czwartek, 1 maja 2014

Samobójcy

UWAGA! 
Jest to krótki epizod, w żaden sposób nie związany z prowadzonym opowiadaniem.


       Dzień dwudziesty ósmy.
       Jeszcze żyję.
       ONA tego nie chciała. Ale bała się...
       Siedziałam w białym pokoju, na białym łóżku w niebieskiej piżamie, która była tu jedynym kolorowym akcentem. Za chwilę miało być śniadanie. Miała wyjść do stołówki, gdzie będą smutni ludzie. Ludzie, którzy nie doceniają dnia, świata, piękna. Nie patrzą. Są ślepi. Pogrążeni we własnym cierpieniu, o którym nie mogą zapomnieć. Nienawidzą go, jej i wszystkiego innego.
      Nie potrafiłam ich zrozumieć. Przecież życie jest jedno i trzeba z niego korzystać! Nie można robić tego, co ONA zrobiła. To wbrew zasadom tego świata. Nie można być tchórzem i uciec od przyszłości.
      Nie można! - powtarzałam sobie w myślach idąc jasnym, wręcz bijącym blaskiem, korytarzem.
      Siedziałam na przeciwko ładnej, lecz kościstej dziewczyny, która miała widoczne bandaże na przegubach. Nie kryła się z tym, że nienawidzi życia. Próbowała wielu sposobów, lecz w ostatniej chwili zawsze ją ratowali. Byli nieostrożni, a ona nigdy nie zrobiła ostatniego kroku. Nie potrafiła się na zawsze pożegnać z tym wszystkim, mimo że ją to przytłaczało.
       Jadłam jakąś letnią papkę, którą nazywali zupą, lecz nie przypominała mi tego pysznego dania z przeszłości, które zawsze czekało na mnie w domu. Parująca ciecz, której zapach roznosił się po całym mieszkaniu i ogrzewał nasze żołądki, zachęcając do zawitania w królestwie mamy.
       Mama... Moja mama była piękna. Zupełnie różna od innych mam, a tak do nich podobna. Kochała mnie i tatę. A później coś się zmieniło. Ona się zmieniła. Została jedną z nich – tą smutną, z pustymi i podkrążonymi oczami. Nie nienawidziłam jej. Nadal była piękna. Nadal nas kochała. A potem postanowiła odejść. Uciekła. Bezpowrotnie.
       Dziewczyna spojrzała na mnie z wrogością w wyblakłych oczach. Pomieszała w misce plastikową łyżką i rozejrzała się po sali pełnej ludzkich wraków społecznych, wyrzutków. Tych INNYCH.
       Zignorowałam to. Nie chciałam znowu TAM trafić. Tam było przeraźliwie biało. Było strasznie. I jeszcze ta muzyka, która wbijała się w głowę i odbijała jak piłeczka w pustej czaszce. Nie potrafiłam się wyłączyć. Gdy ją słyszałam puszczały mi nerwy. Krzyczałam, ale oni byli głusi. Nie chcieli mnie wypuścić. Mówili, że to dla mojego dobra, ale to mnie bolało. Nic nie robili, gdy płakałam. Błagałam. Udawali, że ich tam nie ma, ale zawsze byli. Patrzyli swoimi zimnymi oczami, w których kryła się ich indywidualna historia. Ich zamiłowanie i oddanie bogu nauki...

