niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział trzydziesty

      - Na basenie. Pamiętam, jak pożerałaś mnie wzrokiem - spojrzał mi prosto w oczy, nachylając się nade mną. Odsunęłam się nieznacznie, co doskonale zrozumiał. To on wszystko skończył, a takim zachowaniem robi mi tylko nadzieję, że cokolwiek może między nami być. - A tak w ogóle, to co ty tu robisz?
- Eeee.. to raczej ja powinnam się ciebie o to spytać -  lekko się do niego uśmiechnęłam.
- Sebastian! Skończyłeś?! - dotarł do nas krzyk gospodyni. Chłopak niezauważalnie się skrzywił i posłał mi tajemniczy uśmieszek, po czym wyminął mnie i rzucił przez ramie na odchodne.
- Wzywają mnie...
       Przewróciłam teatralnie oczami, zapukałam do drzwi pokoju Ilki, następnie weszłam nie spodziewając się, że zastanę tu kogoś jeszcze oprócz osoby, której właśnie potrzebowałam.
- Eee...
- O! Hej - Ilona uśmiechnęła się zrzucając z siebie rękę Krzyśka, który czuł się tam jak u siebie, po czym wstała z kanapy i uścisnęła mnie.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam... bardzo - podniosłam jedną brew do góry. Krzysiek spojrzał na mnie krzywo, po czym prychnął pod nosem.
Zirytowało mnie jego zachowanie, które coraz mocniej pchało mnie w stronę nienawiści do jego osoby.
- Nie, no co ty! Głupia - zaśmiała się i poprosiła żebym usiadła. Krzysiek westchnął zrezygnowany i podsunął się łaskawie.
- Wiesz, chciałam Ci tylko coś dać - nie ruszyłam się z miejsca, nie zaszczycając krewnego Julka nawet pogardliwym spojrzeniem. - Mówiłam, że wyjeżdżam na święta, więc nie będę miała kiedy się z wami spotkać, więc pomyślałam, że... A z resztą - wyjęłam małe coś z torby i podałam to brunetce, która wydawała się zaskoczona - Wesołych świąt! - uściskałam ją mocno, na co odpowiedziała z równą siłą.
- Ale ja jeszcze... nic dla ciebie nie mam - jęczała, a ja zaśmiałam się mówiąc, że niczego nie potrzebuję. Zresztą na nic się nie umawiałyśmy, a z poprzednimi znajomymi co roku wymienialiśmy się czymś błahym. Zawsze powodowało to przywrócenie nadziei i szczęścia, chociaż pod koniec roku. Wymyślaliśmy to coraz głupsze prezenty, a nasze tajne skrytki na takie właśnie ''potrzebne odpadki wspomnień'', przeciekały zachowanymi uczuciami.
      Po krótkiej i miłej rozmowie, pożegnałam się z dziewczyną... i jej chłopakiem, po czym skierowałam się do wyjścia, o mało zapominając o dobrych manierach. Złożyłam szczere życzenia przebywającej w domu gospodyni, i już się żegnałam, gdy zaproponowano mi odprowadzenie do domu.
- Niee! Wybacz Sebastian, ale nie chcę mieć ciebie na sumieniu - zaśmiałam się zakłopotana całą tą sytuacją, choć to nie był jedyny powód.
Mama Ilony przyłączyła się do mnie i poklepała po ramieniu chłopaka.
- Myślę, że aż tak źle z nim nie jest, a i ja będę spokojniejsza, więc nawet nie waż się mu odmawiać.
- Ale...!
- Nie słyszałaś co Pani Ulczyk mówiła? - zbulwersował się, łapiąc się za boki - Ubierać butki i czekać na mnie!
- Tak jest! Dobrze gada - poparła go nie rezygnując z wesołego humoru - Może wiatr wywieje mu te smutki z głowy - westchnęła, gdy chłopak zniknął na korytarzu.
- Jak on się w ogóle czuje? - zapytałam z powagą w głosie, która odbiła się także na mojej mimice twarzy.
- Fizycznie jest coraz lepiej. Rany powoli się goją, były dość głębokie, ale żaden organ nie uległ trwałemu lub wymagającego długiego leczenia uszkodzeniu. Jednak gorzej z psychiką. Martwię się o niego. Od zawsze był skryty w sobie, a teraz, gdy wszystko przyśpieszyło, gdy zaczyna się jego nowe życie...?
- On jest silny.
- I to jest jego największa zaleta jak i najgorsza wada - kobieta westchnęła ciężko i usiadła na krzesełko, delikatnie przeczesując swoje krótkie włosy.
     Spojrzałam na nią ze współczuciem i poczułam, że mnie również opuszczają wszelkie siły. Nadeszła mnie ochota, aby położyć się tu gdzie stoję, i bezcelowo przyglądać się głębi mojego umysłu.
- A co z jego rodziną? - zapytałam przypominając sobie o jego bracie, a właściwie braciach - Byłam święcie przekonana, że to z nimi... nie wiem jak to ująć w słowa.
- Że się nim zajmą? - podsunęła mi z wyrozumiałością oraz malującym się zrozumieniem - Gdyby to było takie łatwe. Gdyby ich życie nie było na tyle skomplikowane...
- Nie rozumiem - czułam się skrępowana tym, że wyciągam z tej przemiłej kobiety informacje. A przecież w cale nie jest to moja sprawa, przecież nie jestem kimś ważnym dla Sebastiana i jego rodziny. Ot zwykła przyjaciółka, koleżanka, znajoma...
- Robert mieszka w Ameryce, a Michał ma dwójkę małych dzieci, w tym jedno niepełnosprawne. Więc nie może wszystkiego zostawić i przyjechać. Prosił mnie o chwilową opiekę nad nim.
- Przepraszam, to nie tak, że musiałam wiedzieć... dziękuję.
- Nie przejmuj się tym tak - posłała mi pokrzepiający uśmiech. Nagle ktoś dmuchnął mi w ucho, a ja podskoczyłam zaskoczona. Odwróciłam się chcąc obdarzyć sprawcę tego niecnego uczynku paroma gromami, lecz zobaczyłam rozbrajający uśmiech, który kipiał szczerą radością i wiarą w lepsze jutro.
