sobota, 22 marca 2014

Rozdział dwudziesty dziewiąty (cz. II)

      Esemesy, które otrzymałam od Wiktora w czasie ostatnich lekcji, ani mnie nie uspokoiły, ani nie zrelaksowały. Pisał, że nie może się do niego dostać i nic nie chcą mu powiedzieć o jego stanie, bo nie jest z rodziny. Kolejny zawierał krótką informację, że podobno to była rzeź. Tak więc, to były bardzo pozytywne wieści, dzięki którym od razu odetchnęłam z ulgą.
       Po ostatniej godzinie mordęgi oraz zamartwiania się, znalazłyśmy się w szpitalu z nadzieją, że dowiemy się czegokolwiek. A nóż, widelec nas wpuszczą.
- Jesteśmy już - rzuciłam widząc chodzącego w kółko Wiktora, który podskoczył na sam dźwięk mojego głosu. Musiał być bardzo zamyślony, że nie dostrzegł nas jak wchodziłyśmy na oddział, gdy był zwrócony do nas twarzą.
- Co z nim? - zapytała Monika, czytając mi w myślach.
- Nie jest wesoło, ale nic nie zagraża jego życiu. Tyle udało mi się wyciągnąć od lekarza - westchnął. - Julek pojechał po jego rzeczy, a Ilona jest gdzieś w szpitalu - rozejrzał się z nadzieją, że właśnie się pojawiła i może dowiedziała się czegoś nowego, lecz nadzieja matką głupich...
      Usiedliśmy na niewygodnych krzesłach i pogrążyliśmy się w płytkiej rozmowie, która miała za zadanie rozerwać bańkę zamyślenia, którą każdy nakładał na siebie.
- Hej - uśmiechnęła się do nas Ilona idąc ze swoją mamą.
- Cześć. Dzień dobry - odpowiedzieliśmy chórem, wstając.
- Już coś wiadomo? - spojrzałam na dziewczynę z nadzieją, lecz jej mama pokręciła głową·
- Dzisiaj niczego się nie dowiecie, więc radzę wam wrócić do domu. Ilona poinformuje was jakby coś się działo - uśmiechnęła się do nas blado czerwonowłosa kobieta w białym uniformie, poklepała córkę po ramieniu i odeszła.
- Ej, co się stało? - rzuciłyśmy się na nią z pytaniami, lecz ona pokręciła tylko głową i powiedziała, że powie nam później.
Wiktor jako najstarszy spróbował wprowadzić porządek i po opuszczeniu szpitala, kazał nam się rozejść, ale zapotrzebowanie na tą wiedzę, było zbyt duże, aby przesunąć to na później.
- Chodźcie, pogadamy u mnie - zaproponowała Monika, której dom znajdował się najbliżej szpitala. Jednak Ilona pokręciła głową.
- Muszę pójść do domu, więc jak chcecie, to możemy pogadać u mnie. Sory, ale mam dość tego szpitalnego zapachu - powąchała swoje dłonie i się wzdrygnęła. - Muszę się umyć...
      Zgodziłyśmy się bez zająknięcia, a całą drogę przebyłyśmy w lekko gryzącej ciszy. Czułam się rozdarta między poznaniem prawdy od trzeciej osoby a poczekaniem, aż chłopak sam mi powie. Wiem, że to może bardzo długo potrwać, albo w ogóle się nie spełnić, ale...
