czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział trzydziesty pierwszy

      Siedziałam na kanapie wymieniając się esemesami z Sebastianem, gdy nagle poczułam coś przeraźliwie zimnego i mokrego na karku. Wisnęłam i podskoczyłam, próbując się pozbyć roztapiającej się mi na plecach, małej kulki dziecka zimy.
- Ty idioto! - krzyczałam, gdy kulka wypadła, a chłód nieprzyjemnie rozchodził się po całym ciele, wywołując gęsią skórkę i dreszcze. Wzdrygnęłam się, i aż we mnie zawrzało, gdy Wiktor trzymając się ściany, zginał się w pół ze śmiechu. - Zabiję Cię, ty gnido! - rzuciłam się na niego, wskakując mu na plecy, lecz ten zakręcił się ożywiony nagłym ciężarem i rozchichotał się jeszcze bardziej, ledwie łapiąc oddech.
- Co robicie? - usłyszałam przekrzykującego nas Kubę, który z ciekawieniem patrzył się na nasze dzikie tańce.
- Kanapkę!
- O, nie! Tylko nie to!
         Brunet jęknął, gdy wylądował na kanapie, a kolejne szesnaście kilo przycisnęło go do sprężyn.
- Gilgotkowy potwór! -  zarządziłam, a Kuba ze śmiechem pomógł mi wykończyć Wiktora, który dyszał cicho, poddał się.
Krótką ciszę i spokój, która nastała w czasie tej umownej przerwy, przerwał cichy sygnał telefonu.
- Zobaczysz? - wysapał, łapiąc Kubę w objęcia i przytulając go mocno.
Szybko wyciągnęłam dłoń po Wiktorowski sprzęt elektroniczyny i z nadzieją, że oto właśnie będę mogła popisać z własną przyjaciółką, odblokowałam telefon, spoglądając na nadawce.
- Eeee..
- Kto to? - podniósł głowę, patrząc na mnie z podniesioną brwią w charakterystycznym wyczekiwaniu.
- Natalka - spojrzałam mu w oczy ze szczerym zdziwieniem, a on zabrał mi telefon i przyjrzał się treści wiadomości.
- Wiktor! - walnęłam go w ramie zbulwersowana - Nie daruję Ci jak zdradzisz Monikę. Ona na to nie zasługuję - wyrzuciłam z siebie wściekle.
      Chłopak uwolnił od swojego uścisku młodego, wstał i skierował się do dziadkowego pokoju.
- Przecież wiem...

      Wysłana do sklepu po parę drobiazgów do sałatek, po raz kolejny czytałam esemesa od Sowy, w którym pisał, że już nie może doczekać się mojego powrotu. Ja również chciałam go teraz zobaczyć. Choć nie wiem, jak miałabym się zachować. Jak tylko o tym zaczynam myśleć, w głowie zaczyna istnieć pustka, która bywa dość przyjemną odskocznią.
- Lidka?
      Rozejrzałam się dookoła i napotkałam wzrok wysokiego szatyna - mojego starego przyjaciela.
Przez godzinę gadaliśmy o niczym, siedząc na pobliskim murku i opychając się tanimi słodyczami. Nie sądziłam, że tak bardzo się za nim stęskniłam. Później spotkałam jeszcze inne osoby z naszej dawnej paczki i wszyscy razem choćby na chwilę, powróciliśmy do tych nieświadomych życia, czasów.
        Święta minęły jak co roku, szybko, pełne rozmów na wszelaki temat, unikający tych, które miałyby spowodować jakąś awanturę. Oglądaliśmy telewizję, graliśmy w gry, spotykaliśmy się ze znajomymi. Ogółem, dobrze nam zrobił taki odpoczynek. Czułam się jakbym właśnie naładowała swoją baterię, wypełnioną życiową energią. Zdobyłam siłę, która popchnęłaby mnie do wygranej w walce o szczęście. Byłam szczęśliwa, pewna siebie.

