niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział trzydziesty siódmy


     Zeszłam na dół, zahaczając wzrokiem o gładką tafle, wielkiego lustra, które niedawno nabyliśmy. Strasznie podobało mi się jego umiejscowienie, i mimo paru kompleksów, nic nie przeszkadzało mi we wpatrywaniu się w swoje odbicie. Nie mam pojęcia co chciałam tam zobaczyć, ale za każdym razem czułam ukucie zawodu, gdy moja karmelkowa siostra bliźniaczka wpatrywała się we mnie tym ciekawskim wzrokiem, jakby chciała mnie na starcie pożreć, zagłębić się w nieodkrytej kopalni wiedzy, która nigdy nie stała dla niej otworem. Nigdy nie było łatwo, ale ona była stanowcza...
- Idziesz gdzieś, księżniczko? - rozpoznałam ciepły głos Maćka, który próbował schludnie zawiązać krawat, co mu się nie udawało. Byłam skłonna postawić na to, że jego wewnętrzna natura mu na to nie pozwalała.
- Tak, wychodzę - uśmiechnęłam się do dziewczyny, która przekazała mu mój uśmiech.
- Noo weeź - jęknął, załamując ręce - Nie idź - zrobił smutną minę, która miała uderzyć prosto w moje emocje, lecz ja byłam twarda. Prawie jak kamień!
- A chcesz coś?
- Nie, no... kto Kubę odbierze, a kto domu popilnuje? Kto będzie wyczekiwał mojego powrotu? - uśmiechnął się błagająco ze szczeniackim błyskiem w oku.
Prychnęłam niezadowolona z faktu, że naśmiewa się ze mnie.
- Bujaj się, Maciek - odgryzłam się, utrzymując wesołą atmosferę.
- Kochanie, jesteś już gotowy? Nie chce się spóźnić - niska blondynka weszła na teren naszej bitwy, która powoli stawała się naszym rytuałem powitalnym. Spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem i poprawiła mu krawat, niemal promieniując czułością.
       Czasami zazdrościłam Maćkowi uwagi, jaką go obdarowuje, ale nigdy w życiu bym się do tego nie przyznała...
       Odpędziwszy od siebie czarne myśli, poprawiłam włosy i zajęłam się zakładaniem trzewików.
- Już, już - obdarzył ją TYM uśmiechem przeznaczonym tylko dla tej jedynej w jego wszechświecie. A gdy kobieta przeszła do salonu, ponownie spojrzał na mnie - Idziesz do niego?
     Podniosłam oczy do góry, napotykając szare tęczówki, które mimo dziecinnych duszków, skrywały odpowiedzialność i siłę. Kiwnęłam głową, a on uśmiechnął się pobłażliwie, i podążył śladem swojej żony.

      Siedziałam na niewygodnej ławeczce, w korytarzu, z widokiem na największy basen. Pływacy właśnie kończyli ostatnią długość, a ja zastanawiałam się, czy jeszcze kiedykolwiek wejdę do tej przesiąkniętej silnym zapachem głębiny. Kiedyś sprawiało mi to niemałą przyjemność. Czułam się wolna, na granicy dwóch światów, samodzielnie decydując do którego w danej chwili chce przynależeć. Mały bodziec, a twoje spojrzenie przewraca się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Tu nie ma czasu na rozmyślanie. Tam toczy się nieustanna walka o twoje wnętrze. Sam ze sobą mierzysz się i dajesz świadectwo swojej nieugiętej natury. Ty jesteś panem i poddanym.
      Założyłam nogę na nogę, próbując odwrócić moją uwagę od powoli uspokajającej się tafli wody, która przyśpieszała bicie mojego serca.
Po korytarzu rozbiegł się przytłumiony głośny, męski śmiech, który momentalnie mnie otrzeźwił.
Pięć minut zeszło mi nawet nie wiem na czym, ale niemiłosiernie się dłużyło, wydłubując mi łyżeczką dziurę w brzuchu.
Po kolejnych paru minutach zobaczyłam jak grupa wysokich chłopaków wylewa się z przebieralni i zmierza prosto do równego rzędu automatycznych suszarek.
