Minęło pół godziny od wybuchu gniewu. Już nikt nie krzyczał, lecz żadna żywa dusza nie ukazała nam się do tej pory. To tak jakbyśmy przebywali w jakiejś szklanek kuli świadomi jedynie wzajemnego istnienia.
Siedzieliśmy przy stole w kuchni rozmawiając o egzaminach, gdy do pomieszczenia weszli nasi zakochani. Wiktor trzymał mocno Monikę za dłoń, jakby bał się, że w każdej chwili może mu uciec i więcej się z nim nie zobaczyć. I panna Kulik zaś próbowała ukryć wielki rumieniec na twarzy, zasłaniając ją rękawem.
Spojrzałam na Sebastiana i podzieliłam się z nim uśmiechem, co natychmiastowo odwzajemnił. A nawet zaczpnie musnął swoimi palcami mój nadgarstek.
- O czym rozmawialiście? - zapytał brunet, łapiąc się za swoją brodę i gładząc palcami swój lekki zarost.
- O tym, że niedługo mamy studniówkę i trzeba powoli polować na jakieś łanie, aby z nami poszły - zaśmiał się Sowa, za co dostał mocnego kuksańca w bok.
Wiktor spojrzał na nas dziwnie, pokręcił głową, aby pozbyć się myśli i usiadł na krześle, ciągnąc za sobą moją przyjaciółkę.
- Macie ochotę na jakiś film? - zapytał i spojrzał na kuchenny zegarek - Mamy jeszcze trochę czasu, zanim wapniaki wrócą od Kwiatkowskiej.
- Ja muszę lecieć, więc sory.
- Nie żartuj sobie nawet. Michał zrozumie, że musiałeś wesprzeć swojego najlepszego przyjaciela - rzucił na zaczepne.
- Hmm.. nie wiedziałem, że aż tak wysoko awansowałeś w swoim mniemaniu - odbił piłeczkę.
- W końcu trzeba się cenić - zaśmiał się - To tak, my idziemy szukać filmu, a wy dziołchy może zamówiłybyście coś do jedzenia? Powierzam wam swój żołądek - pochylił się nad Monią i pocałował ją w policzek.
Seba westchnął i poczochrał mi włosy zanim uciekł od moim krótkich klątw.
Spojrzałyśmy na siebie i roześmiałyśmy się, ciesząc z naszego szczęścia. W końcu każdej z nas udało się złowić złotą rybkę.
- Już po wszystkim? - zagadnęłam ją, wyciągając z jednej z szuflad plik ulotek, które wylądowały na stole.
- Chyba... tak - uśmiechnęła się nieśmiało, choć w jej oczach nadal tańczyła niepewność.
Przeleciałam wzrokiem po najbliższym papierku.
- Zamawiamy czy gotujemy?
- A chce ci się?
- Właściwie, nie bardzo.
Monika teatralnie przewróciła oczami, zgadzając się ze mną, i skupiła się na czytaniu ulotek.
- Wiesz... - szatynka przybrała kolor pięknej piwonii, uciekając ode mnie wzrokiem - Chyba pęknę ze szczęścia...
Spojrzałam na nią ze zdezorientowaniem, nie będąc świadoma tego, że właśnie padły te mocne słowa, które odbiły się w jej całym ciele, równocześnie uświadamiając ją, że jest równie mocno zaangażowana w tą całą spółkę.
- Mam pytać o co chodzi?
Pokręciła głową, robiąc się jeszcze bardziej czerwona. Chcąc ukryć te wspomnienie przed całym światem.
Samo patrzenie na nią zarażało optymizmem i wiarą istnienie drugiej połówki, bo przecież jak bardzo można być szczęśliwym. Czy jest limit szczęścia?
Siedzieliśmy w salonie oglądając film fantasy. Monika i Wiktor zajęli dywan, a ja z Sebastianem umościliśmy się na kanapie.
Gdy film już się rozkręcił, na dworze robiło się już ciemno. Latarnie puszczały małe drobinki światła, aby mogły pobawić się z tak delikatnymi śnieżynkami.
- Śpisz? - usłyszałam Sebastiana nad uchem. Podniosłam głowę z jego ramienia i rozejrzałam się sennie po pokoju. Panował półmrok, a jedynym źródłem światła były uliczne latarnie. Telewizor udawał, że był nieużywany, jednak odtwarzacz DVD zdradzał, świecąc się na niebiesko, że w środku nadal jest płyta.
- Nieee - ziewnęłam, próbując zaprzeczyć swoim reakcjom - Gdzie Monika? Wiktor?
- Pojechał ją odwieść - uśmiechnął się do mnie delikatnie i założył mi kosmyk włosów za ucho, gdy ponownie się w niego wtuliłam.
- Może powinnaś przenieść się na górę - zasugerował, niemal szepcząc.
- Yhymm - jedynie na to zdołałam zebrać siłę, po czym zamknęłam oczy zupełnie ignorując jego słowa. W mojej głowie pojawiał się i znikał wielki napis: SPAĆ. SPAĆ. SPAĆ.