- Idziemy - zapytał chwytając mnie za nadgarstek, po czym pociągnął mnie, nie czekając na moją reakcję - Mówiłem, że masz już założyć buty!
- Rośnie z ciebie niezła terrorystka - nie mogłam powstrzymać tego przesłodkiego komentarza dla siebie. W tamtej chwili przepełniła mnie chęć podzielenia się nim z resztą świata.
- Ale śmieszne. Ha ha ha. Boki zrywać - kpił, zabawnie kręcąc głową - A teraz szybciutko zakładamy ubranka i wychodzimy - poinstruował mnie jak najlepszy przewodnik dla osób zagubionych we własnej rzeczywistości.
- Ty, przypomnij mi dlaczego wylądowałeś w tym szpitalu? Czyżby cię do końca nie wyleczyli? - szturchnęłam go w ramie, a ten zmarszczył brwi przyglądając się dotkniętemu przed chwilą miejscu, po czym pomasował je drugą ręką, chowając to ramie przed moimi atakami.
- Sądzę, że jeszcze trochę to znowu tam wyląduję - poczochrał mi włosy śmiejąc się radośnie.
- Jeszcze raz wesołych świąt! - krzyknęłam, zasuwając grubą, zimową kurtkę.
- Wzajemnie - kobieta odkrzyknęła, a my wyszliśmy na plac pełen białego puchu. W ostatnich dniach tygodnia pogoda zaczęła nas rozpieszczać, rzucając nam z nieba wesołe szkiełka, które przyjemnie śpiewały pod naszymi stopami. Miejmy nadzieję, że taka pogoda utrzyma się do końca lutego. A przynajmniej do końca świąt.
- Co się nic nie odzywasz - zagadałam, gdy zapadła po między nami jakaś dziwna cisza.
- A tak wzięło mnie na rozmyślanie - szturchnął mnie w ramie zaczepnie.
- Coś konkretnego?
- Haha, ależ ty ciekawska - zaśmiał się pokazując swój zabójczy uśmiech - Nie powiem.
- No weśśś - jęknęłam, chcąc dowiedzieć się co mu właśnie chodzi po głowie - Nie daj się prosić!
- Niet - szedł sobie zadowolony, próbując złapać językiem śnieżynkę.
- Sebaaaastian - powiedziałam filuternie, lecz ten tylko prychnął rozbawiony, nadal kręcąc głową.
- Sebaaa - tym razem zmieniłam taktykę i wyraziłam to dość żałosnym głosem, którym samą siebie zaskoczyłam.
       Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, po czym zlitował się nade mną, lecz nie tego oczekiwałam.
- Myślałem nad tym, jaki to ja głupi jestem - powiedział poważnie, przez co nie potrafiłam stwierdzić czy mówi prawdę, czy znowu się ze mnie nabija. Jego gra aktorska była bezbłędna.
- Dobra, dobra, a tak na serio?
- Kto wie... - zaśmiał się i schował ręce w kieszenie, wyprzedzając mnie.
- Ej, nie ma tak - wydęłam wargi i tupnęłam teatralnie nóżką, zastanawiając się czy to cokolwiek da.
     Chłopak wybuchnął nieopanowanym śmiechem, co zapewne później odbije się na jego poczuciu bólu, lecz endorfiny w tym momencie zablokowały całą autostradę jego jestestwa. Błyszczał, a mi aż nogi wmurowało. Przebiły się przez małą warstwę białego proszku i połączyły się z zimnym asfaltem. Nie potrafiłam się poruszyć. Stałam tam i jedyne co mogłam zrobić, to podziwiać jego naturalną twarz.
- Ale ty jesteś dziecinna - niebezpiecznie się do mnie zbliżył, patrząc mi prosto w oczy, i założył mi kosmyk włosów za ucho. Po czym pochylił się nade mną i nie czekając na jakikolwiek sprzeciw z mojej strony, delikatnie musnął moje wargi swoimi, jak gdyby bał się, że czekając jeszcze chwilę, stchórzy.
      Powinnam się poczuć urażona jego słowami, jednak w jego ustach brzmiało to jak najwspanialszy komplement. Serce przyśpieszyło i nagle zrobiło mi się gorąco, zapewne na policzki zdążył już wybiec mi cwany rumieniec, którego zdążyłam już szczerze nienawidzić, gdyż zdradzał wszystko w ważnych dla mnie sytuacjach.
Nadal się nie poruszyłam obawiając się, że mały ruch, a cały świat pryśnie niczym mała bańka mydlana, a później się obudzę.
Poczułam się głupio. On się ze mną bawi. Raz mnie odpycha, a drugim razem wodzi za nos. Już nie wiem czego ode mnie oczekuje, nawet nie wiem czego ja od siebie chce. Wszystko stało się pogmatwane, a w przestrzeni mojego umysłu powstała mała łąka ze szklanymi zwierzętami, która błyszczała niczym oszlifowany diament.
Nie wiedziałam co o tym myśleć. Nic nie wiedziałam. Wyobrażałam sobie to wszystko zupełnie inaczej, lecz nie spodziewałam się tak intensywnych odczuć.
- Wesołych świąt - szepnął i uśmiechnął się łagodnie, wypuszczając oswojone już rozbawienie razem z ciepłym powietrzem z płuc.
      Nie odpowiedziałam, nie poruszyłam się. Czułam lekkie mrowienie na ustach, gdzie wcześniej mnie pocałował. W jego oczach czaił się zarys strachu, który przyćmiewało samozadowolenie. Odetchnął głęboko i złapał mnie za dłoń, prowadząc w stronę mojego domu.
      Czułam się... lekko. Jakbym właśnie dostała skrzydeł. Wewnątrz skakałam z radości, próbując wyrzucić z kamiennej maski rozmyślań nieśmiały, lecz zwycięski uśmiech.
      Co się ze mną działo?
      Bolało mnie serce, a wszystkie żyły pulsowały zgranie.
      Już nic nie rozumiem. I chyba nie chce zrozumieć...