- Cześć - wyczekiwany przeze mnie przedstawiciel płci męskiej uraczył mnie zniewalającym uśmiechem, po czym położył obok mnie swoją sportową torbę - Jeszcze chwila, okej? Idę się wysuszyć.
- Hej - zmrużyłam lekko oczy i odwzajemniłam uśmiech - Okej.
- Oj młoda, młoda - prychnął zdegustowany Wiktor, rzucając z drugiej strony swój plecak.
       Uniosłam brew do góry, gdy cały ten pochód kończyło czterech chłopaków w tym Julek, na którego twarzy gościł wielki uśmiechem.
Wszyscy wymieniali się kąśliwymi uwagami próbując przekrzyczeć pracujące suszarki.
Siedziałam spokojnie, wyczekując momentu, gdy będę mogła bez żadnych przeszkód, delektować się uspokajającą aurą pewnego chłopaka. Jednak plany dotyczące pary, niestety nie formują jedynie chęci, a dodatkowo, aby je ziścić potrzeba pozwolenia otoczenia.
- Julek tylko nie zabłądź po drodze - mrugnął do blondyna porozumiewawczo jeden z chłopaków. Julek stał koło mnie i rzucił mu pytające spojrzenie. Inny przedstawiciel płci przeciwnej, prychnął, a jego sąsiad kiwnął na mnie głową.
- Lepiej wyłączcie myślenie, bo coś się wam przegrzało - rzucił jeszcze cierpliwie, lecz nawet święty ma swoje granice.
- Oj nie wstydźcie się - zaśmiał się kolejny klepiąc blondyna po łopatce. - To od kiedy jesteście razem?
    Spojrzałam na niego jak na ósmy cud świata, zastanawiając się, gdzie podziały się wszystkie słowa w moim umyśle. Czarna dziura wchłonęła je wszystkie nie pozostawiając nawet tych banalnych.
- Dla waszego dobra, lepiej nic takiego nie sugerujcie - blondyn zmarszczył brwi, po czym odsunął się od sympatycznego kolegi.
     Wiktor ryknął śmiechem pod suszarką, czochrając włosy Sebastianowi, który ciężko westchnął i spojrzał w moją stronę wymownie.
- Oj, przecież to żadna tajemnica! Wszystko widać na pierwszy rzut oka - przytaknęło paru z nich, zgadzając się z wypowiadającym.
- Co widać? - do akcji wkroczył czarnowłosy rycerz, który chwycił swoją torbę i przerzucił ją sobie przez ramię.
- Że ich do siebie ciągnie.
- Coś nie bardzo - mruknęłam, ale mnie zignorowano. Rzuciłam błagalny wzrok w stronę chłopaka, który zamiast wytłumaczyć całą sytuacje pogrywał sobie z nimi dalej.
- W sensie, że Julek i ona? - dopytywał się, zakładając rękę na rękę.
- Skończ już - blondyn spiorunował go wzrokiem, a później poszerzył swój obiekt obserwacji, na większą grupę - I wy też!
      Wstałam i westchnęłam, próbując jakoś wyjść cało z tej sytuacji, próbując nikogo nie urazić swoimi słowami, a także nie wypierając się całej sytuacji.
- Idziemy?
- Chwila - zatrzymał mnie, wyciągając w moją stronę rękę - A myślicie, że spodobałyby się jej prawdziwemu chłopakowi takie dziwne przypuszczenia?
- To ona nie chodzi z Majem? - zgodnie pokręciliśmy z Julkiem głową, próbując za bardzo się nie załamywać, jednak mimo naszego wysiłku, zignorowano nas i skierowano swoją uwagę na mojego chłopaka.
     Sebastian zadowolony z siebie, pokręcił energicznie głową, czym mnie zdenerwował.
- Okej, skoro chcecie się dalej w to bawić, to ja wychodzę - rzuciłam wściekle, kierując te uczucie głównie do Sowy, po czym go wyminęłam.
- Nie, chodzi ze mną - triumfował chwaląc się mną przed stadem dzikich chłopów, którzy po chwili zdezorientowania zaczęli nam gratulować i śłać nieprzyzwoite żarciki.
- A więc to TA dziewczyna - przyjaźnie zaśmiał się jeden z nich, jakby znał mnie już od paru lat.