       Gdy wróciliśmy do domu Wiktor zniknął. Zapewne chciał spotkać się z Moniką, a ja nie miałam szans by z nim konkurować. Za to miałam okazję podarowania spóźnionego prezentu dla Julka, nad którym tak długo się zastanawiałam, a i tak wybrałam coś niepotrzebnego.
   Wymieniłam pare smsów z Iloną i tu właśnie moje szczęście się zatrzymało.
Kuba z niewinną radością zabrał mój telefon i przeszukiwał mapę skarbów w grze. A ja zastanawiałam się dlaczego Ilka aż tak przeżywa kolejną kłótnię z Krzyśkiem. On nie jest dla niej! Dziwnie znajomo to brzmi... Ale, ona nie widzi tego, że za każdym razem to ona cierpi? Czy nie widzi, że tylko ona nie ma z tego związku korzyści? Wiecznie kłótnie i zastanawianie się za co się on na nią tym razem pogniewał. Już nie wspomnę o Julku, który próbuje pogłębiać ich relacje, a ona jest tylko zapatrzona w jedną stronę. Powoli zaczynam tracić rozum. Powoli przestaje mnie to interesować. Kolejna masochistka, której nijak przemówić do rozsądku. Dopiero, gdy przekona się na własnym tyłku, albo spojrzy już po wszystkim wstecz, może wtedy dostrzeże swoje położenie.
- Nie! Nie! Nie! - krzyczał młody, kręcąc swoją blond czupryną.
Spojrzałam w jego stronę, próbując ogarnąć, co mogłoby wywołać na nim taką reakcję, ale szybko mnie uspokoił. Podszedł do mnie lekko załamany i usiadł na kolanach.
- Głupia gra! Lidka, nudze sie - burknął pod nosem, zaciekawiony stosem, rozłożonych na biurku kolorowych kartek.
- Hmmm... To co my z tym możemy zrobić? - zapytałam z delikatnym uśmiechem.
     Chłopiec wzruszył jedynie ramionami i położył swoją ociężałą głowę na blacie biurka.
-  A co powiesz na samoloty?

