wtorek, 11 marca 2014

Rozdział dwudziesty dziewiąty (cz.I)

         A tu taka muzyczka, którą dzisiaj znalazłam  >>('.-)v<<   Na pozbycie się nerwów ;P
_______________________________

      Obudziłam się godzinę wcześniej niż zazwyczaj, więc postanowiłam wziąć odświeżający prysznic, który zmyłby ze mnie wczorajsze myśli, uczucia. Gdy skończyłam, zeszłam na dół z uśmiechem na twarzy. Czułam się lżej.
Poszłam do kuchni, zrobiłam kanapki, herbatę i zaczęłam powoli konsumować, lecz kupa jedzenia jakby nie miała zamiaru nigdy zniknąć. Miałam nadzieję, że ktoś już się niedługo obudzi.
    Maciek zaproponował, że rozwiezie nas wszystkich, bo ma na późniejszą godzinę, a przydałoby się zrobić zakupy. Zgodziliśmy się, ciesząc się rodzinnym śniadaniem.
    - Lidka, mogłabyś posprzątać w domu? Jestem dzisiaj zawalona w pracy, więc pewnie wrócę wieczorem - spojrzała na mnie błagalnie, a  ja... uśmiechnęłam się i się zgodziłam. - Okej, dzięki wielkie, a teraz zmykać!
- Miłego dnia - powiedział Maciek, zanim wysiedliśmy z Wiktorem z samochodu.
- Miłego dnia! - powtórzył radośnie Kuba.
- Dzięki. Wzajemnie - odpowiedzieliśmy i skierowaliśmy się do szarego budynku, który zabierał nam młodość, a jednocześnie był jej fundamentem.
- O której dzisiaj kończycie? - zapytał, przepuszczając mnie w drzwiach.
- Piętnasta - odpowiedziałam i zbiegłam do szatni, a on podążył za mną.
- A nic, tak się pytam - przeczesał długimi palcami włosy i się ze mną pożegnał krótkim ''do zobaczenia''.
      Westchnęłam i wyjęłam książkę z szafki.
Polski. Miłe rozpoczęcie dnia. Lekcja była dość ciekawa - mówiliśmy o średniowiecznych artystach, którzy zawsze mnie intrygowali.
      Julek zdawał się dzisiaj nie zwracać na mnie zbyt wielkiej uwagi, za co byłam mu wdzięczna. Coś ostatnio dużo się tego nazbierało... Jednym słowem, próbował zachowywać się naturalnie. Za nami dziewczyny rozmawiały na temat Krzyśka, więc żadne z nas nie miało ochoty się do nich dołączać. Julka to bolało, a mnie irytowało. Nie rozumiem, jak długo można zachwycać się chłopakiem, z którym się chodzi. Sądzę, że niektóre rzeczy powinno się bronić jak skarbu i nie pokazywać innym, bo to ich nie dotyczy.
      Gdy zadzwonił dzwonek, wyszliśmy na korytarz, gdzie jak się okazało, czekał wilk. Siedział na ławce, a gdy zobaczył Ilonę, wstał i podszedł do niej.
- Cześć - powiedział, nachylając się nad jej uchem.
- Hej, co ty tu robisz? - zapytała zdziwiona.
- Ilka, to my idziemy - powiedziała Monika, ciągnąc nas pod następną sale.
      Spojrzałam na Julka, który zaciskał ze złości szczękę. Szturchnęłam go niby przypadkiem ramieniem i uśmiechnęłam się do niego pocieszająco, co odwzajemnił.
Jakie to dziwne. Byliśmy członkami w klubie nieodwzajemnionej sympatii.
- Co tam? - usłyszałam głos Wiktora, który przysiadł się do naszej ławki pod klasą od WOSu. Spojrzał na nas dziwnie, po czym podsunął się do Moniki, delikatnie dotykając łokciem jej przedramienia. Szarooka zarumieniła się, próbując nie zwracać uwagi na jego zaczepkę.
- Git - odpowiedziałam intensywnie się w niego wpatrując. On tu był, więc Sebastian mógłby się pojawić w każdej chwili, a to, że mamy zajęcia na tym samym korytarzu, nie dawało za wiele nadziei. - Chcesz czegoś konkretnego?