     Chłopak wzruszył ramionami, i podbiegł po swoją kurtkę, lekko szczypiąc mnie w tali. 
- To już na mnie nie poczekacie? - zbulwersował się Wiktor, nawet nie próbując ukryć swoje rozbawienie całą tą sytuacją.
Zatrzymałam się, i nie licząc swoich westchnięć, usiadłam na ławeczce. Zrobiło mi się gorąco, więc potrzebowałam ochłody, a śnieg na dworze jeszcze nie zdążył stopnieć. Mam nadzieję, że mimo mojego przegrzania, utrzyma się jeszcze do końca lutego.
- Nie potrzebna nam przyzwoitka - Sowicki wystawił w jego stronę język, naciągając na swoje wielkie stopy, trzewiki.
- Phi, jakby jeszcze się twoje zdanie liczyło, mówiłem do Lidki - wyszczerzył się i dołączył do Sebastiana, dzieląc z nim tą samą, zachwycającą czynność.
     Paru chłopaków ryknęło śmiechem. A mnie coraz bardziej irytowało ich zachowanie, jednak postanowiłam się na nich odegrać.
- Julek idziesz z nami? - uśmiechnęłam się do niego zalotnie, na co przewrócił oczami, przewidując już nowe zaczepki, których zadziwiająco na ten temat nie było.
- Lidka, tak? - jeden chłopak z ich wielkiej paczki, podszedł do mnie i położył mi ramię na karku. Był trochę ode mnie wyższy i miał zniewalający uśmiech. Może i nie miał idealnie prostych zębów, ale dziewczyny musiały zawieszać na nim oko, choćby po to, aby obejrzeć taki okaz. A może to było tylko promieniowanie pewnością siebie? Być może - Co ty na to. Olejmy ich i chodźmy potańczyć.
      Zgrabnie wyswobodziłam się z jego uścisku, i nim zdążyłam odpowiedzieć. Ostrzegawczy wzrok Sebastiana złapał go w swoje sidła.
- Bartek.. - syknął.
- Oj, no nie złość się Sowa. Cóż możemy począć jak się zgodzi - wzruszył niewinnie ramionami.
- Możecie się pośpieszyć? - zaczęłam zakładać kolorową kurtkę, gdy Wiktor rzucił zaczepnie.
- Oj Lidka, Lidka - udał, że się wzruszył - Nie myślałem, że doczekam czasów, gdy dwóch goryli będzie się bić o zamarznięte serce mojej siostry - wytarł niewidzialną łzę i motywująco popchnął przyjaciela - Myślę, że tamten wygra.
- To twoja siostra? - spojrzał na niego, a później na mnie wielkimi oczami - No... może i jesteście trochę podobni, ale...
- No ładnie - prychnął kolejny, próbując się nie zaśmiać.
- Wiedziałeś co brałeś - uśmiechnęłam się sztucznie, a zamiast znowu się wszystkiego wypierać, dołączyłam do ich gry, chcąc utrzeć im nosa - Ja to nie wiem. Czy ty przypadkiem nie byłeś na prochach? Ja to chyba omijałabym Halbertów szerokim łukiem. Wiadomo co przyjezdnym we łbie siedzi?
- Ej, Lidka - rzucił Julek, marszcząc tak mocno brwi, że zmarszczka mu wyskoczyła na czole, niczym Filip z konopi, ale postanowiłam go olać.
- Uuuu! Ma dziewczyna charakterek. Już ją lubie - Bartek wystawił mi żółwika, którego ochoczo przybiłam.
- A ja się jeszcze zastanowię czy cie lubię - uśmiechnęłam się, mrużąc oczy - A teraz wybaczcie, ale muszę zobaczyć czy nikt śniegu nie ukradł.
     Wyszłam na dwór, aby odetchnąć i pozbyć się negatywnych emocji, które napadły mnie niczym zbóje, próbując zabrać mi niesprawiedliwie przypisane szczęście.
- Czekasz czy idziemy? - zapytał mnie Julek, który wyszedł chwilę po mnie.
