania życiodajnej energii, której równie dobrze potrzebowało trzydzieści innych osób znajdujących się w tej chwili w sali.
- J-ja-k ja n-nie m-mo-gę - próbowałam się z nim porozumieć po ludzku, lecz obawiałam się, że moje zdolności konwersacyjne zwęziły się do grona rozbrykanych pingwinów, które mimo swoich przedziwnych upodobań klimatycznych, darzyłam wielką sympatią.
- Jak nie mogę to przez nogę - pokręcił złośliwie głową, ciągnąć dalej, lecz ja nie wyrażałam skłonności do dalszego grania w tę pokręconą grę. Wywróciłam oczami i skupiłam się na biologicznych zasadach.
Przez cały dzień mijałam się z Panem S, za to Monika co rusz znikała za kolejnym zakrętem, aby po pięciu minutach ponownie się pojawić. Co niezmiernie nas wszystkich bawiło, a ona tylko nas dopingowała pokazując swój zawstydzony wyraz twarzy.
A gdy ostatnia lekcja chyliła się ku upadkowi do bezgranicznej otchłani zapomnienia, Monika odwróciła się do naszej trójki z szerokim uśmiechem.
- To co? Idziecie ze mną na miasto? - zapytała przepełniona nadzieją.
- Czyżby Wiktor kończył później? - szturchnęłam ją zaczepnie ramieniem, a ona wystawiła mi język, kręcąc głową jak trzylatka.
- Nieee, nie prawda - upierała się, ale ja już swoje wiedziałam. Wiktor już przed śniadaniem zdążył mnie poinformować, że tylko mnie zawozi, ale wrócić to raczej na własną odpowiedzialność - Jeśli mi nie wierzycie, to już wasz ból. Ale pytanie było inne. Idziecie ze mną czy nie? - spojrzała na każdego z nas z jasnym promykiem, który miał nas zachęcić, do skorzystania z jej propozycji.
- Mogę iść - pierwszy upadł Julek, wzruszając ramionami, gdy rzuciłam mu spojrzenie pełne pogardy, za brak samoobrony.
Później padła kolej na mnie, ale dziewczyna pokręciła głową, śmiejąc się przy tym i przeszła do Ilony, która od jakiegoś czasu zapatrzona była w telefon.
- A ty Ilka?
- Nie wiem jeszcze - odpowiedziała nie patrząc swojej przyjaciółce w oczy.
- A mogę wiedzieć kiedy będziesz wiedzieć?
- Jak będę wiedzieć to ci powiem.
- Ilona! - zawołała Ulka, stojąc przy drzwiach ze swoim przydupasem.
Dziewczyna wstała z krzesełka i czekała, aż łaskawie Monika przesunie się ze swojego, by uwolnić jej od niewygodnej atmosfery. Po czym dołączyła do swojego największego wroga od zarania dziejów...
___________________________
Wybaczcie, że tak późno ;c i krótko. Wiem, wiem. Ale wpadłam do jakiegoś doła i wyjść nie mogłam. A jak już dałam radę to, piach w oczy.
Wyjeżdżam na jakiś czas, więc nie będzie mnie i rozdziałów. Biedne ludzie, internetów nie toczą ><. No, ale... Mam nadzieję, że wrócę pełna nowych porównań i przemyśleń :D Więc trzymać za kciuki i życzę wam wiele przygód.
Wrócę coś około 14, więc do zobaczenia ;*
Mam nadzieję, że nie opuścicie mnie i nie zapomnicie o mnie za ten czas ;)
Jeszcze raz ściskam was wszystkich, pierniczki ;D
No wiesz? Już się wygodnie rozsiadłam, zaczytałam a tu... koniec? Smutno. Szkoda, że w tym rozdziale praktycznie w ogóle nie było o Sebastianie, no, ale cóż... Cierpliwie poczekam na następny rozdział i życzę Ci pełnowymiarowego odpoczynku, abyś nabrała sił oraz dobrego samopoczucia no i weny! :D Udanej zabawy, tam gdzie się wybierasz. Oczywiście będę tęsknić i uwierz, że o Tobie nie da się zapomnieć, hahaha... PIERNICZKU! Buziaki! :*
OdpowiedzUsuńJa o Tobie nie zapomnę, na pewno, musisz znosić moją osobę teraz ^^ja się pytam....co to takie krótkie? I gdzie jest Sowa? Nie dość, że krótkie to jeszcze bez Sowy, co ty serca nie masz? I karzesz mi teraz czekać do 14 sierpnia ;( Jak możesz;( Ja powinnam się teraz na Ciebie śmiertelnie obrazić...i tak też zrobię.....................FOCH............................
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału (pamiętaj nadal jestem obrażona) przebiegł sumie tak spokojnie, że spokojniej się nie dało, ale dzięki Tobie poczułam trochę zimna, w ten upalny dzień. Dlatego, że taki krótki wpis, ja piszę krótki komentarz, a masz!
Pozdrawiam