Pozwoliłyśmy najpierw odświeżyć się Ilonie, a dopiero potem usiadłyśmy na jej łóżku i chciałyśmy z niej czerpać informację jak rośliny wodę. Jednak i jej było trudno o tym mówić.
- Tak więc...? - zachęciła ją Monika. A ja poczułam, że będę żałować tej ciekawości.
- Ojciec rzucił się na niego z nożem - szepnęła cicho, jednak zdołałyśmy wychwycić te krótkie zdanie.
- CO!!
- ALE JAK TO?!
- Jezu! Oni od zawsze... Dobra, zacznę od początku - odchrząknęła i wygładziła kołdrę. - Ale ostrzegam, że to nie jest jakaś wesoła historia... - spojrzała na nas krzywo i westchnęła - Nasi rodzice znają się od, w sumie nie wiem jak dawna, ale mówili mi, że wychowywaliśmy się razem. Nasze mamy były wielkimi przyjaciółkami. Do czasu... Ona miała raka. Zamknęła się na świat i, w sumie tu zaczęły się ich problemy.
       Coraz bardziej żałowałam, że postanowiłam tego słuchać. To taka ingerencja w czyjeś życie bez wiedzy tej osoby, a fakty również mogą być nieprawdziwe. Co jakiś czas nachodziła mnie myśl, że muszę stąd wyjść. Trudno, poczekam... Jednak nadal tam siedziałam.
- Podobno to była wielka miłość, od zawsze... jego rodzice byli niczym dwa gołąbki, a gdy Pan Arek się dowiedział o jej chorobie, o tym, że są zbyt biedni, żeby można było zacząć leczenie... On popadł w alkoholizm. Nie chciał się leczyć, nie chciał...
- Ja idę - wstałam, a nogi miałam jak z waty. Nie chciałam usłyszeć nic więcej. To już było przerażające. Ile cierpienia. Własny ojciec! Choroba matki! Nie, nie, nie! Nie mogłam już dłużej tego słuchać. Dziewczyny przyglądały mi się z niepokojem, lecz nie zareagowały, gdy wyszłam. Chyba zrozumiały.
      Pół godziny później byłam w domu. Maciek siedział z Kubą na kanapie, a mama kucharzyła w kuchni. Wiktora zaś nie znalazłam w pokoju, lecz za domem. Na ławeczce. Padał śnieg, a on jak gdyby nigdy nic, patrzył się przed siebie dając się oprószyć małym iskierkom.
- Co robisz? - zapytałam cicho, wyrywając go z transu. Nie odwrócił się do mnie, nie odpowiedział, tylko dalej wpatrywał się w dziki punkt.
- Wiesz, jak byłem wczoraj u niego. Gadaliśmy o tym co będziemy robić w przyszłości - zaczął mówić, gdy usiadłam obok niego. Nie odpowiedziałam. Czekałam.
- On mówił, że chce studiować. Chce poznać świat. Miał tyle planów... a jak sobie pomyślę, że... Poznałem go wczoraj. Wszedł tylko do domu, a od razu dało się wyczuć odór alkoholu. Sebastian bardzo się zdenerwował i wyprosił mnie. Hah, on mnie wyrzucił - spojrzał w szare niebo - Pewnie w tym roku, na święta będzie śnieg.
- W końcu białe święta - miał wyrzuty sumienia. Nie powinien. Przecież nic nie mógłby zrobić. Sebastian żyje. To jest najważniejsze.
- Chodź do domu. Zrobimy herbatę. Co jutro piszesz?
- Matmę.