                                   * * *

      Siedziałam w sali telewizyjnej, do której wpuszczali po powierzchownej rewizji. Zajęłam jedną z kolorowych kanap, które miały za zadanie rozweselać pacjentów. I spisywały się doskonale. Ten pokój, jako jeden z nielicznych był pokryty żywymi kolorami. Aż chciało się tańczyć, lecz gdy opiekunowie, którzy nie spuszczali nas z oka nawet w trakcie korzystania z ubikacji, dostrzegali twój zbyt dobry humor, od razu podawali ci jakiś tajemniczy lek, który miał cię wyciszyć, uspokoić.
      Skuliłam się, obejmując kolana ramionami, po czym zanurzyłam się w fantastycznym filmie, którego nienawidziłam. Jednak wolałam przesiedzieć tutaj, niż w sali na kolejnych zajęciach oczyszczania umysłu ze złych emocji. Nie potrzebowałam tego.
      Gdzieś w połowie filmu, dosiadła się do mnie dziewczyna ze stołówki, i co jakiś czas zerkała w moją stronę. A gdy w końcu zebrała się na odwagę, dotknęła mnie. Nie lubiłam jak ktoś mnie dotyka, tylko JEJ dotyk mi nie przeszkadzał, ale JEJ już tu nie było. Odsunęłam się od niej, niemalże przytulając się do podłokietnika.
- Słyszałam, że jesteś bardzo ciekawa – usłyszałam jej zafascynowany głos – I że nienawidzisz samobójców. To prawda?
      Nie odpowiedziałam. Postanowiłam nie reagować. Ignorować ją. Nie chciałam, żeby znowu mnie tam zamknęli.
      Myślałam, że jest kolejną, która postanowiła sprawdzić czy plotki o mnie są prawdziwe. Powinnam od razu zgłosić to opiekunom. Wiedziałam, że jak się coś stanie to cała wina spadnie wyłącznie na mnie. Zbagatelizowałam to, co było poważnym błędem.
- Spójrz.. - szepnęła do mnie konspiracyjnie z szaleństwem tańczącym w oczach.
      Nie patrzyłam.
      Nie rozumiałam.
- Kazałam ci patrzeć – krzyknęła i szarpnęła mnie za krótkie włosy. Zamknęłam oczy i zacisnęłam pięści. Nie możesz! Ona tylko cię prowokuje! Nie patrz!
       Nim się spostrzegłam siedziałam tam. W tej przeraźliwej pustce. Wzięłam oddech, który zniknął w moich płucach nie pozostawiając po sobie ani grama dowodu. Spróbowałam ponownie, lecz nie uzyskałam żadnego pożądanego efektu. Pogodziłam się z tym. Musiałam przetrwać parę godzin. Oby tylko nie włączyli tej muzyki...
       Po paru godzinach usłyszałam zniekształcony przez mikrofon głos lekarki. Powiedziała, że za chwilę ktoś po mnie przyjdzie i zaprowadzi do pokoju. Ostrzegła mnie również przed ponownym zawitaniem do białego pokoju, mówiąc, że jeśli jeszcze raz się to powtórzy, będą musieli zmienić leczenie na bardziej radykalne.
       Z pokorą siedziałam w kącie, próbując wtopić się w zabezpieczone miękkim materiałem ściany. Gdy nagle ktoś otworzył dobrze ukryte drzwi. Żaden pacjent jeszcze ich nie znalazł, a nawet gdyby, to nie miał by szans ich otworzyć od wewnątrz. To oni byli górą w tej bitwie.
- Wychodzisz – powiedział sucho mężczyzna, ubrany na biało. Pociągnął mnie za ramie nie czekając, aż sama wstanę. Oślepiło mnie światło bijące z jarzeniówki. Znaleźliśmy się w piwnicznym korytarzu, po którym często biegały szczury, dręczone przez zagubionych pacjentów. Mężczyzna zaprowadził mnie do mojego pokoju, który od przyszłego dnia miałam dzielić z nową dziewczyną, dla której nie mogli znaleźć osobnego pokoju. Podobno jej rodzina ma wpływy i będzie przebywała tu pod fałszywym nazwiskiem. W naszym ośrodku takie plotki rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Każdy wiedział o sobie wszystko, a do tego jeszcze nasza mała poczta pantoflowa. Dzięki pewnej młodej stażystce, wiemy co się dzieje na zewnątrz...