    Spojrzałam na niego błagalnie, po czym ruszyłam żywym krokiem, do przodu, czując, że bardzo powoli się uspokajam. Po chwili odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się do niego szczerze, co natychmiast odwzajemnił. Szturchnęłam go ramieniem, po czym wybuchłam głośnym śmiechem. Nie wiem co dokładnie mnie bawiło, lecz musiałam wyładować zgromadzoną energie, a to był pierwszy i najprzyjemniejszy sposób, jaki przyszedł mi do głowy.
- Ty to jednak do normalnych nie należysz - dołączył do mnie. Śmialiśmy się jeszcze kawałek drogi, gdy na powrót zebrały się burzowe chmury.
- Poczekajcie! - usłyszałam, a już po chwili na plecach Julka pojawił się rozbawiony Wiktor. Chwilę się szarpali, aby po chwili paść w jakąś zaspę, śmiejąc się szaleńczo. Przystanęłam na chwilę, co było błędem, bo dogonił mnie taki przystojny Pan, który zagrzał mi krew w żyłach, a byłam przekonana, ze chwila nieuwagi, jedno niewinne zerknięcie w jego dzisiaj bardziej niebieskie niż szare, oczy, a kolana mi zmiękną. A to była ostatnia rzecz o jakiej aktualnie marzyłam.
- Jesteś na mnie zła? - zapytał niewinnym tonem, a ja kolejny raz dzisiejszego dnia westchnęłam. Spojrzałam na tarzających się na śniegu chłopaków, których twarze zdążyły przybrać czerwony kolor. - Litka, nie ignoruj mnie - również westchnął. Co skłoniło mnie, aby zaliczyć ten dzień do dni refleksyjnych - Kiedy mi wybaczysz? - żadnego odzewu z mojej strony - Ej, nie możesz się na mnie gniewać z takiego powodu - zbulwersował się, a ja spojrzałam na niego wilkiem. Może i miał rację, ale nie chciałam w tej chwili przyznawać mu racji. I może to było sadystyczne zachowanie, ale był pod ręką, a ja musiałam się na kimś wyładować. A co do powodu, to każdy jest dobry. Wiem, zachowywałam się jak rozpieszczony bachor, ale zabolało mnie, jak mnie ignorował. Musiał się z nimi droczyć, to teraz ja się z nim podroczę. I w cale nie będzie mi później z tego powodu przykro.
- No weź - jęknął przeciągle i mnie wyprzedził, zatrzymując w miejscu - Nie obrażaj się na całe życie - próbował złapać mnie za ręce, ale schowałam je do kieszeni kurtki, próbując unikać jego natarczywego wzroku.
    Nie odpowiedziałam.
    Chwycił mnie za podbródek i przekręcił w swoją stronę.
    Zamknęłam oczy, a w tle mojego uspokajającego się oddechu, grały coraz cichsze głosy Maja w kompani z moim bratem.
- Zostaw mnie - wychrypiałam, chcąc zabrzmieć poważnie.
- Lidia... Litka - mruknął dostrzegając jak jeden z kącików ust, powoli kieruje się ku górze.
- Nie odzywaj się do mnie! - zapomniałam o swoich postanowieniach i zdecydowaniu, gdy chciałam spiorunować go wzrokiem, lecz coś mnie w nim zaskoczyło.
- Ej, miśka - nie poddawał się. Pociągnął za moje przedramię, a później zjechał po nim, aż do nadgarstka - Nie złość się już.
     Prychnęłam już rozbawiona, a on przygarnął mnie do siebie.
- Jesteś wredna - dmuchnął mi w ucho, po czym pocałował w policzek.
- Nie bardziej niż ty - poprawiłam mu czapkę, a gdy chciałam się od niego uwolnić, zaplątał swoje palce z moimi.
- Już się pogodzili? - Wiktor rzucił w naszą stronę niechlujnie stworzoną śnieżkę, która trafiła Sebastiana w ramie. Chłopak ścisnął lekko moją dłoń, po czym ją puścił i zaczął formować kulę. I już po chwili wszyscy wpadliśmy w wir szaleństwa. Opanowałam się jako pierwsza, czując na barkach ciężar odpowiedzialności, którą ktoś musiał okazać.
Otrząsnęłam się z puchu i poklepałam Wiktora po policzku, gdy poprawił swoją jaskrawą czapkę z wielkim pomponem.