       Wiktor poprosił mnie, abym wpadła do Sowy, kiedy on będzie pisał i poinformowała go o jego stanie. Tak też zrobiłam. Właśnie siedziałam na korytarzu, bo na sali siedział lekarz ze swoją świtą, a później doszło paru panów niebieskich mundurach, robili mu jakieś badania. Dopiero po godzinie wyszli, a ja siedziałam przed drzwiami, nie wiedząc co zrobić. Gdy mnie zapytali kim dla niego jestem, odpowiedziałam ''przyjaciółką'', co mnie zakuło. Miałam do samej siebie żal. Byłam cholernym tchórzem, ale muszę z tym skończyć. Nie tak ma wyglądać moje całe życie. Nie mogę chować się do norki, gdy lis będzie w pobliżu. Muszę stać się silna i wyjść na przeciw trudnościom, nawet gdyby nie miało to pozytywnych skutków.
- Gdy miałam już zapukać, ktoś za mną odchrząknął. Wzdrygnęłam się i poczułam niczym złodziej przyłapany na kradzieży.
- Powinienem Cię znać? - zapytał się ciepło, lecz na jego twarzy malowało się ogromne zmęczenia. Miał wielkie wory pod oczami, przekrwawione oczy, szopę czarnych włosów na głowię, i był cholernie przystojny.
- Eeee... - wyrwało mi się, przez co wyszłam na bardzo inteligentną osobę.
- Wybacz, Michał Sowicki - wysunął w moją stronę dłoń, którą niepewnie uścisnęłam.
- Lidia Halbert. Jesteś bratem Sebastiana? - spytałam niepewnie, a swoje zachowanie uznałam za śmiechu warte. Jezu, ale ja się denerwowałam.
- Tak - uśmiechnął się i upił łyk napoju, który trzymał w lewej ręce. - A ty..?
- Przyjaciółka! - szybko odpowiedziałam, zanim serce przejęło kontrolę nad umysłem i powiedziałoby coś nie na miejscu.
- Hah - uśmiechnął się i spojrzał na drzwi. - Wchodzisz?
- Nie. Nie, to znaczy, wchodź pierwszy. Ja muszę jeszcze coś zrobić - zaczęłam się miotać, jakby ktoś wyłączył mi funkcję myślenia.
- Dobrze - jeszcze raz obdarzył mnie swoim anielskim uśmiechem i zniknął, a ja opadłam na plastikowe krzesełko, chowając twarz w dłoniach. Musiałam wypaść koszmarnie. Weźmie mnie za jakąś idiotkę lub nienormalnego prześladowce! Nie no, ja to zawsze muszę mieć jakieś problemy!
      Po kolejnej godzinie - na prawdę nie wiem co ja jeszcze tam robiłam - z sali wyszedł Michał i powiedział, że Sebastian bardzo się ucieszy jakbym go odwiedziła, po czym zadowolony z siebie odszedł.
Wzięłam głęboki wdech i zapukałam. Zaprosił mnie zachrypłym głosem, i zaniemówił.
- Hej - przywitałam się, nie wiedząc na czym skupić wzrok.
- Przecież mówiłem żeby cie nie wpuszczał - jęknął do siebie zły.
- Co? - zdziwiłam się i spróbowałam coś wyczytać z mimiki jego twarzy, lecz odwrócił się ode mnie. - Dlaczego?
- Co dlaczego?
- No, dlaczego nie chciałeś, żebym tu przyszła - musiałam poznać odpowiedź.
- Nie ważne - odpowiedział chcąc zakończyć temat.
- Wiesz, martwiłam się o ciebie! Nie tylko ja, Wiktor, Julek, dziewczyny! Wszyscy się martwiliśmy! - nieświadomie podniosłam głos. - Ale widzę, że czujesz się lepiej - prychnęłam i położyłam mu na szafkę owoce. Chciałam wyjść, lecz zatrzymał mnie.
- Przepraszam - trzymał mnie za nadgarstek i poprosił, abym usiadła. 
- Ale z ciebie idiota - westchnęłam i spróbowałam przywołać na twarz uśmiech, a gdy zobaczyłam jego zadowoloną z siebie minę, wybuchłam śmiechem. Był strasznie blady, i co jakiś czas poprawiał się na łóżku, próbując ukryć grymas bólu.
- No to, jak ci się podoba nasz piękny szpital? - zapytałam próbując utrzymać luźną atmosferę. Rozejrzałam się po pokoju, przyglądając się zszarzałym żółtym ścianom.
- Pierwszy raz jestem na tym oddziale i powiem ci szczerze.. że jedzenie mają tu wyśmienite - zaśmiał się wesoło, co spowodowało pojawienie się kolejnego grymasu na jego przystojnej twarzy.
- Coś ci za wesoło - wystawiłam w jego stronę język. - Zaraz przyjdzie tutaj pani pielęgniarka i zrobi ci serię bolesnych zastrzyków! - wywróżyłam mu.
- Tsaaaa, a pielęgniarka lat dwadzieścia sześć, zgrabna... w sumie czego nie robi się dla prawdziwej miłości, nie? - powiedział i zaczął unikać mojego wzroku - Sorki.
- Tsa.. Nie masz za co... A jeszcze ci nie mówiłam, nie? - zerknął w moją stronę zaciekawiony, a ja wyszczerzyłam się do niego jak mysz w domu kucharza - wyglądasz koszmarnie.
- Dzięki, starałem się.
- Kiedy wychodzisz? - zmieniłam temat na bardziej poważny.
- Za parę dni. Choć do szkoły już raczej w tym roku nie wrócę.
- Nie wiele stracisz, jedynie próbna matura i koncert kolęd cię ominie.
- Dokładnie - westchnął smutno.
- Twój brat przyjechał... w ogóle od kiedy ty masz brata? - spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Niespodzianka! Mam nawet dwóch - pokazał znak wygranej.
- Pierwszy raz go na oczy widziałam.
- Bo on tu nie mieszka. Przyjechał ze stolicy, debil jeden. Zapracuje się kiedyś na śmierć, a do tego wycieczki krajoznawcze sobie urządza. Życzę ci, abyś w przyszłości nie zaharowywała się tak jak on- przypomniało mi się jak Wiktor mówił o czym rozmawiali przed tym całym wypadkiem.
- Pfff, ja? Znajdę jakiegoś miliardera i będziecie mnie oglądać w telewizji.
- Hah, możliwe, możliwe - powiedział smutno.
- Dobra, już cię więcej nie zamęczam moją obecnością. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy w tym roku - wstałam i pożegnałam się z nim.