       - Skończ już, bo zostawię cię na kolejnym cpenie - rzucił wściekle Wiktor sprzed kierownicy.
- Nie czaje o co ci chodzi - zmarszczyłam brwi, czekając aż łaskawie mnie oświeci.
- O te całe twoje szczerzenie się jak szczerbaty do suchara - warknął, skupiając się na drodze.
- Co? Przecież się nie szczerze! Chyba masz za dużą wyobraźnie - fuknęłam, jednak moje policzki nie zmienił swojego położenia. Co poradzić na to, że szczęście rozrywało mnie od środka? Ogłupiałam, zostawiłam rozum za zamkniętymi drzwiami mojego królestwa.
Ciekawe jak on się teraz czuje - pomyślałam i ledwie stłamsiłam chęć napisania do pewnej osoby, która chyba ODWZAJEMNIŁA MOJE UCZUCIA(!), krótkiej wiadomości.
     Zaśmiałam się do siebie, podziwiając to co ten krótki, lecz tak wiele znaczący dotyk, wyrządził w moim umyśle.
- Nie no, tego już za wiele - krzyknął i zatrzymał się na poboczu. - Wypad!
- Coo? Ty tak na serio? - spojrzałam na niego jak na kosmitę, który właśnie oznajmił mi, że jednorożce są z kalafioru, mają trzy żabie nogi i jedzą gotowane homary popijając je drogą mleczną.
- Mów do słupa, a słup dupa - mruknął pod nosem, a następnie spiorunował mnie wzrokiem - Ogłuchłaś?! Mam już ciebie dosyć. Od godziny lampisz się na ten telefon i śmiejesz sama do siebie. I albo się uspokoisz, albo radzę szukać innej podwózki! - zagroził mi, co wcale nie było śmieszne. Do końca naszej podróży zostało trzy czwarte drogi, więc przesiadłam się na tylne siedzenie, aby nie rzucać się mu w oczy.
- Lepiej?!
- Było by, gdybyś jeszcze tak wyłączyła swoją funkcję dźwięku - sarknął i ruszył w dalszą drogę.
- Wiesz co? Zamiast wspierać swoją młodszą siostrzyczkę, cieszyć się jej szczęściem, to wszystko musisz psuć - wytknęłam mu wpatrując się w niebieską tapetę na wyświetlaczu mojej noki.
- Co to by było, gdyby to było zaraźliwe!
- To od ciebie się zaraziłam!
     Spojrzał się na mnie zdziwiony nic nie rozumiejąc.
- Coo?
- Nic już. Jedź dalej - prychnęłam i podskoczyłam na dźwięk przychodzącej wiadomości, która ponownie przywołała mojego starego przyjaciela. I tak właśnie minęła nam reszta drogi. Co chwila sobie dogryzając, wymienialiśmy się co nowymi informacjami na swój temat.