       W święta pogoda była wyśmienita, lecz po ich zakończeniu, śnieg leniwie rozłożył się w promieniach słońca i powoli odpływał, dopełniając zbiorniki rzek.
Jednak lekka chlapa nie przeszkodziła mi w odnajdywaniu szczęścia.Właśnie szłam na spotkanie z pewnym panem, który zaproponował spacer w ''jakże uprzejmych wietrznych obłokach''. A na samo pytanie ''co brałeś'', odpowiedział, że uraziłam jego męską dumę, sugerując ów haniebny czyn dla zdrowia duszy i ciała.
Więc szłam tak śmiejąc się do siebie jak odcięta od ran życia, które każda próba zostawia na korze, nie zależnie od tego czy jest ona młoda, czy nie.
- A witam, witam - jako pierwsze zauważyłam jego onieśmielający uśmiech, który wywołał przyjemny dreszcz. Później oczy błyszczące jak księżyc w odbiciu stawu, następnie wyprostowaną sylwetkę sportowca, którą krył pod ciepłą kurtką. Całokształt niemal odebrał mi zdolność mowy, którą rodzice tak pieszczotliwie próbowali mi wbić do głowy w młodzieńczych latach. I choć przez tyle lat się uczę, poznaję nowe słownictwo, nie potrafiłabym opisać go jednym słowem.
- Hej - odwzajemniłam uśmiech, lekko mrużąc oczy.
     Chłopak przez chwilę nic nie mówił, lecz gdy stało się to trochę krępujące, ot tak wybuchnął śmiechem.
- Mam nadzieję, że długo nie czekałeś - nie wiedziałam jak zareagować. Widać zdarzyło mu się dzisiaj coś wesołego, bo dobry humor był dla niego za pan brat.
- Nie, nie martw się o to - włożył ręce do kieszeni i spojrzał mi w oczy.
Czułam się dziwnie skrępowana, choć chyba nie powinnam.
- Przed chwilą przyszedłem. To co? Gdzie idziemy? - zmrużył oczy i dał mi szansę wyboru, lecz zaniemówiłam odstępując mu tego zaszczytu. - Okeeej, hmmm. Dobra! Już wiem.
     Ruszył w stronę wyjścia z parku, a jego aura, która sama w sobie wydawała się żyć swoim życiem, walnęła mnie w ramie, powodując zdziwienie.
- Coś się dzisiaj stało? - spojrzałam mu w oczy, próbując złapać te dwa, niesforne ogniki.
- Nieee, skądże ci to przyszło do głowy - odpowiedział radośnie, kręcąc głową i czarnymi, lekko przydługimi włosami, strzepując z nich ciekawskie śnieżynki.
- A wiesz, pytam, bo... A z resztą - zaśmiałam się, dając pozwolenie i by mnie porwał nurt beztroskiego życia. - Jak tam ci minęły święta?
- A bardzo dobrze, było tyle dobrego jedzenia - rozmarzył się, co spowodowało u mnie salwę świeżego i szczerego śmiechu.
- Nie mów, że tylko jedzenie cie zainteresowało.
- Niee, no coś ty - wyszczerzył się, spoglądając na mnie spod swoich hebanowych włosów, po czym powiedział poważnym tonem - Były jeszcze prezenty. 
     Nie wytrzymałam, nie mogłam się dłużej powstrzymywać. Walnęłam go lekko w ramie, po czym uciekłam, nadal się śmiejąc. Zachowywał się jak małe dziecko, patrzące na ten okrutny świat zbyt płytko, by dostrzec jego drugą, tą gorszą stronę. Już nawet Kuba, ma spaczone przez nas spojrzenie. Zbyt głęboko patrzy, za wiele chce wiedzieć, co w przyszłości z pewnością zrobi z niego wielkiego i ważnego ktosia, ale w tym momencie zaburza jego dzieciństwo, na które każdy zasługuje.
- I ty myślisz, że cię nie dogonię? - zaśmiał się  - A po co ja trenuję? Hę?
Spojrzałam na niego przerażona, aby później z krzykiem uciekać od ciekawskich rąk, które z chęcią podrzuciłyby mnie do gwiazd. Przy nim czułam się lekko, niczym odcięta od świata zewnętrznego roślina, która wraz ze swoim najwierniejszym towarzyszem postanowiła odpocząć od ciężkiej pracy, i załapać się na pierwsze promienie słoneczne.
- Nas nie dogoniat! Nas nie dogoniat! - zaśpiewałam, ledwie pozbywając się z głosu rozbawienia, lecz moja przewaga nie trwała długo, gdyż po krótkiej chwili, chłopak przerzucił sobie mnie przez ramie i zaczął iść krasnolutkowym chodem.
- Hej, dzieci jeśli chcecie, zobaczyć smerfów świat... i telewizor włączcie, coś tam, coś tam i usiądźcie!
- Ej, to nie pasuje! - oburzyłam się i zaczęłam wierzgać nogami. - Puść mnie!
- A co innego? Hej, ho! Do pracy by się szło! Tak! To to! - zaśmiał się i postawił mnie na ziemi. A ja jak ostatnia oferma mało co się nie przewróciłam - tak mnie zszokowało, gdy poczułam ziemię pod stopami. - Ojć, ostrożnie - objął mnie ramieniem, czekając aż sama będę mogła stanąć, po czym poczochrał mi włosy.
- Ta zniewaga krwi wymaga! - oburzyłam się i pożyłam ręce na biodrach.
- Toć białogłowa bzdury wygaduje - pokazał mi język i wyminął mnie, przechodząc przez bramę parku.
- Ej, ej, ej, to nie są bzdury. A może siedziałam ze trzy godziny nad tą fryzurą? I co? Masz wyrzuty sumienia?
- A siedziałaś? - zapytał, zatrzymując się ze zdziwienia.
- No niee, ale gdybym siedziała, to zmarnowałbyś tylko mój wkład w piękne upięcie lub ułożenie.
- Więc nie ma o czym mówić - prychnął i szturchnął mnie ramieniem w ramie.
- Ej! Ja tu walczę o szacunek dla kobiecego kunsztu, a TY mnie tu olewasz?
- JA? Gdzieżbym śmiał - złapał mnie za dłoń i pociągnął przez pasy, ledwie wyrabiając się na migającym zielonym świetle.
- Ale jesteś wredny - bąknęłam tak, aby usłyszał, i zrobiło mi się gorąco, gdy spostrzegłam, że nadal trzyma moją dłoń. Więc niewiele myśląc zacisnęłam ją trochę mocniej, próbując zapobiec ich rozłączeniu. 
- Źle się czujesz? - nachylił się nade mną z widoczną troską w oczach.
- Nieee, a co?
- Rumienisz się - podarował mi uśmiech samozadowolenia pomieszanego z rozczuleniem i ulgą, po czym zaśmiał się pod nosem i poprowadził nas do ciepłej kawiarni.
    Czułam, że z każdym krokiem, moja twarz nabiera coraz intensywniejszego koloru, choć w głębi duszy, cieszyłam się z takiego obrotu sytuacji. Poczułam się taka... ważna.