* * *

      Siedziałyśmy na swoich łóżkach. Żadna z nas nic nie mówiła. Myślami byłyśmy gdzie indziej. Każda w swoim osobnym świecie. Nie przeszkadzała nam nasza obecność, bo ignorowałyśmy siebie nawzajem. Po pewnym czasie zaczęło to wkurzać naszą młodą stażystkę. Jęczała, co chwila zachęcając do rozmowy, jednak nie kwapiłyśmy się do tego. Wolałyśmy wpatrywać się w ścianę i czekać, co przyniesie nam los. Jak parszywy tchórz, który boi się odpłynąć od dobrze znanej przystani, w której ma wszystko. Niczym nie musi się przejmować. Jak? Za co przeżyć?!
- Chcę umrzeć – szepnęła, gdy nasza opiekunka, wyszła do łazienki. Za chwilę miał przyjść jej zamiennik, więc mogła pozwolić sobie na chwilę swobody. Tylko nasz pokój był nadzorowany, gdyż musiałam go dzielić z pewnych względów z panną ''nie chcę więcej żyć''!
      Zacisnęłam pięści, wbijając sobie przydługie paznokcie w skórę. Próbowałam ją zignorować, lecz jej jęki się nasiliły.
- Chcę umrzeć – powiedziała głośniej, jakby sprawdzała jak na to zareaguję.
      Przygryzłam wargę i zaczęłam nucić cichą piosnkę, którą usłyszałam ostatnio w ''sali zabaw i odpoczynku dla świrusów''.
- Chcę umrzeć! - krzyknęła mi do ucha, a ja zadygotałam. Nie daj się! Ona robi to specjalnie! - Nie zasługuję na życie. Nie chce go.
     Wzięłam głęboki i oczyszczający oddech, jak uczył mnie doktor od panowania nad emocjami. Spróbowałam się wyłączyć, lecz jej krzyk nasilił się, aż w końcu nie wytrzymałam. Złapałam ją za gardło i zaczęłam dusić. Ta cisza była dla mnie ukojeniem. Ta prośba o śmierć jedynie zmotywowała mnie do jej zadawania. Nienawidziłam samobójców. Nienawidziłam ich wszystkich! Tchórze! Zgniłe robaki, które nie potrafią wziąć za siebie odpowiedzialności! Chcą tylko uciec. Ale już nie ma ucieczki! Masz to, o co prosiłaś.
- Zabij mnie – ledwo wychrypiała.
      Mocniej zacisnęłam palce na jej cienkiej szyi, która była przyozdobiona wielkimi, białymi bliznami.
      Zaczęłam się śmiać, gdy w jej oczach pojawiły się łzy, a jej ręce próbowały mnie powstrzymać. Drapała, ciągnęła mnie za włosy, lecz było już za późno. Kopała. Jednak Ona się przebudziła. Ona bardzo chciała krwi. Chciała zobaczyć jej rozpacz i te nieme pożegnanie. Była spragniona śmierci.
      Rzucała się pod nią, próbując wyswobodzić się z tego uścisku rozdzierającego jej wstążkę oddechu.
      Tak bardzo chciała powiedzieć jej, żeby pozdrowiła moją matkę i ojca. Żeby powiedziała im, jak bardzo ich kocham, ale poczuła, że wracam. Nie mogłam zrobić tego tej biednej dziewczynie. To przecież nie ja decyduje o życiu i śmierci. Nie ja jestem władcą tego chaosu. Nieszczęścia. Samobójcy nie rozumieją, że niejeden chory człowiek zamieniłby się z nimi za życie. Tak bardzo chciałby by to wszystko dalej się toczyło. Albo rodzice, którzy właśnie stracili dziecko. Oddaliby siebie, dla tej małej istotki, a oni?! Nie są warci nawet pogardliwego spojrzenia. Powinno się ich zamknąć i niech zgniją w szarej piwnicy, wdychając gryzący smród swoich rozkładających się ciał.
      Tego przecież chcą!
      To ich pociąga. Ucieczka.
      Od razu poddają się na starcie, nie spróbowawszy dobiec do mety życia. Nieważne, które miejsce zajmą, ważne że wezmą wszystko co dostali i z podziękowaniem wypisanym na twarzy, skończą to, co zaczęli.


_________________________________
Witam :)
Publikuję tu ostatnio napisane opowiadanie, którym chciałabym się z wami podzielić.
Czemu je dodaje? Nie mam pojęcia. Taka zachcianka, potrzeba. Być może chciałam wam przypomnieć, a może i samej sobie, że nigdy nie jest tak źle jak nam się wydaje :) i że każdy problem jest zaledwie próbą, mającą na celu dowieść, że jesteśmy warci swojego życia oraz pokazanie nam, że jesteśmy dostatecznie silni! Nie ma wyjątków! Mówi się, że ''Polak potrafi'', ale gdyby ludzie nie poddawali się zbyt łatwo, nie rezygnowali ze swoich marzeń, gdy pojawi się czas pierwszej zaliczki, to żylibyśmy szczęśliwie od samego początku do końca. Ciesząc się już nie tylko z wygranej, ale też z faktu, że daliśmy radę!
Tak więc życzę Ci, żebyś nigdy nie tracił siły mój czytelniku. Zawsze patrz wysoko i bez lęku, ''bo jak nie ty to kto?'', kto za Ciebie spełni Twoje marzenia, ambicje? Kto będzie się cieszył z wygranej, a kto z przegranej? Życie to walka z samym sobą! Zrobić coś czy nie. To tylko od CIEBIE zależy jak wszystko się potoczy. Złap swój los w swoje ręce, przejmij kierownice i walcz! Wyduś do ostatniej kropli szczęście, na które zasługujesz! Bo gdyby nie o to w życiu chodziło, to po co byśmy istnieli?
Ale jedno ostrzeżenie. Nigdy, ale to NIGDY nie zatracaj siebie, nie idź po trupach.
Do celu dąż i nie daj się zepchnąć z tej autostrady. Może i dzielisz swoje plany z innymi ludźmi, może parę razy zmienisz swoje cele, ale pamiętaj. To ty masz być dumny z siebie, nie inni! A jeśli Ty będziesz szczęśliwy, jeśli wygrasz, to podzielisz się tym automatycznie z najbliższymi. Tym właśnie inspirujemy innych, '' jeśli on mógł, to ja też potrafię''.
Na tym zakończę mój monolog. Jeśli to przeczytałeś, wytrwałeś do końca - to bardzo się cieszę :) Może akurat doda Ci to siły i wary w swoje postępowanie.
Ściskam mocno i życzę powodzenia!
Trzymam kciuki :)