     Weszliśmy do małego mieszkanka babci, w którym rozpływały się niebiańskie zapachy pomieszane ze śmiechem Kuby i Maćka. Babcia Stasia pacnęła drewnianą łyżką rękę Wiktora, gdy ten próbował podkraść jej parę ciastek. Pośpiesznie zdjęłam buty i dołączyłam do tej wspaniale wyglądającej rodzinki.
- Nareszcie jesteście - przytuliła mnie do siebie, mocno ściskając - Jak minęła podróż? Jesteście głodni?
- Taaak! Umieram z głodu - jęknął brunet opadając na kanapę. Kuchnia była połączona z salonem, więc mieliśmy odpowiednią ilość przestrzeni, aby móc swobodnie się poruszać.

     Siedziałam przy zamkniętym oknie, za którym aniołki sypały ze swoich magicznych woreczków bez dna, małe duszyczki, które miały zasnąć na każdym przedmiocie, jaki znajdzie się w ich zasięgu. Opadały w lekkim tańcu, szukając swojego miejsca na świecie. Być może je znajdą lub zmarnują swoją szansę, poddając się delikatnym szeptom wiatru. Lecz to one ostatecznie podejmowały decyzje. Nikt inny nie mógł za nie rządzić ich losem. To była ich rola. Tak jak każda istota, przedmiot, mała cząstka, wszystko ma swój wybór i najlepszą drogę, którą powinno podążać. Ale i tu znajdziemy odszczypnięte jednostki, chcące pokazać światu swą indywidualność, inność, różnorodność myśli i uczuć. Swoją własną drogę.
      Za ścianą słyszałam cichy głos Wiktora, który przechadzał się po gabinecie dziadka, do którego nieliczni mieli odwagę wejść. Jakoś nikt nie potrafił przekroczyć tej niewidzialnej granicy prywatności, oprócz jednej osoby. Wiktor jak był jeszcze mały, bezustannie przesiadywał w pokoju dziadka Franka. To była jego oaza spokoju, wyciszenia. To właśnie tu poznawał świat, i to właśnie tam postanowił sięgać po szczęście. Właśnie rozmawiał z Moniką. Mimo że nie mówił za głośno, ściany były dość cienkie i wszystko było przez nie słychać. Jednak rozmowa sama w sobie mnie nie interesowała. To raczej ton jego głosu, poruszył we mnie tą część mnie, która niemal się wzruszyła. Mówił bardzo delikatnie, z miłością i szczerością. Zapewne uśmiechał się łobuzersko do telefonu w nadziei, że jego druga połówka, którą dziwnym zbiegiem okoliczności okazała się moją przyjaciółką, dostrzeże jego bezgraniczne szczęście.
Z drugiej strony - od kuchni - słychać było przyciszoną rozmowę starszyzny. ''Dorośli'' właśnie sprzeczali się o to, kto ma położyć Kubę spać, a ten w ramach sprzeciwu, wykrzykiwał, że jest na tyle duży, iż sam potrafi trafić do łóżka.
 Pierwszy dzień minął bardzo przyjemnie, choć mnie już nachodziły wspomnienia. Zaczęłam wracać, a obiecałam, że tego nie będę robić. Nie tylko ze względu na mamę i Wiktora, ale też i na własne uczucia. Nie chciałam już tego pamiętać, czuć. I choć TO miejsce było źródłem naszego cierpienia, bardzo się cieszyłam, gdy tu przyjeżdżaliśmy. Tu wcześniej żyłam, tu zaczęła się moja przygoda, i to dzięki takim a nie innym przeżyciom, jestem taka jaka jestem. Postanowiłam wyjść na przeciw przyszłości, ramie w ramie idąc z teraźniejszością, odwracając się od przeszłości, jednocześnie zerkając na nią co raz kątem oka. Tak, tak właśnie wygląda całe nasze życie. Bez tych trzech braci nie istniał by świat, nie istnielibyśmy my i cały ten chaos związany z naszą nieustającą żądzą.