____________________
Tak wiem, z lekkim poślizgiem - jak zwykle, ale daję radę.
Jak wam się podoba? :D Jakoś nie mogłam się zmotywować, aby to dokończyć, ale jak już się przyłożyłam to normalnie skrzydeł dostałam.
Kolejny planuję jeszcze przed świętami, heh - przed niedzielą - uściślając. Trzymajcie kciuki, aby mi się udało ;)
Więc na razie nie piszę ''Wesołego jajka'', bo... tak :D
Do kolejnego ;*

6 komentarzy:

  1. Hej!
    Cieszę się, że dodałaś w końcu ten rozdział. Nie umiałam się go doczekać. ;-)
    Mnie szczęście Lidii też się udziela. Nie wiem może to wiosna też swoje robi, ale ostatnio chodzę cały czas uśmiechnięta aż wszyscy na mnie patrzą czy dobrze się czuje :-D

    Sebastian się angażuje no no... Najważniejszy element świat to jedzenie i prezenty :-) Jak by inaczej...
    Lidka jest szczęśliwa z tego, że jest ze Sowa, bo tak długo na to czekała jak i my.

    Zmartwił mnie tylko ten sms do Wiktora od Natalki, ale najwidoczniej nie było to nic poważnego.
    Trzymam kciuki aby udało ci się dodać jeszcze jeden rozdział.
    Pozdrawiam Danielciax.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah, no nareszcie. ;) Matko, Lidka i Sowa - jak słodko. Cieszy mnie to, że jest szczęśliwa i mam nadzieję, że zostanie tak już dłużej. ;) Co do Wiktora niech nawet nie próbuje ponownie nawiązywać kontaktu z Natalką, bo jak tylko zrani Monikę to mnie popamięta, a Lidka mi pomoże ;D Przepraszam, że tak krótko, ale muszę wychodzić z domu, a chciałam zostawić po sobie ślad, a znając życie wrócę późno :( Tak więc, czekam na kolejny rozdzialik i do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka!
    Droga Ingo Gryzeldo Bezbarwna II…
    Wiem tęskniłaś za tym nie ma co xD

    Co do wpisu:
    Lidka + Sowa – OMG chyba Mikołaj w tym roku na święta przybył wcześniej (szkoda, że to nie te) haha nieważne. No wiec, tak czy siak, po moich tysięcznych prośbach, miliardowych ochrzanach i bilionowym pisaniu o tym, w końcu dostało dziecko cukierka xD No i tym cukierkiem okazał się wątek Lidki i Sebastiana. Ach, jak miło xD Ale i tak chce romantyczny pocałunek w deszczu, bo jak nie… (groźby można odhaczyć ^^) xD
    Poza tym cieszę się ,ze odzyskałaś skrzydła jak Lidka (bo o tym zapomniałam wspomnieć) chyba mam podobnie xD I oby następny wpis został dodany jak najszybciej bo doczekać się naprawdę nie mogę xD

    Nie wiem, czy jeszcze mam o czymś wspominać, bo chyba nic dodać nic ująć. Czekam na kolejny!

    Ściskam,
    ~ secondvisage

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, kochana co do następnego rozdziału, to jest już gotowa i w fazie moderacji haha xD jeśli wszystkie znaki boga są za, to pojawi się dzisiaj wieczorkiem xD
    Spokojnie, ja to mogę pełno tych gróźb pisać, jeśli tylko skutkuje <3

    ~ secondvisage

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko! Czarna Dama jest jakaś opózniona dziś xDDD
    Rozdział cudowny, długi i taki zgrany <3
    Wiktor i Natalia = zupełnie mi to nie gra ! Oni nie mogą się zbliżac do siebie ! No nie wiem....

    Boskie, boskie, boskie !

    OdpowiedzUsuń
  6. No i jestem!

    Cudowny rozdział! Wow, wyszedł Ci niesamowicie. Sebastian i Lidka wydają się być sobie przeznaczeni. Mam nadzieję, że ta sielanka trwać będzie wiecznie i ta dwójka jeszcze bardziej zbliży się do siebie. Oboje w cudowny sposób się dopełniają i zasługują na szczęście.

    Normalnie kocham jak opisujesz te sytuacje, przemyślenia i trudy swoich bohaterów. Robisz to w taki "ludzki", niewymuszony sposób, zupełnie jakbyś sama to przeżyła. A to znaczy że potrafisz się idealnie wczuć w sytuację i uczucia swoich bohaterów. Coś cudownego!

    Wiesz co również kocham? Te zabawy rodzeństwa! Zawsze śmieję się nad szalonymi pomysłami wiktora, a słodziak Kuba normalnie mnie rozczula. Widać, że rodzeńtwo jest ze sobą bardzo zżyte i wskoczyło by za sobą w ogień.

    Ściskam bardzo mocno i zapraszam również do mnie, gdzie pojawił się już nowy rozdział "Szkoły plugawców"

    OdpowiedzUsuń