2 komentarze:

  1. Ojej, to było... WOW. Spisałaś się na medal, odwaliłaś kawał dobrej roboty i z opowiadaniem i z notką dodaną przez Ciebie. Czytając to poczułam się nieco psychicznie...hahaha... tzn. jakbym była jedną z nich, czytała swoje zapiski w jakimś zeszyciku upchniętym gdzieś, gdzie nikt go nie znajdzie i mi nigdy nie odbierze. Tyle uczuć zawarłaś w takim krótkim tekście, że to aż niemożliwe. To jest naprawdę dobre, aż nie mogę znaleźć słów, aby doszczętnie opisać to co powinnam. Nie myślałaś może, aby zrobić z tego choćby mini "książkę" czy coś w tym stylu. Niby *Ugh, właśnie zostałam wygoniona do powieszenia prania, a chciałam jak najszybciej napisać ten komentarz, żeby jak najprędzej podzielić się swoją opinią, ale znowu jestem* takie ciężkie, ale jednak bardzo mi się podobało.

    No to teraz czas na Twój krótki (:D) komentarz, który jest naprawdę życiowy i szczerze prawdziwy. Zaskoczyłaś mnie, bo jeszcze nigdy w swoim krótkim życiu nie spotkałam się z czymś takim, abym ktoś dodał takiego posta. Duuuży plus dla Ciebie!! Chciałam Ci za to podziękować, bo niby taki mały gest, zwykły tekst, a jednak taki mądry oraz dużo dający, przynajmniej w moim przypadku. Zwróciłaś uwagę na wiele kwestii, na samoakceptację, samozadowolenie oraz, i przede wszystkim, WIARĘ W SIEBIE, co jest naprawdę bardzo ważną rzeczą w naszym życiu... Ah... nie będę się bardziej rozpisywać, bo w sumie powtórzyłabym tylko Twoje słowa...

    Tak więc na sam koniec: Dziękuję i życzę Ci, żebyś pamiętała przez całe swoje życie o tym co napisałaś w tym poście oraz o innych równie ważnych sprawach, które pomogą Ci w Twoich upadkach, abyś mogła ponownie wzbić się, za każdy razem wyżej. Zostać właśnie taka, jaka jesteś i nigdy się nie zmieniaj chyba, że sama dla siebie, bo to jest właśnie dążenie do ideału, albo czegoś podobnego do niego. Dobra, dobra już sama nie zanudzam, tak więc udanego wieczoru, a raczej Kolorowych Snów. :*

    Ale się rozpisałam. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Ta notka o samobójcach to taka mała odmiana , a nawet więcej niż mała. Pokazuje jak niektórzy ludzie nie nawidzą swojego życia. Pokazują jak to życie można łatwo przegrać jeśli ma się słabą psychikę i masę problemów. Nie rozumiem takich ludzi co się toną bo mają problemy przecież w taki sposób ich nie rozwiążą, a pozostaną blizny po ich lekkomyślności i głupocie.

    Bardzo dobrze to wszystko opisałaś, że sama poczułam się jak taka samobójczyni zamknięta w wariantowe :-) Mogło , by być z tego niezłe opowiadanie.
    Ale teraz czekam na kolejne przygody Lidki i Sebastiana.
    Pozdrawiam D.

    OdpowiedzUsuń