- Hmmm - mruknął mi do ucha - A może to ja powinienem cię tam zanieść - uśmiechnął się zawadiacko i podniósł mnie, jakbym ważyła nie więcej niż piórko, a przecież nawet moja waga była według mnie obrzydliwie szczera - Złap mnie za kark - poinstruował mnie, gdy pisnęłam przestraszona, wbijając mu palce za ramiona.
- Ja... ja sama pójdę! - rozbudziłam się niemal całkowicie, na co jedynie prychnął, udając, że żadne słowa ode mnie nie wyszły. Skierował się w stronę schodów, a ja przylgnęłam do jego twardej piersi, próbując zapanować nad zamykającymi się powiekami.
Wstałam rano niewiarygodnie wypoczęta. Nie pamiętał kiedy ostatnio się tak wyspałam. Nawet widok Wiktora, który po zrobieniu sobie śniadania, zostawił wszystko na wierzchu, nie zburzył mojego samopoczucia. Mama pojechała już do pracy, a Maciek wraz z Kubą szykowali się do wyjścia na basen.
- Lidka, Lidka! - krzyczał jak zeszłam na dół - Dzisiaj ze mną pójdziesz i z tatą?
- Jak już się zrobi cieplej, okej? - dotknęłam czubek jego nosa, a on skrzywił się kręcąc wesoło głową.
- Ale obiecujesz?
- Obiecuję.
- To trzymamy Cię za słowo, co nie synek? - Maciek podrzucił swoją mniejszą kopię do góry, po czym oparł go o swoje biodro - Zęby umyte? - zapytał, a Kubuś przytaknął grzecznie głową, czochrając włosy swojego ojca.
- A włosy uczesane? - złapał się pod boki, robiąc surową minę.
Maciek roześmiał się i pokręcił głową.
Był to sielankowy obrazek. Ojciec i syn, syn i ojciec.
Uśmiechnęłam się rozczulona tą sceną.
- A Wiktor z wami nie idzie?
- Nie, dzisiaj wybiera się do swojej panny - krzyknął blondyn, wchodząc do łazienki.
- Smacznego - powiedziałam na wstępie, po czym usiadłam na przeciwko bruneta jedzącego kolorowe kanapki. Wyglądały smakowicie.
Kiwnął mi głową, popijając parującą herbatę.
- Czyli ciebie też nie będzie?
Zmarszczył brwi patrząc mi w oczy. Przełknął ostatni kęs kanapki i wytarł ręce o leżącą obok ściereczkę.
- A coś chcesz?
- Niee, tak się pytam - uśmiechnęłam się i zabrałam mu kubek. Pokręcił tylko głową, wznosząc oczy ku niebu.
W ostatni dzień roku wszyscy jakoś wydawali się pawać szczęściem. Moja rodzicielka, patrzyła na mnie wyrozumialszym wzrokiem, Maciek ganiał Kubę po całym domu, a Wiktor gadał dużo przez telefon.
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? - zapytał mnie, gdy jego rozmówca się rozłączył.
Spojrzałam na niego znad telefonu i najnowszego esemesa od pana Sowickiego.
- Nie wiem, a co?
- Bo zaprosili mnie na imprezę, a jakbym szedł to bym chciał wziąć Monikę, tyle że chyba lepiej by się czuła, gdybyś i ty z nią poszła - skrzywił się, chcąc pokazać mi, że robi to z myślą o swojej ukochanej, aniżeli ze zmartwienia o mnie.
- Wiesz, jakoś przestałam cię słychać przy ''na imprezę'', czy mógłbyś powtórzyć? - zamrugałam niewinnie rzęsami, chcąc się odgryźć.
- Wiesz, może to jakaś choroba, która dopada tylko takie brzydkie, grube i bez charakteru, dziewczyny, które naiwnie szukają kogoś kto je pokocha - zrobił smutną minę, a we mnie aż zawrzało.
- Całkiem możliwe, jednakże jeśli to choroba, to pomyśl, że w przyszłości to na ciebie spadnie ten obowiązek opiekowania się brzydką, grubą, niezamężną młodszą siostrą.
- Phii! Oddam Cię.
- Wątpię, aby Monika lub twoja przyszła żona, się na coś tak bezdusznego zgodziła.
- Jakby z tobą pomieszkała choć dwa dni, to sama by to zaproponowała.
- Aha, fajnie - mruknęłam skupiając się na kolejnej wiadomości.
Nagle poczułam, że Wiktor się na mnie nawala i zagląda mi przez ramię. Szybko zabrałam telefon z jego pola widzenia, aby nie dostrzegł z kim właśnie rozmawiam.
- Ej - zmarszczył brwi, próbując mi go zabrać - Czyżby jakiś osioł się na twoją twarz złapał? - zakpił, przyszpilając mnie do kanapy.
- Złaś ze mnie, idioto! - krzyknęłam wkładając pod plecy dowody zbrodni, po czym próbowałam go zepchnąć na podłogę.