- Pójdziesz po Kubę, czy wolisz robić obiad? - zapytałam będąc pewna, że wybierze pierwszą opcję. Jakim było zdziwieniem, gdy się pomyliłam. Chłopak zaśmiał się cholernie zadowolony z siebie, zapewne w pamięci poszukując nazwy najlepszej pizzerii w mieście.
- Gadaliście już z Iloną? - zapytał się brunet,w dalszym odcinku drogi, lekko obijając się o moje ramie. Już od jakiegoś czasu nie patrzyliśmy sobie w oczy. Szliśmy w czwórkę, podziwiając malujący się przed nami zimowy krajobraz, co raz rzucając jakiś lekki temat do rozmowy.
- Tsaa - mruknęłam pod nosem, zwracając na siebie jego uwagę.
- I?
- Wyśmiała nas, a później opieprzyła za to, że wszyscy coś do niego mamy. I że nie rozumiemy go, bo go aż tak jak ona nie znamy. Mówiła coś jeszcze, aby nie słuchać głupich plotek - tu spojrzałam na Julka. Chłopak odwzajemnił moje spojrzenie ze skwaszoną minął.
    Wiktor spojrzał na mnie jak na idiotkę, a później westchnął i pożegnał się z nami, skręcając w stronę domu.
- To co, znowu idziemy na lodowisko? - podsunął Maj, gdy zbliżaliśmy się do  kolejnego przystanka autobusowego.
- Oj, nie, nie. Ja spasuje - zaśmiałam się zażenowana swoją niezgrabnością.
- Weź przestań, będzie dobrze - zaśmiał się szczerze, przytulił mnie, za co dostał kuksańca w bok od Sebastiana i wsiadł w nadjeżdżający autobus.
     Chłopak westchnął ciężko i zsunął mi czapkę na oczy.
- W końcu sami...
- Już nie kłam, że ci przeszkadzali - zaśmiałam się, nie patrząc mu w oczy.
- Bo przeszkadzali - żachnął się, kładąc obie ręce na biodrach.
- Ciekawe w czym - przewróciłam oczami, a on złapał mnie za przedramię. Odwróciłam się do niego, zdziwiona, lecz jego skupiony wyraz twarzy zachwycił mnie i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Mogłam jedynie uważnie śledzić jego ruchy. Lekko przymrużone oczy, długie, proste rzęsy, lekko zmarszczone brwi, przygryziona warga i wzrok wprost skierowany na mnie.
      Poczułam jak się rumienie, co wywołało u niego cichy śmiech.
- Nie śmiej się ze mnie - mruknęłam zażenowana.
- No bo ostatnio w ogóle się przy mnie nie rumienisz - posmutniał - A wyglądasz wtedy taaak słodko - zmarszczył nos i cmoknął mnie w usta, próbując się ze mną droczyć.
     Jego słowa wywołały jeszcze większy napływ czerwieni, przez co w akcie desperacji złapałam za śnieg i próbowałam go zdjąć! Jednak cichy zabójca ze mnie jak z Jacki Chana baletnica, a moja śnieżka raczej przypominała burze piaskową niż zwartą kulę. Po raz kolejny wywołałam jego śmiech, który łagodnie rozpłynął się po moich żyłach.
- Dobra, koniec tego dobrego - podwinęłam rękawy kurtki i rzuciłam się na niego, w związku z tym oboje wylądowaliśmy w zaspie, śmiejąc się jak obłąkani.
     A gdy w końcu dotarliśmy do przedszkola, nie czułam palców u stóp i trzęsłam się jak osika, jednak porcja szczęścia, którą dzisiaj mi zaaplikowano, nie pozwalała mi paść i utonąć w zapomnieniu.
- Litka! - krzyknął Kuba, biegnąc w moją stronę, a gdy był już blisko, padł na kolana i udawał, że jest gwiazdą rocka. A jego solówka, powala nas na kolana.
Gdy spojrzał na mnie ponownie, uśmiechnął się szeroko i zaczął zdejmować swoje kapcie. - A gdzie Wiktor?
- Robi kolacje - zaśmiałam się, a on obejrzał się na mnie jeszcze bardziej szczęśliwy.
- Picca! Ja chce z serem! Dużo sera!