     W sobotę, dowiedziałam się, że Sebastiana już wypisali. Nie wiedziałam gdzie się zatrzymał, a mało prawdopodobne, aby wrócił do domu. Nadal prowadzone było śledztwo, więc... Wiktor na pewno wiedział.
- Dzień dobry, jest Monika? - zapytałam, gdy drzwi otworzyła mi jakaś staruszka.
- Dzień dobry. Nie ma jej. Coś przekazać? - lekko się zawiodłam, lecz nie przeszkadzało mi to, cieszyć się zbliżającymi świętami.
- Czy mogłaby pani jej to dać? - uśmiechnęłam się do niej ciepło podając małą paczuszkę z kokardką. Kobieta spojrzała na mnie dziwnie i zamknęła mi drzwi pod nosem. Nie wiedziałam co się właśnie stało, jednak postanowiłam zignorować jej niekulturalne zachowanie i pójść dalej. Szłam w stronę bogatszych ulic, gdy w oddali zobaczyłam Julka. Zawołałam go i podbiegłam do niego. Chwilę pogadaliśmy o pierdołach, wymieniliśmy się informacjami na ważne tematy i pożyczyłam mu wesołych świąt, po czym wcisnęłam mu mały prezent i uciekłam zadowolona z siebie. Czułam się jak Święty Mikołaj, tyle że nie udało mi się jeszcze wyhodować tak długiej, i tak białej brody.
    Kolejnym celem, była Ilona. Tym razem drzwi otworzyła mi milsza kobieta, która do tego uśmiechała się z miłością. W domu Ulczyków pachniało piernikami.
- Ilona jest na górze - poinformowała mnie i uciekła. Zawsze podobały mi się rodzinne i radosne święta. U nas było inaczej. Mimo że byliśmy w rodzinnym gronie, nie było czuć tej więzi, zabawy, rozluźnienia. Zawsze było poważnie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Każdy z nas ignorował uczucie, że wszystko potoczyło się inaczej niż byśmy chcieli, lecz nie mniej szczęśliwie.
    Weszłam po schodach, cicho wzdychając do siebie. A gdy dotarłam do szczytu i zostało mi przekroczenie małego dystansu do fioletowego pokoju, nagle ktoś pojawił się przede mną.
- Widzę, że bardzo lubisz oglądać mnie nagiego - skomentował ledwie powstrzymując się od wybuchu śmiechu. Zapewne śmieszył go mój niewinny rumieniec...
- C-co?
- To już trzeci raz.
- Drugi jak już coś! - próbowałam przezwyciężyć zażenowanie - A po drugie nie jesteś nagi, tylko półnagi!
- Haha, ale mi różnica. I trzeci. Czyżby pamięć zawodziła? W tak młodym wieku? Wstydź się! - zaśmiał się melodyjnie, a mięśnie na jego torsie się napięły. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam wielkie czerwono-sine szramy oraz parę świeżych opatrunków.
- Niby kiedy?
- Na basenie. Pamiętam, jak pożerałaś mnie wzrokiem - spojrzał mi prosto w oczy, nachylając się nade mną. Odsunęłam się nieznacznie, co doskonale zrozumiał. To on wszystko skończył, a takim zachowaniem robi mi tylko nadzieję, że cokolwiek może między nami być.
- A tak w ogóle, to co ty tu robisz?