- No pochwal się co napisał! - złapał moje ręce i zaczął poszukiwania. Wierzgałam nogami pod jego wielkim cielskiem. A gdy chwycił swoją zdobycz, udało mi się go przewrócić.
- ODDAWAJ! - rzuciłam się na niego, jednak nadęta purchawa zdążyła zerknąć tam gdzie jego oczy nie mają wstępu.
Chłopak wstał i spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, podnosząc mój skarb nad swoją głowę, tak aby moje ręce nigdy go nie dosięgnęły.
- Dlaczego piszesz z Sową?
- Nie twoja sprawa - podskoczyłam, z nadzieją, że tym razem mi się uda odzyskać swoją własność - Oddaj to!
- Nie, dopóki mi tego nie wytłumaczysz.
- Nie mam takiego zamiaru!
- W takim razie nie dostaniesz - chłopak skierował się w stronę kuchni, jednak nie dane mu było tam dojść.
- Oddawaj! Kurwa, Wiktor! - powoli puszczały mi nerwy.
- Mówiłem, wytłumacz mi dlaczego z nim piszesz, a zwrócę ci go w trybie natychmiastowym - warknął w moją stronę, a później jakby go olśniło - Nie mów tylko, że ty... że ty z nim kręcisz!
- Ściszcie się tam, rozmawiam przez telefon! - usłyszeliśmy krzyk mamy z kuchni, jednak żadnego z nas to nie ruszyło.
- Nie twoja sprawa - syknęłam, a ten złapał mnie za ramiona, zmuszając abym spojrzała mu w oczy.
- Sebastian to mój przyjaciel... i, kurwa... wiem, że nie powinienem tego mówić, ale - westchnął, zaciskając mocniej palce - Ale on nie jest dla ciebie!
- Na prawdę?! Serio?! I ty uważasz, że interesuje mnie twoje zdanie na ten temat? - nie wytrzymałam, wbiłam mu paznokcie w przedramiona. Syknął z bólu i puścił mnie. Skorzystałam z tej sytuacji i wyrwałam mu telefon z dłoni, nie panując nad swoimi emocjami - A skoro już poruszyliśmy ten temat, to tak spotykam się z nim, i nadal będę to robić czy ci się to podoba, czy nie.
Wyminęłam go z podniesioną głową i wbiegłam na górę, puszczając mimo uszu jego ostatnią wypowiedź.
- Tylko jak cie zrani, to nie przychodź do mnie z płaczem!
Zrobiło się już dostatecznie ciemno, aby widzieć fajerwerki, jednak do północy zostały jeszcze dwie i pół godziny.
Mama z Maćkiem i Kubą, jak co roku zostali w domu. Pewnie zaprosili rodziców Ilki i jeszcze paru starych znajomych Kwiatkowskiego.
Ilona świętuje z Krzyśkiem, a Julek od dwóch tygodni siedzi gdzieś we Francji z rodzicami.
Wiktor z Moniką zapewne poszli na tą imprezę, o której wcześniej wspominał mój starszy i mądrzejszy od całego świata, braciszek. Więc trochę się zdziwiłam, że Sebastian się na nią nie wybiera, ale jakoś nie chciałam poruszać tego tematu. Byłam szczęśliwa, że będziemy mogli spędzić razem ten czas. Z nim nigdy nie było nudno, i może zachowywał się czasami... no dobra, przeważnie, jak małe dziecko, to nie przeszkadzało mi to tak bardzo jak myślałam.
- Szampańskiego Sylwestra! - krzyknął, gdy dzieliła nas ulica. Zaśmiałam się na widok tak szczerego uśmiechu, usytuowanego na jego przystojnej twarzy. - No co? - zmarszczył czoło, przyciągając mnie do swojej piersi.
Wraz z przyjęciem jego ciepła, wszelkie ziarna złości i niezrozumienia zasiane przez Wiktora, wyparowały.
- Szampańskiego - zaśmiałam się wtulając w jego neonową, zieloną kurtkę.
- Mam dwie możliwości - wyszczerzył się - Po pierwsze: mam w domu stertę jedzenia i fajne filmy. Po drugie: możemy się przejść po mieście i poczekać, aż zaczną strzelać, chyba, że nie lubisz albo cie to nie interesuje. Wybierasz - złapał za dwa końce mojego szalika i zaczął się nimi bawić.
- Hmmm... - zaczęłam się zastanawiać, lecz jakiś chochlik postanowił mi w tym przeszkadzać.
- Wczoraj zasnęłaś w trakcie, więc nie wiem czy to dobry pomysł. Chyba że wrzucilibyśmy jakiś mega horror - zaśmiał się szaleńczo - Ale na dworze jest trochę zimno. Kurcze mógłby spaść jeszcze śnieg.
- Stało się coś wesołego - spojrzałam na niego, a uśmiech sam cisnął się na moją twarz.
- Czemu pytasz?
- Bo wydajesz się taki radosny.
- Zobaczyłem ciebie, ma luba. To na pewno dla tego - nachylił się nade mną z wyrobioną już aktorską maską.