     Tym razem ja się zaśmiałam, oglądając się na Sebastiana, który uśmiechał się pod nosem rozczulony. Walnęłam go łokciem pomiędzy żebra, dając znak, aby się opamiętał, a on bezczelny wystawił w moją stronę język.
- Pójdziemy na sanki?
- Nie dzisiaj, okej? - kiwnął tylko głową na znak, że zrozumiał i spróbował zasunąć swoją kurtkę, która się gdzieś przycięła. Pomogłam mu i we trójkę ruszyliśmy ku wyjściu. Chłopak przytrzymał nam drzwi, aby później chwycić moją dłoń.
- Dziwny jesteś - wyszczerzyłam się.
- Nie prawda - pokręcił zabawnie głową ze śmiejącymi się oczami - Po prostu wyglądałaś tak...
- Uroczo? - podsunęłam niewinnie.
- Chciałabyś - prychnął i zakręcił mną - Nie da się tego opisać słowami - wytłumaczył mi na ucho, kończąc tym temat.
      Odprowadził nas pod dom, żegnając się ze mną czule, przez co nie potrafiłam wejść do środka, zanim nie zniknął za zakrętem. A gdy już go nie było, coś ciężkiego spadło mi na serce, wysysając ze mnie całe zadowolenie.
Otwierając drzwi, otulił mnie zapach gorącej pizzy i przyjemne domowe ciepło. Zdjęłam buty i rozmasowałam stopy, chcąc poprawić krążenie. Gdy mrowienie ustało, postanowiłam dołączyć do dwóch największych małp na świecie, które dziwnym zbiegiem okoliczności żyły w moim domu. Żeby nie skłamać, istniały trzech, ale aktualnie dostępne w ofercie były tylko dwie.
      Rozłożyli się na kanapie z oczami szeroko wpatrzonymi w płaski ekran, który miał za zadanie spłycać całą ludzką osobowość, a ja bez żadnego pretekstu się do nich dosiadłam. Zjedliśmy po kawałku pizzy i niemalże posnęliśmy w salonie, gdyby nie wcześniejszy powrót pracusiów z jakiegoś ważnego bankietu, który miał się odbyć w firmie, gdzie pracowała mama, a gdzie głośno, tam musi być Maciek!
- Dzięki, że się nim zaopiekowaliście - Kamila Halbert, pokonała swoją lodową pokrywę i zmierzwiła nam włosy, delikatnie się uśmiechając. Wiedziałam, że nas kocha, ale dość dawno nam nie okazywała nawet cienia zainteresowania, więc jej nagła zmiana zdziwiła mnie, jak i mojego starszego brata.
- Piła? - spojrzałam na Maćka doszukując się powodu jej zachowania.
- Boże, nawet nie można podziękować własnym dzieciom - wyrzuciła do góry ręce i usiadła obok Wiktora, który podkulił nogi, aby zrobić jej miejsce. Maciek w tym czasie wziął na ręce Kubę, i zaniósł nicponia do sypialni.
- No... nie - spojrzałam na brata, szukając w nim pomocy, lecz ten wzruszył jedyne ramionami.
- To co tam się dzisiaj u was działo, pierniczki? - zapytała rozanielona, kładąc na Wiktorowskim udzie, ociężałe ramie. Odpowiedzieliśmy coś na szybkiego, aby po niezręcznej chwili, zagłębić się w jakiejś nic niezobowiązującej rozmowie. Jednak miałam wrażenie, że coś nie gra. Być może to tylko moja wyobraźnia, a przynajmniej miałam taką nadzieję, ignorując to przeczucie.


_________________________________________
Ekhemm... Witajcie :)
Przepraszam was, że tak długo mnie nie było, i w sumie nie mam na to żadnego dobrego wytłumaczenia. Chyba po prostu musiałam odpocząć, więc tego... mam nadzieję, że nie będziecie się długo na mnie za to gniewać :( a może w cale? :D
Mam nadzieję, że długością przynajmniej trochę wam to zrekompensuję, i że nie był to rozdział nudny, i że nie zostawiliście go z pobłażliwym uśmiechem w połowie.