- Wiesz, jak zauważyłem ich miny, gdy weszliście, to poczułem się odpowiedzialny za wychowanie tak wrednej bestii, więc przyszedłem trochę odpokutować - wyszczerzył się w moją stronę zadowolony z siebie.
      Boże, jak on mnie irytował.
      Julek wybuchnął śmiechem, a Monika po chwili do niego dołączyła. Spojrzałam na nich wilkiem, lecz to tylko wzbudziło ich świetny humor.
- Widzisz co ty narobiłeś? - wkurzyłam się, choć i mnie zaczęła bawić ta scena. - Popsułeś moje zabawki!! - udałam płacz, ale nie wychodziło mi to zbyt dobrze, gdyż również zaczęłam się śmiać.
- Sooooooryyyy, tak wyszłoo - powiedział mierzwiąc mi włosy.
Spojrzałam na niego chcąc mu oznajmić, że nie lubię jak to robi, gdy ujrzałam radosny i szczery uśmiech. Więc zrezygnowałam. Tym razem mu odpuszczę... Niech zna litość!
- No to jak wam mija dzień? - zapytał, próbując przywołać moich towarzyszy do porządku, nie niszcząc luźnej atmosfery.
- Dopiero się zaczął, więc za wiele się nie dowiesz - oświeciła go Monika, ze złośliwym wyrazem twarzy.
- Ach tak?? Sądzisz, że jeśli trwa dopiero parę godzin, to nie mogło się już coś zdarzyć? - spojrzał na nią chytrze, przysuwając się do niej, jednocześnie cały czas patrząc się jej prosto w oczy. Dziewczyna przyjęła jego nieme wyzwanie, i niemal z nieugiętym wzrokiem, próbowała przejąć nad nim kontrolę. Jednak Wiktor to nie dzisiejszy chłopak, a jutrzejszy. Jest mądrzejszy niż wygląda i potrafi wiele rzeczy wydedukować, a czasem i zadziwić - jak mu się zechce, oczywiście. Zmniejszał powoli dystans tak, że niemalże stykali się nosami, jednak żadne z nich nie chciało przegrać tej walki o dominacje.
- Ej, czy my im przypadkiem nie przeszkadzamy? - zapytał mnie Julek, tak cicho żeby i oni usłyszeli.
- Właśnie nie wiem. Mam wrażenie, że mój brat właśnie niszczy mi psychikę, każąc mi na to patrzeć - rzuciłam niby od niechcenia, za co dostałam w nogę. - Ała!
     Monika zdekoncentrowała się i odwróciła do nas wzrok, a on to wykorzystał! Bezczelnie skradł jej buziaka, na szczęście w policzek. I zaczął się śmiać, gdy dziewczyna zmieniła się w piękną piwonie. Ja nie wiem, kto go tak wychował!?
- Ty, ty, ty! - zabrakło jej słów. Wyglądała na zaskoczoną, speszoną, wkurzoną, szczęśliwą i spełnioną. Znowu błyszczała.
- Ja, ja, ja?? - uśmiechnął się do niej zalotnie, opierając na blacie rękę, którą podtrzymywał głowę.
- Sądzę Julianie, że powinniśmy się stąd ulotnić - powiedziałam donośnym i poważnym głosem.
- Również tak uważam Lidio - blondyn ciągnął moją zaczepkę, próbując udawać opanowanego. Wychodziło mu to całkiem nieźle, a może nawet i lepiej. - Atmosfera stała się toksyczna. Chyba powinniśmy tu wezwać jakiegoś specjalistę - rozejrzał się dookoła, po czym zatrzymał się na znajomych z basenu.
- A właśnie, trener zapowiadał coś o treningach po nowym roku? - usłyszeliśmy pytanie Wiktora.
- Nie, chyba jeszcze nie. Ja przynajmniej o niczym nie wiem. Trzeba się spytać BoBo, on jest zawsze poinformowany - zaśmiał się, kładąc łokcie na stoliku.