- Tak, tak. Och, luby. Z pewnością - powiedziałam wypranym z emocji głosem, a później mu uciekłam.
Rozłożył ręce zawiedziony, po czym dogonił mnie, próbując zatrzymać.
- Powiało chłodem. Cóż za skostniałe traktowanie własnego chłopaka - westchnął i złapał mnie za dłoń, jednocześnie zatrzymując w miejscu.
''Własnego chłopaka'' - jakoś te dwa słowa podziałały na mnie w dziwny sposób. To pierwszy raz, gdy nazwał się moim chłopakiem. Ach, głupia. Podniecać się takimi szczegółami! Jednakże zrobiło mi się ciepło na sercu, a nawet nabrałam dziwnej odwagi. Stanęłam na palcach i pocałowałam go. Może i był to moment, a ja natychmiastowo pożałowałam swojej reakcji, ale mina ''mojego chłopaka'' wyrażała więcej niż tysiąc słów.
Zaśmiał się - a jego śmiech wydawał się jakby dochodził z jego ducha, który wyszedł z niego i stanął obok - po czym przyciągnął mnie brutalnie do siebie i wbił się w moje wargi, pozbawiając mnie oddechu i sił w nogach.
Wiem, że nie byłam w tej całej miłości najlepsza, gdyż dopiero zdobywam to doświadczenie, które większość moich rówieśniczek ma już w paluszku lewej stopy, ale miałam wrażenie, że nie tylko ja wyszłam z siebie i latałam po niebiańskiej łące ze szczęścia.
- Chyba... trochę przesadziłem - westchnął lekko zakłopotany, po czym usiedliśmy na zimnej ławce w parku.
Zaśmiałam się nerwowo, czując, że przyjmuję kolor dojrzałego pomidora. Trochę było mi głupio z własnej niewiedzy i braku jakichkolwiek praktyk w tym temacie, ale nie to było powodem tego całego chaosu w mojej głowie. Cały czas czułam dotyk na ustach, a całe zaangażowanie przekazane mi w tym pocałunku, lekko mnie przestraszyło.
Czy on na prawdę darzył mnie tak mocnymi uczuciami?
Ten sylwester na długo pozostanie w mojej pamięci. Mimo że nie wydarzyło się nic wielkiego, to ta mała drobnostka rozświetliła mi drogę, którą chciałabym podążać. Życie z uczuciem... tak zdecydowanie fajnie jest być cenionym, podziwianym, potrzebnym, a najbardziej kochanym.
Ale do tanga trzeba dwojga, więc moim postanowieniem noworocznym jest danie szansy na wyrośnięcie tego czegoś w moim sercu oraz zbiór większej nadziei na przyszłość, którą widzę w jaśniejszych kolorach.
__________________
Z góry przepraszam za wszelkie błędy :) I mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Chciałam go trochę inaczej skończyć, ale... ale nie zdążyłabym tego ogarnąć dzisiaj, więc przerzucę to na później, a zapewne to co teraz piszę i tak wydaje się mało ważne i ciekawe jak stary, znoszony kalosz jakiegoś rolnika, więc kończę.
Ściskam was wszystkie mocno i do kolejnego ;D
Siedzieliśmy przy stole w kuchni rozmawiając o egzaminach, gdy do pomieszczenia weszli nasi zakochani. Wiktor trzymał mocno Monikę za dłoń, jakby bał się, że w każdej chwili może mu uciec i więcej się z nim nie zobaczyć. I panna Kulik zaś próbowała ukryć wielki rumieniec na twarzy, zasłaniając ją rękawem.
Spojrzałam na Sebastiana i podzieliłam się z nim uśmiechem, co natychmiastowo odwzajemnił. A nawet zaczpnie musnął swoimi palcami mój nadgarstek.
- O czym rozmawialiście? - zapytał brunet, łapiąc się za swoją brodę i gładząc palcami swój lekki zarost.
- O tym, że niedługo mamy studniówkę i trzeba powoli polować na jakieś łanie, aby z nami poszły - zaśmiał się Sowa, za co dostał mocnego kuksańca w bok.
Wiktor spojrzał na nas dziwnie, pokręcił głową, aby pozbyć się myśli i usiadł na krześle, ciągnąc za sobą moją przyjaciółkę.
- Macie ochotę na jakiś film? - zapytał i spojrzał na kuchenny zegarek - Mamy jeszcze trochę czasu, zanim wapniaki wrócą od Kwiatkowskiej.
- Ja muszę lecieć, więc sory.
- Nie żartuj sobie nawet. Michał zrozumie, że musiałeś wesprzeć swojego najlepszego przyjaciela - rzucił na zaczepne.
- Hmm.. nie wiedziałem, że aż tak wysoko awansowałeś w swoim mniemaniu - odbił piłeczkę.
- W końcu trzeba się cenić - zaśmiał się - To tak, my idziemy szukać filmu, a wy dziołchy może zamówiłybyście coś do jedzenia? Powierzam wam swój żołądek - pochylił się nad Monią i pocałował ją w policzek.