       Od: Sebastian
Treść: Śpisz? 

_______________________
Wiecie co?? ;D Czuje się po prostu genialnie. Już nawet nie myślę jak to wyszło, ale po prostu odzyskałam skrzydła, tak jak Lidka. Choć to przez dwa zupełnie inne powody xD Mój jest związany po części z nią, a.... hahaha dobra, dobra. Wiecie o co mi chodzi, nie? 
Chyba czuję już wiosnę, tylko szkoda, że takie ręce mam zimne xD Ale, ale, ale...
Cieszycie się z pogody? U mnie słonecznie i fajniutko ;D Przynajmniej wcześniej było, bo teraz to gwiazdkę widzę <3 Już nie mogę doczekać się tych gorących dni... Już niedługo wakacje, nie? xD trzeba się jakoś pocieszać...
A teraz ściskam was wszystkie niemal tak mocno jak babcia Stasia i z rzewnymi łzami w oczach, dziękuję za towarzyszenie mi do trzydziestego rozdziału. Zapewne do łatwych to nie należy, wiec szczerze jeszcze raz dziękuję za cierpliwość i wyrozumiałość.
A i jeszcze jedno, ale nie wiem do jakiego rodzaju informacji to będzie przynależeć, gdyż jeszcze duuużo przed nami xD Hah dacie rade wytrzymać do końca? :>
Mam nadzieję. 
A teraz życzę miłej nocy i do kolejnego ;***

5 komentarzy:

  1. Ojojojojoj, czy ja by na pewno dobrze przeczytałam, że Sebastian W KOŃCU się zdecydował i POCAŁOWAŁ naszą kochaną Lidkę???!!!! Czy to może jakaś moja bujna wyobraźnia? Powiedz proszę, że tak właśnie było!!
    Ogółem rozdział naprawdę cudowny, taki lekki, przyjemny, miły, pełen radości, miłości, czułości, taki Ahhhh.... Mogłabym go czytać w kółko, cały czas od nowa i chyba nawet przeczytam go jeszcze raz, bo normalnie... no normalnie, brak mi słów. Uwierz mi warto było czekać na taki wspaniały rozdział, oby takich więcej. No i oczywiście, że wytrzymamy do końca ;)
    PS: Oby tego końca nie było. W dodatku wiem, że komentarz taki króciutki, ale gdybym miała się rozpisać to chyba byłby spam o wielkości trzech stron(no może troszeczkę przesadzam, ale tylko troszeczkę :P), więc wolę Ci oszczędzić. WENY, WENY I JESZCZE RAZ WENY!! Ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Nie potrafiłam się już doczekać tego rozdziału, a gdy już się pojawił to z chęcią przeczytałabym więcej.Dlaczego musiał się tak szybko skończyć ? Tyle się w nim wydarzyło... ;-)

    Sebastian wreszcie zaczął działać i...postanowił odprowadzić Lidke oraz POCAŁOWAĆ!
    Wreszcie! Szczęście dziewczyny również mi się udzieliło aż uśmiech sam pchnął się na usta podczas czytania tego rozdziału :-)

    Wszystko jakby zaczęło się układać i Wiktorowi i Lidce. Jak chłopak się zdenerwował podczas jazdy samochodem, gdy dziewczyna tak się cieszyła.