      - Historia! Historia! Historia miała być, lecz nie ma! Na szczęście nasz kochany dyrektor, zrozumiał, że potrzebujemy odświeżenia i postanowił urządzić nam jakiś apel! - śpiewała donośnie gospodarz naszej klasy, porywając do walca swoją koleżankę z ławki. - Moi drodzy, cieszmy się i radujmy, oto bowiem nastał nowy dzień, wzeszło słońce! Cieszmy się i radujmy! A teraz na salę zapraszam!
     Wybuchliśmy śmiechem i, mimo że nikomu nie chciało się słuchać gadania przedstawicieli grona pedagogicznego oraz oglądać naszego szkolnego klubu teatralnego, posłusznie wyszliśmy z klasy w dostojnym rytmie. Jak przystało na zawodowych tancerzy.
- Odpisała? - zapytałam w czasie pokonywania drogi z sali na halę. Monika pokręciła głową. Widać było, że zaczynała się martwić. Ilona znikła po pierwszej lekcji i nie raczyła nawet nas o tym poinformować. Dziewczyna dzwoniła do niej już parę razy, lecz żadnego połączenia nie odebrała. Julek nawet napisał do Krzyśka, ale i on nie dostał odpowiedzi. Wszyscy nagle straciliśmy humor i zamiast słuchać wywodów starszych, usiedliśmy na schodach.
- Zaczyna mnie już wkurzać, jak można być tak nieodpowiedzialnym - irytowała się Monika, gniotąc kawałek chusteczki. - Rozumiem, gdyby powiedziała, ale nie! Bo po co? Lepiej zniknąć i nawet telefonu nie odebrać! Ale gdyby to ona czegoś chciała, to mogę się założyć, że taką bube by nam urządziła, że do końca roku, byśmy ją przepraszali - klapła na jednym z najwyższych schodków i westchnęła.
- Ilona jest już dużą dziewczynką, nie powinniśmy się nią tak przejmować - powiedziałam, próbując się pozbyć sarkazmu z języka. Mnie również nie odpowiadała ta sytuacja. Wiem, może zachowywaliśmy się jak stado zatroskanych matek, których dziecko właśnie wyjechało na pierwszą wycieczkę z chłopakiem, ale co poradzić. Miałam jakieś dziwne przeczucie, że coś się zaraz stanie.
- O, a wy co tutaj pierwszaczki robicie? - usłyszałam uszczypliwy ton Wiktora, który właśnie wszedł na schody w towarzystwie trzech chłopaków. Niestety jeden z nich miał na imię Sebastian i dziwnym zbiegiem okoliczności, był podobny do pewnego osobnika, którego aktualnie darzę ciepłymi uczuciami.
- Hej, co tam? - zapytał czarnowłosy lekko się uśmiechając. Nie patrzyłam na niego, unikałam go wzrokiem, próbując wyciąć go z tego sielskiego obrazka wagarowiczów, do których tak bardzo pasował.
- A dobrze, a u was? Gdzie lecicie? - zapytał Julek, szczerze zaciekawiony.
- Do sklepu, a oni na fajka - wskazał dwóch chłopaków, którzy już z niecierpliwością, ściskali zapalniczki. - Idziecie z nami? - chciał być miły. Ale mu nie wyszło! Dlaczego po prostu nie pójdziesz sobie, nie zostawisz mnie w spokoju i dasz zagoić się mojej poszarpanej pamięci? Wiesz ile razy próbowałam przypomnieć sobie twoją twarz podczas naszej ''rozmowy'' po kinie?!
- Nie... - zaczęłam, lecz Monika mi bezczelnie przerwała, przekrzykując mój sprzeciw.
- Tak, z chęcią - walnęła mnie w bok, uśmiechając się sztucznie od ucha do ucha.
      Podzieliliśmy się na grupki, dwóch towarzyszy naszych chłopaczków, poszło w znane wszystkim miejsce dla palaczy wraz z Wiktorem, Sebastianem i Julkiem, a my poszłyśmy na małe zakupy. Wspomnę jeszcze o tym, że mało delikatnie nas poproszono o zakupienie im paru drobiazgów. Pffff... że też się zgodziłyśmy.
- Co jest pomiędzy tobą i Sebastianem? - ni z tego, ni z owego, wyskoczyła z dziwnym pytaniem Monika, gdy zastanawiałyśmy się nad rodzajem cukierków.