Seba westchnął i poczochrał mi włosy zanim uciekł od moim krótkich klątw.
Spojrzałyśmy na siebie i roześmiałyśmy się, ciesząc z naszego szczęścia. W końcu każdej z nas udało się złowić złotą rybkę.
- Już po wszystkim? - zagadnęłam ją, wyciągając z jednej z szuflad plik ulotek, które wylądowały na stole.
- Chyba... tak - uśmiechnęła się nieśmiało, choć w jej oczach nadal tańczyła niepewność.
Przeleciałam wzrokiem po najbliższym papierku.
- Zamawiamy czy gotujemy?
- A chce ci się?
- Właściwie, nie bardzo.
Monika teatralnie przewróciła oczami, zgadzając się ze mną, i skupiła się na czytaniu ulotek.
- Wiesz... - szatynka przybrała kolor pięknej piwonii, uciekając ode mnie wzrokiem - Chyba pęknę ze szczęścia...
Spojrzałam na nią ze zdezorientowaniem, nie będąc świadoma tego, że właśnie padły te mocne słowa, które odbiły się w jej całym ciele, równocześnie uświadamiając ją, że jest równie mocno zaangażowana w tą całą spółkę.
- Mam pytać o co chodzi?
Pokręciła głową, robiąc się jeszcze bardziej czerwona. Chcąc ukryć te wspomnienie przed całym światem.
Samo patrzenie na nią zarażało optymizmem i wiarą istnienie drugiej połówki, bo przecież jak bardzo można być szczęśliwym. Czy jest limit szczęścia?
Siedzieliśmy w salonie oglądając film fantasy. Monika i Wiktor zajęli dywan, a ja z Sebastianem umościliśmy się na kanapie.
Gdy film już się rozkręcił, na dworze robiło się już ciemno. Latarnie puszczały małe drobinki światła, aby mogły pobawić się z tak delikatnymi śnieżynkami.
- Śpisz? - usłyszałam Sebastiana nad uchem. Podniosłam głowę z jego ramienia i rozejrzałam się sennie po pokoju. Panował półmrok, a jedynym źródłem światła były uliczne latarnie. Telewizor udawał, że był nieużywany, jednak odtwarzacz DVD zdradzał, świecąc się na niebiesko, że w środku nadal jest płyta.
- Nieee - ziewnęłam, próbując zaprzeczyć swoim reakcjom - Gdzie Monika? Wiktor?
- Pojechał ją odwieść - uśmiechnął się do mnie delikatnie i założył mi kosmyk włosów za ucho, gdy ponownie się w niego wtuliłam.
- Może powinnaś przenieść się na górę - zasugerował, niemal szepcząc.
- Yhymm - jedynie na to zdołałam zebrać siłę, po czym zamknęłam oczy zupełnie ignorując jego słowa. W mojej głowie pojawiał się i znikał wielki napis: SPAĆ. SPAĆ. SPAĆ.
- Hmmm - mruknął mi do ucha - A może to ja powinienem cię tam zanieść - uśmiechnął się zawadiacko i podniósł mnie, jakbym ważyła nie więcej niż piórko, a przecież nawet moja waga była według mnie obrzydliwie szczera - Złap mnie za kark - poinstruował mnie, gdy pisnęłam przestraszona, wbijając mu palce za ramiona.
- Ja... ja sama pójdę! - rozbudziłam się niemal całkowicie, na co jedynie prychnął, udając, że żadne słowa ode mnie nie wyszły. Skierował się w stronę schodów, a ja przylgnęłam do jego twardej piersi, próbując zapanować nad zamykającymi się powiekami.
Wstałam rano niewiarygodnie wypoczęta. Nie pamiętał kiedy ostatnio się tak wyspałam. Nawet widok Wiktora, który po zrobieniu sobie śniadania, zostawił wszystko na wierzchu, nie zburzył mojego samopoczucia. Mama pojechała już do pracy, a Maciek wraz z Kubą szykowali się do wyjścia na basen.
- Lidka, Lidka! - krzyczał jak zeszłam na dół - Dzisiaj ze mną pójdziesz i z tatą?
- Jak już się zrobi cieplej, okej? - dotknęłam czubek jego nosa, a on skrzywił się kręcąc wesoło głową.
- Ale obiecujesz?
- Obiecuję.
- To trzymamy Cię za słowo, co nie synek? - Maciek podrzucił swoją mniejszą kopię do góry, po czym oparł go o swoje biodro - Zęby umyte? - zapytał, a Kubuś przytaknął grzecznie głową, czochrając włosy swojego ojca.
- A włosy uczesane? - złapał się pod boki, robiąc surową minę.
Maciek roześmiał się i pokręcił głową.
Był to sielankowy obrazek. Ojciec i syn, syn i ojciec.
Uśmiechnęłam się rozczulona tą sceną.
- A Wiktor z wami nie idzie?
- Nie, dzisiaj wybiera się do swojej panny - krzyknął blondyn, wchodząc do łazienki.