    Czekam na następny rozdział i jestem ciekawa co Sebastian napisze w treści tego sms-a. Mam nadzieję, że nic złego:-)
    Pozdrawiam Danielciax.




    OdpowiedzUsuń
  3. HAha ale zakończyłaś ^^ oj ty Łobuzie jeden...taki smaczek zostawiłaś na samym końcu...
    No powiem Ci, widać w tym rozdziale, że wiosna gra w Twej duszy..bo było tak pięknie...Seba i Lidka i nareszcie...tak...spokojnie...delikatnie...to muśnięcie..można się rozpłynąć:) Po prostu nie wiem co mam pisać, tyle, że w końcu się doczekałam na tą iskrę między moją ukochaną dwójką! Jestem teraz szczęśliwa i mam nadzieję, że nie sprawisz mi zawodu i nie odbierzesz mi szybko tego szczęścia, dlatego chce więcej romantycznych scen. Uszczęśliwiaj mnie tak always!
    I tutaj zróbmy przerwę i napiszmy o reszcie, Lidka ma rację, mnie Krzysztof również irytuję...parsknąć to on sobie do konia może! Pf
    Najlepszy, najzabawniejszy moment to w samochodzie, oczywiście wymiana zdań między Wiktorem a Lidką, ubóstwiam to rodzeństwo...i ich teksty. Ale tak mi się chciało śmiać z reakcji Wiktora jak przyglądał się Lidce. Najlepsze jest to, że mam podobnie, ja też szczerze się do telefonu :) Haha^^ Dobrze, że mój brat nie reaguje na to :P
    Rozdział mega, zaje****, bomba, genial i wszystkie pełnowartościowe słowa lecą w kierunku Twojego opowiadania ;)
    P.S. Wybacz mi, że nie ma mnie na gg ale krucho z mym czasem ostatnio:/ Nie mogę jakoś się zorganizować z tym wszystkim...Dobrze, że coraz bliżej wakacji i mam nadzieję naszego spotkania :) Dwóch wybitnych jednostek rzecz jasna ^^
    Całuję Cię mocno ma Ukochana!:)
    Pozdrawiam
    KV

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,

    Nie dziwię się Kochana, że czujesz się genialnie, bo po prostu genialny jest ten rozdział. WOW. Szczęka mi opadła z trzaskiem na podłogę.

    Oj wiosnę czuć nie tylko powietrzu. Twoje opowiadanie aż kwitnie! A co za tym idzie, kwitną także uczucia Lidki. Jakie to było piękne i romantyczne, taki subtelny pocałunek, ale jednak ile emocji we mnie wywołał. Jes! Normalnie czułam to mrowienie jakby Seba to mnie całował.

    Uważam, że to nie tak, że Sebastian bawi się Lidką. I nie że nie wie czego chce. On zwyczajnie boi się zaangażować, możliwe iż boi się że skrzywdzi dziewczynę. Dziewczynę, na której jej zależy. To nawet szlachetne, ale uważam że to Lidka powinna zdecydować także.

    Ale się odważył! Czy to oznacza, że teraz między nimi będzie inaczej. Zdecydują się... spróbować? Bardzo bym chciała.

    Normalnie czułam to szczęście Lidki w samochodzie i nie dziwię się irytacji Igora. Śmiać mi się chciało, świetna scena.

    Kocham Ciebie i Twoje opowiadanie! Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Pewnie pomyliłam Igora z Wiktorem dlatego, że akurat pisałam kolejny rozdział "Szkoły Plugawców". Przepraszam za ten błąd, mam nadzieję, że nie chowasz urazy ;) Właśnie czytam komentarze u mnie i co najmniej trzy osoby pomyliły imiona moich bohaterów ;) Więc zdarza się. Niemniej strasznie mi głupio bo przecież Wiktor to moja ukochana postać <3
      Ściskam mocno!

      Usuń