________________________
Witam i o zdrowie w te piękne wiosenne popołudnie was pytam :)
Wybaczcie za opóźnienie, ale za to bonus postaram się dodać jutro. Mam nadzieję, że spodoba wam się ta rekompensata.
Ściskam was wszystkie (\-ich o ile czyta to jakiś osobnik płci męskiej xD choć raczej w to wątpię)
No mniejsza, oczywiście czekam na wasze szczere opinie odnośnie... wszystkiego. Co ja tu będę jeszcze pisać! Już! Koniec tego dobrego ;D
Do kolejnego :*

7 komentarzy:

  1. Ojej, strasznie współczuje Sebastianowi, bo kurcze, no... miał strasznie przerąbane z ojcem, a teraz przez niego wylądował w szpitalu. :/ Brat Sowy, mraśnie, już mi się podoba, mam nadzieję, że jeszcze choć raz go nam ukarzesz. ;P Co do Seby, to niech się zdecyduje, ten no... xD Tak nie można, najpierw sorry nie chce cię, a potem takie rzeczy. Pfff, ale się zbulwersowałam. Oby Wiktorowi dobrze poszła mata, haha, mnie to wszystko czeka za rok.
    I tak najlepsza ostatnia scena, wchodzi sobie Lidka z prezencikiem, a tu bach, Sebastian nagi/półnagi. xD I wgl dlaczego ta pani od Moniki ją tak brzydko potraktowała? Tak nie przystoi starszym paniom.
    Przepraszam bardzo, ale nie mogę się bardziej rozpisać, bo w piekarniku mam babeczki, które piekę przyjaciółce na osiemnaste urodziny, no więc...
    Mam nadzieję, że jutro pojawi się spragniony bonus. Tak więc weny!! Buziaczki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka!

    Dziś krótko, za co bardzo przepraszam. Ale rozdział był MEGA. Super ci wyszedł, miałam ochotę przeczytać go jeszcze i jeszcze raz...

    Szkoda mi Sebastiana, kurczę nie ma chłopak łatwo. Może właśnie dlatego jest taki zamknięty? Jego brat taka sobie postać, na razie nie darzę go zbytnio sympatią.

    Ale ten Sowa jest niezdecydowany! Serio, zaczyna mnie wkurzać! Niech w końcu weźmie tyłek w troki i postanowi co w sprawie z Lidką. Bo ile można zwodzić biedną dziewczynę? ;)

    Ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, ale mnie zaskoczyłaś tą końcówką, serio ^^ Widzę, że Sowa i jego rodzeństwo ma jakieś cudowne geny, skoro tacy przystojni :)
    Historia Seby trochę mnie przeraziła. Myślałam ,że jest jakiś chory albo coś,a tu o mało co do zabójstwa nie doszło. Dzięki Bogu, że wyszedł z tego...
    Co mnie gryzie to, to, że nie wiem, czy postać Michała pojawi się w opowiadaniu. Bo jeśli tak, to będę mieć, dziwne myśli, dlaczego? Ty już dobrze wiesz;)
    Wkurzyło mnie zachowanie Lidki, jak mogła wyjść kiedy Ilona zaczęła opowiadać. No kurde, ja to siedziałabym i słuchała, a ta sobie wyszła. Miałam ochotę ją trzasnąć:/
    Podobał mi się Wiktor :) Taki smutny, zamyślony, delikatny FAAAJNYY :)
    No i zmierzam do sceny końcowej czyli, spotkanie Lidki i Sowy w domu Ilony...
    Kobieto, o co chodzi Sowie, bo ja już nie rozumiem? Najpierw ją odtrąca, a teraz jakieś dziwne podchody? Chociaż ja ja zobaczyłabym Sowe, to zapewne przybliżyłabym się^^
    jego nagie ciało, ahhh :) Mogłoby dojść do jakiegoś pocałunku, w końcu!
    Ja chce bonus, już, teraz, teraz,teraz!!!!!!!!!!!!!!!
    Zajefajny rozdział, tylko krótki:( Love U i czekam na Sowę :)
    Pozdrawiam
    KV

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Ty chyba nie masz serca, przerywać w takim momencie ?! No wiesz! ;-)
    A tak na poważnie rozdział wyszedł ci bardzo fajny. Przynajmniej dowiedzieliśmy się co się stało Sebastianowi.

    Ta całą historia z jego matką, rakiem, śmiercią i alkoholizmem wydaje się ,a właściwie jest tragiczna. Dźgnąć własnego syna nożem brrr...aż mnie ciarki przeszły.

    Dobrze, że przynajmniej Sowa i Lidka rozmawiają ze sobą normalnie. Nie robiąc żadnych niepotrzebnych scen, ale co on planuje? Mhm...

    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział dodaj go szybko!
    Pozdrawiam Danielciax.

    OdpowiedzUsuń
  5. Notkę przeczytałam już godzinę temu <3 Na prawdę genialny blog i ciekawy pomysł !
    Sebastian - masakra! Współczucie! ;< i trafił do szpitala przez własnego ojca!
    Lidka zachowała się nie fair...! Bardzo !.
    Jeśli mogłabyś mnie informować w spamie? :)
    U cb w spamie się wpisałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest świetny! Przepraszam że nie komentuję - zapominam :( Nie wiem sama jakie blogi odwiedzam i co mam komentować ;/ przepraszam :( Dobrze że Sebastianowi nic się poważnego nie stało , ale żeby przez własnego ojca do szpitala trafić? Rodzina ssie. Nie wiem kiedy u mnie pojawi się nn. na razie bloga zawiesiłam, nie mam ochoty nic pisać

    OdpowiedzUsuń
  7. Bezbarwna,

    Po przeczytaniu rozdziału mam bardzo mieszane emocje. Z jednej strony historia rodziny Sowy: smutna;/ Jak słyszę alkoholizm w rodzinie i przemoc to mi się nóż w kieszeni otwiera (ale metaforycznie, nie tak jak ojcu Sowy^^). Jak można tak skrzywdzić własne dziecko?! Cóż.. najważniejsze jednak, że Sebastiana wypisali.

    Rozbawiła mnie scena w szpitalu:

    <3"- Przyjaciółka! - szybko odpowiedziałam, zanim serce przejęło kontrolę nad umysłem" już po prostu widzę, jak Lidka mówi coś w stylu "żona", "kochanka:, :dziewczyna"^^

    <3 Brat Sowy- tak, no to nie wpuścił dziewczyny do środka xD Chciałabym widzieć minę Lidki, jak kazali jej wejść do środka, a tu taki numer... "

    Chociaż w zasadzie bezkonkurencyjna powinna okazać się ostatnia scena, gdy Lidka spotyka półnagiego Sowę xD Chociaż dziwny jest ten jego komentarz do dziewczyny: przecież on z nią wyraźnie flirtuje !!!

    Ech.. faceci;d

    OdpowiedzUsuń