- Smacznego - powiedziałam na wstępie, po czym usiadłam na przeciwko bruneta jedzącego kolorowe kanapki. Wyglądały smakowicie.
Kiwnął mi głową, popijając parującą herbatę.
- Czyli ciebie też nie będzie?
Zmarszczył brwi patrząc mi w oczy. Przełknął ostatni kęs kanapki i wytarł ręce o leżącą obok ściereczkę.
- A coś chcesz?
- Niee, tak się pytam - uśmiechnęłam się i zabrałam mu kubek. Pokręcił tylko głową, wznosząc oczy ku niebu.
W ostatni dzień roku wszyscy jakoś wydawali się pawać szczęściem. Moja rodzicielka, patrzyła na mnie wyrozumialszym wzrokiem, Maciek ganiał Kubę po całym domu, a Wiktor gadał dużo przez telefon.
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? - zapytał mnie, gdy jego rozmówca się rozłączył.
Spojrzałam na niego znad telefonu i najnowszego esemesa od pana Sowickiego.
- Nie wiem, a co?
- Bo zaprosili mnie na imprezę, a jakbym szedł to bym chciał wziąć Monikę, tyle że chyba lepiej by się czuła, gdybyś i ty z nią poszła - skrzywił się, chcąc pokazać mi, że robi to z myślą o swojej ukochanej, aniżeli ze zmartwienia o mnie.
- Wiesz, jakoś przestałam cię słychać przy ''na imprezę'', czy mógłbyś powtórzyć? - zamrugałam niewinnie rzęsami, chcąc się odgryźć.
- Wiesz, może to jakaś choroba, która dopada tylko takie brzydkie, grube i bez charakteru, dziewczyny, które naiwnie szukają kogoś kto je pokocha - zrobił smutną minę, a we mnie aż zawrzało.
- Całkiem możliwe, jednakże jeśli to choroba, to pomyśl, że w przyszłości to na ciebie spadnie ten obowiązek opiekowania się brzydką, grubą, niezamężną młodszą siostrą.
- Phii! Oddam Cię.
- Wątpię, aby Monika lub twoja przyszła żona, się na coś tak bezdusznego zgodziła.
- Jakby z tobą pomieszkała choć dwa dni, to sama by to zaproponowała.
- Aha, fajnie - mruknęłam skupiając się na kolejnej wiadomości.
Nagle poczułam, że Wiktor się na mnie nawala i zagląda mi przez ramię. Szybko zabrałam telefon z jego pola widzenia, aby nie dostrzegł z kim właśnie rozmawiam.
- Ej - zmarszczył brwi, próbując mi go zabrać - Czyżby jakiś osioł się na twoją twarz złapał? - zakpił, przyszpilając mnie do kanapy.
- Złaś ze mnie, idioto! - krzyknęłam wkładając pod plecy dowody zbrodni, po czym próbowałam go zepchnąć na podłogę.
- No pochwal się co napisał! - złapał moje ręce i zaczął poszukiwania. Wierzgałam nogami pod jego wielkim cielskiem. A gdy chwycił swoją zdobycz, udało mi się go przewrócić.
- ODDAWAJ! - rzuciłam się na niego, jednak nadęta purchawa zdążyła zerknąć tam gdzie jego oczy nie mają wstępu.
Chłopak wstał i spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, podnosząc mój skarb nad swoją głowę, tak aby moje ręce nigdy go nie dosięgnęły.
- Dlaczego piszesz z Sową?
- Nie twoja sprawa - podskoczyłam, z nadzieją, że tym razem mi się uda odzyskać swoją własność - Oddaj to!
- Nie, dopóki mi tego nie wytłumaczysz.
- Nie mam takiego zamiaru!
- W takim razie nie dostaniesz - chłopak skierował się w stronę kuchni, jednak nie dane mu było tam dojść.
- Oddawaj! Kurwa, Wiktor! - powoli puszczały mi nerwy.
- Mówiłem, wytłumacz mi dlaczego z nim piszesz, a zwrócę ci go w trybie natychmiastowym - warknął w moją stronę, a później jakby go olśniło - Nie mów tylko, że ty... że ty z nim kręcisz!
- Ściszcie się tam, rozmawiam przez telefon! - usłyszeliśmy krzyk mamy z kuchni, jednak żadnego z nas to nie ruszyło.
- Nie twoja sprawa - syknęłam, a ten złapał mnie za ramiona, zmuszając abym spojrzała mu w oczy.
- Sebastian to mój przyjaciel... i, kurwa... wiem, że nie powinienem tego mówić, ale - westchnął, zaciskając mocniej palce - Ale on nie jest dla ciebie!
- Na prawdę?! Serio?! I ty uważasz, że interesuje mnie twoje zdanie na ten temat? - nie wytrzymałam, wbiłam mu paznokcie w przedramiona. Syknął z bólu i puścił mnie. Skorzystałam z tej sytuacji i wyrwałam mu telefon z dłoni, nie panując nad swoimi emocjami - A skoro już poruszyliśmy ten temat, to tak spotykam się z nim, i nadal będę to robić czy ci się to podoba, czy nie.