Agrfk! Ogar! xd
Ściskam was wszystkich mocno jak wielką rodzinę i mam nadzieję, że wpadniecie na kolejny ;*

PS. A tak w ogóle, dziękuję wszystkim za te 10.000 wejść. Jesteście niezastąpieni! <3

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, normalnie jestem cała przesiąknięta słodyczą. Uwielbiam Sebastiana i Lidkę, oni są tacy kochani razem. <3 Trochę mi brakowało Wiktora i Moniki (razem), no i oczywiście Ilony, mam wrażenie jakbym daaaaaaaaawno o nich nie słyszała. Mama Halbertów taka nieco dziwna, hahahhaha, może rzeczywiście coś piła. ^^ Jednakże muszę się przyczepić!! Jak Seba tak mógł na samym początku zignorować swoją dziewczynę?? No normalnie szok, jestem na niego obrażona!! Ale tylko tak na chwilkę, bo na niego chyba nie można się gniewać, w dodatku ten jego wygląd, ciemne włosy, błękitne oczy - ahhh, mój ideał <3! Tak jak ty słuchałaś Elvisa, ja podczas czytania puściłam sobie piosenki z płyty Indili, francuska piosenkarka. :D I chociaż nie lubię francuskich piosenek, to jej nadzwyczaj przypadły mi do gustu, ale no, nie o tym miałam pisać.
    Co do gniewania się na Ciebie, to, Moja Droga, muszę się poważnie zastanowić! Nawet nie wiesz jak tęskniłam!! No, ale za taki piękny rozdział i miły komentarz chyba moje kamienne serducho nieco zmięknie. ;) Mam nadzieję, że szykujesz już kolejny rozdział bo naprawdę nie mogę się doczekać!!
    Muszę już kończyć, bo pakowanie mnie czeka, a i... co do fragmentu z Twojego komentarza, to akurat u tej rodziny, naprawdę da się odpoczywać, odpoczywam tam co roku, chociaż w te wakacje to nie do końca jestem tego pewna, bo w zeszłym roku urodziła się moja chrześnica w tej rodzinie i w sierpniu skończy prawie roczek, więc... oczy dookoła głowy. :D
    No dobrze, nie przedłużam! Ściskam mocno, cieszę się z Twojego powrotu baaaaardzo no i weny. Buziaczki :*
    Ps: Napisałam komentarz i kurka usunęłam przez przypadek. :( Głupia ja. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. UU przeczucie Lidki jest tu zapewne bardzo istotne i muszę czekać do kolejnego rozdziału, żeby się wszystko wyjaśniło :(
    Ojjjj brakowało mi tak bardzo tego opowiadania ;(;(;( Jak ja tęskniłam za wszystkimi bohaterami, a w szczególności za moim przyszłym mężem Sową...Jeju jak mi brakowało tych jego gestów, tego mruczenia, czułych słów o matko boska bo się tu tak rozmarzyłam, że teraz dojść nie mogę do siebie. Co ty Inga ze mną robisz to ja nie mam pojęcia...
    Postaram się skupić mimo to na moim komentarzu, ale uwierz jest to bardzo trudne.Wszystko przez Sowę.
    Bardzo fajny początek...czytając tą wstawkę o lustrze pomyślałam sobie jak mi cholernie daleko do takiego stylu jak Twój. Twoje zdania są tak mocno przemyślane, po czym wstawiasz nam super metaforyczne przemyślenia czy refleksje bohaterki. Tak mi się to podobało, że kłaniam Ci się o Pani.
    To co jeszcze miało swój mocny punkt to ta cała sytuacja przy suszarkach. No cała ta konwersacja chłopaków, na temat "nowej dziewczyny" była niesamowita. Tak się nią wciągnęłam, że czytałam z otwartą gębą i nawet nie miałam tego świadomości. Świetnie Ci to wyszło i ten chłopak Bartek mnie tu nieco zaintrygował ^^ ale on jest taaaaaaaaaaaaaaki mały przy Sowie. on mi skradł serce i to na amen.
    Wiedziałam, mówiłam, że jak siądziesz zaczniesz pisać to stworzysz coś genialnego. Mam nadzieję, że już nie zrobisz nam takiej długiej przerwy, bo naprawdę mocno stęskniłam się za Tobą oczywiście i za tym wspaniałym opowiadaniem :)
    Pisz jak najszybciej dalszy ciąg!
    Pozdrawiam
    Twój Mąż :*

    OdpowiedzUsuń