Wyminęłam go z podniesioną głową i wbiegłam na górę, puszczając mimo uszu jego ostatnią wypowiedź.
- Tylko jak cie zrani, to nie przychodź do mnie z płaczem!
Zrobiło się już dostatecznie ciemno, aby widzieć fajerwerki, jednak do północy zostały jeszcze dwie i pół godziny.
Mama z Maćkiem i Kubą, jak co roku zostali w domu. Pewnie zaprosili rodziców Ilki i jeszcze paru starych znajomych Kwiatkowskiego.
Ilona świętuje z Krzyśkiem, a Julek od dwóch tygodni siedzi gdzieś we Francji z rodzicami.
Wiktor z Moniką zapewne poszli na tą imprezę, o której wcześniej wspominał mój starszy i mądrzejszy od całego świata, braciszek. Więc trochę się zdziwiłam, że Sebastian się na nią nie wybiera, ale jakoś nie chciałam poruszać tego tematu. Byłam szczęśliwa, że będziemy mogli spędzić razem ten czas. Z nim nigdy nie było nudno, i może zachowywał się czasami... no dobra, przeważnie, jak małe dziecko, to nie przeszkadzało mi to tak bardzo jak myślałam.
- Szampańskiego Sylwestra! - krzyknął, gdy dzieliła nas ulica. Zaśmiałam się na widok tak szczerego uśmiechu, usytuowanego na jego przystojnej twarzy. - No co? - zmarszczył czoło, przyciągając mnie do swojej piersi.
Wraz z przyjęciem jego ciepła, wszelkie ziarna złości i niezrozumienia zasiane przez Wiktora, wyparowały.
- Szampańskiego - zaśmiałam się wtulając w jego neonową, zieloną kurtkę.
- Mam dwie możliwości - wyszczerzył się - Po pierwsze: mam w domu stertę jedzenia i fajne filmy. Po drugie: możemy się przejść po mieście i poczekać, aż zaczną strzelać, chyba, że nie lubisz albo cie to nie interesuje. Wybierasz - złapał za dwa końce mojego szalika i zaczął się nimi bawić.
- Hmmm... - zaczęłam się zastanawiać, lecz jakiś chochlik postanowił mi w tym przeszkadzać.
- Wczoraj zasnęłaś w trakcie, więc nie wiem czy to dobry pomysł. Chyba że wrzucilibyśmy jakiś mega horror - zaśmiał się szaleńczo - Ale na dworze jest trochę zimno. Kurcze mógłby spaść jeszcze śnieg.
- Stało się coś wesołego - spojrzałam na niego, a uśmiech sam cisnął się na moją twarz.
- Czemu pytasz?
- Bo wydajesz się taki radosny.
- Zobaczyłem ciebie, ma luba. To na pewno dla tego - nachylił się nade mną z wyrobioną już aktorską maską.
- Tak, tak. Och, luby. Z pewnością - powiedziałam wypranym z emocji głosem, a później mu uciekłam.
Rozłożył ręce zawiedziony, po czym dogonił mnie, próbując zatrzymać.
- Powiało chłodem. Cóż za skostniałe traktowanie własnego chłopaka - westchnął i złapał mnie za dłoń, jednocześnie zatrzymując w miejscu.
''Własnego chłopaka'' - jakoś te dwa słowa podziałały na mnie w dziwny sposób. To pierwszy raz, gdy nazwał się moim chłopakiem. Ach, głupia. Podniecać się takimi szczegółami! Jednakże zrobiło mi się ciepło na sercu, a nawet nabrałam dziwnej odwagi. Stanęłam na palcach i pocałowałam go. Może i był to moment, a ja natychmiastowo pożałowałam swojej reakcji, ale mina ''mojego chłopaka'' wyrażała więcej niż tysiąc słów.
Zaśmiał się - a jego śmiech wydawał się jakby dochodził z jego ducha, który wyszedł z niego i stanął obok - po czym przyciągnął mnie brutalnie do siebie i wbił się w moje wargi, pozbawiając mnie oddechu i sił w nogach.
Wiem, że nie byłam w tej całej miłości najlepsza, gdyż dopiero zdobywam to doświadczenie, które większość moich rówieśniczek ma już w paluszku lewej stopy, ale miałam wrażenie, że nie tylko ja wyszłam z siebie i latałam po niebiańskiej łące ze szczęścia.
- Chyba... trochę przesadziłem - westchnął lekko zakłopotany, po czym usiedliśmy na zimnej ławce w parku.
Zaśmiałam się nerwowo, czując, że przyjmuję kolor dojrzałego pomidora. Trochę było mi głupio z własnej niewiedzy i braku jakichkolwiek praktyk w tym temacie, ale nie to było powodem tego całego chaosu w mojej głowie. Cały czas czułam dotyk na ustach, a całe zaangażowanie przekazane mi w tym pocałunku, lekko mnie przestraszyło.
Czy on na prawdę darzył mnie tak mocnymi uczuciami?
Ten sylwester na długo pozostanie w mojej pamięci. Mimo że nie wydarzyło się nic wielkiego, to ta mała drobnostka rozświetliła mi drogę, którą chciałabym podążać. Życie z uczuciem... tak zdecydowanie fajnie jest być cenionym, podziwianym, potrzebnym, a najbardziej kochanym.
Ale do tanga trzeba dwojga, więc moim postanowieniem noworocznym jest danie szansy na wyrośnięcie tego czegoś w moim sercu oraz zbiór większej nadziei na przyszłość, którą widzę w jaśniejszych kolorach.
__________________
Z góry przepraszam za wszelkie błędy :) I mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Chciałam go trochę inaczej skończyć, ale... ale nie zdążyłabym tego ogarnąć dzisiaj, więc przerzucę to na później, a zapewne to co teraz piszę i tak wydaje się mało ważne i ciekawe jak stary, znoszony kalosz jakiegoś rolnika, więc kończę.
Ściskam was wszystkie mocno i do kolejnego ;D
Łohohohohoho, nie ma to jak zacząć zwykły poranek cudownym rozdziałem. <3 Lidka i Sowa, oni są naprawdę przeuroczy i kochani, ja chcę ich więcej!!! Dobrze, że Wiktor pogodził się z Monią i znowu są razem, bo szkoda byłoby rozdzielać taką fajną parkę. Przyznam szczerze, że jak napisałaś koniec roku, to pomyślałam o roku szkolnym, a tu bach sylwester - głupia ja, ale w końcu chyba nie ma co się dziwić, bo nasz koniec roku szkolnego już się zbliża szybkimi krokami. ;) Uwielbiam te pierwsze przeżycia Lidki, są opisane tak... kurcze aż słowa mi zabrakło, ale naprawdę podoba mi się to, to takie niewinne, takie... ach... xD No i co to miało oznaczać, że Sowa nie jest dla Lidki??? Ja chcę wyjaśnień i to natychmiast!! Co to wszystko ma znaczyć?! Do jasnej ciasnej, wiadomo, że prędzej czy później oni się rozstaną, a potem zejdą, to znaczy ja tak myślę, bo wieczna sielanka jest niemożliwa, ale chyba wolę naprawdę spóźnione później, albo i nigdy. :( Mam nadzieję, że Seba pokaże wszystkim, że nie jest taki za jakiego go uważają i, że zasługuje na naszą słodką Lidkę.
OdpowiedzUsuńRozdział czytało się szybko, aż za szybko, ale też przyjemnie, był taki ciepły i słodki, wszystkiego pozytywnego na raz, hahaha. Mam nadzieję, ze nowy wpis pojawi się szybo, bo już nie mogę się doczekać, aż przeczytam co tam ciekawego wymyśliłaś!
Buziaczki :*
Hej!
OdpowiedzUsuńRozdział się podobał i nawet więcej niż tylko podobał. :-)
Monika i Wiktor się pogodzili co było pewne w 100 no może 99 %, ale to tylko taki mały szczegół.
Łoooooo! No no muszę przyznać, że brat Lidki albo jest nadopiekuńczy jak każdy dobry brat martwiący się o młodszą siostrę albo mówił prawdę. Jednak myślę, że bardziej to pierwsze. Chociaż nigdy nie wiadomo.
Sebastian chciał zanieść, a właściwie zaniósł SWOJĄ DZIEWCZYNĘ na górę, bo zasnęła podczas oglądania filmu (jakież to romantyczne ♡♥), a następnie spędził z nią sylwestra.
Cóż tak czy siak dziewczyna ma ogromne szczęście, że znalazła takiego faceta. Czemu po mojej miejscowości nie chodzi taki Sebastian!!! XD
Nie wiem, ale zawsze po przeczytaniu rozdziału u ciebie mam uśmiech na twarzy. Wpływasz na mnie bardzo pozytywnie ! ;-)
Czekam oczywiście na cd. przygód mojej ulubionej dwójki.
Pozdrawiam Danielciax.
Moja Kochana!
OdpowiedzUsuńAle dawno mnie tu nie było! Przepraszam za to! Ale już jestem, zakasuję rękawy i biorę się za czytanie/komentowanie.
Rozdział jak zwykle świetny. Choć jest sporo literówek to nawet one nie zaburzają odbioru przy tak świetnym tekście! Kurczę, nie wiem jak to robisz, ale każdy Twój rozdział czytam z wypiekami na twarzy!
Oh Lidka i Seba tworzą tak cudowną parę! Błagam, nie rzucaj im więcej kłód nóg. Kompletnie nie mogłam się w tym rozdziale skupić na nikim innym ani na innych wątkach. Wciąż myślałam tylko o Sowie i Lidce! Uwielbiam te ich gesty, czułe słówka, przekomarzania. I co to był za pocałunek! Fiu fiu. Tak w ogóle cholernie urocze było to jak zaniósł ją do sypialni. Ciekawa jestem ile Lidka waży skoro biedna ma takie kompleksy? ;)
Lecę do kolejnego!