- Yyyyy... nic? - zmarszczyłam brwi i podniosłam opakowanie cytrusowych, na co dziewczyna pokręciła głową.
- Nie jestem ślepa, Lidka. Widzę, że coś się dzieje - powiedziała próbując spojrzeć mi w oczy, lecz ja nie byłam chętna jej na to pozwolić.
- Wydaje ci się. On jest po prostu przyjacielem Wiktora, a ja... jestem jego młodszą siostrą. Tyle - westchnęłam i wzięłam cukierki o mieszanych smakach.
     Jeszcze parę słodyczy i po pomyślnym zakupach, udałyśmy się pod szkołę, gdzie chłopaków jeszcze nie było. Postanowiłyśmy, więc przejść się do ''tajnej skrytki''.
- Słuchaj, on nie wygląda, jakby mu nie zależało. Cały czas tylko zerka w twoją stronę, więc wszystko powinno potoczyć się w dobrą stronę.
- Monia, czy ty nie rozumiesz, że to nierealne?
- Jak to? Chyba, że on ci się nie podoba, to rozumiem... Choć nie, nie rozumiem. Sebastian to niezłe ciacho!
- Pfff... To nic nie znaczy, i w cale nie powiedziałam, że mi się nie podoba - otworzyłam paczkę kwaśnych żelek, po czym wyciągnęłam do dziewczyny rękę. Wzięła parę, już myślałam, że zakończy swoje śledztwo, lecz się przeliczyłam.
- W takim razie jeszcze bardziej nie rozumiem - skrzywiłam się i jęknęłam, gryząc gumową pyszność. - Skoro on ci się podoba, ty podobasz się jemu, to czemu nic z tym nie zrobicie?
- On nie jest zainteresowany - chciałam zakończyć ten temat, ale widocznie Monice nie wyczerpały się kwestie w tym temacie.
- Powiedział ci to?
- Tak, powiedział i to dobitnie! - fuknęłam z żalem, choć nie wiem jak się on tam znalazł. - A teraz błagam, nie rozmawiajmy już o tym...
     Przeszłyśmy przez ulicę, aby znaleźć się na ścieżeczce, która prowadzi na dzikie podwórko z wielkim, opuszczonym domem, wykorzystywanym przez tutejszą młodzież. Rozejrzałyśmy się, lecz nigdzie nie było chłopaków.
- Wiktor?! Julek! - krzyknęłyśmy i po chwili usłyszałyśmy głos, dochodzący zza domu. Przeszłyśmy przez wydeptaną drużkę, a naszym oczom ukazała się grupka bardzo przystojnych chłopaków. Ach, gdyby jeden nie był moim bratem, drugi przyjacielem, trzeci chłopakiem, który mi się podoba, a reszta nie byłaby ich znajomymi, zapewne powiedziałabym, że to raj na ziemi. A tak, to spojrzałam na nich przelotnie, i aż mnie wryło.
- Ty palisz? - wyrwało mi się, gdy zobaczyłam jak Wiktor się zaciąga.
- Czasami - wzruszył ramionami, po czym zdusił niedopałek. - Kupiłaś?
- Boże, mam brata idiotę - jęknęłam do siebie, a Monika poklepała mnie po ramieniu. Najwidoczniej jej to nie przeszkadzało. Na jej miejscu pokazałabym mu faka, a potem odeszła, nie odwracając się za siebie! - Tak.

      Po raz czwarty weszłam do salonu z cichą nadzieją, idącą obok mnie, aby dodać mi otuchy, że właśnie mój ukochany braciszek, podniósł swoje szanowne cztery litery z wygodnej kanapy i pomoże mi w sprzątaniu. Jednak rzeczywistość wyskoczyła zza futryny i walnęła mnie książką w twardej okładce, celując prosto w sam środek mojej twarzy.
- Wiktor!! - wydarłam się żałosnym głosem. Miałam już tego dość. Dlaczego zgodziłam się na to sprzątanie? Boże jaka ja byłam naiwna, myśleć, że rodzeństwo mi w tym pomoże? Ha, ha, ha. - Miałeś pięć minut temu wstać!! - podeszłam do telewizora i wyłączyłam go. - Już! Za sprzątanie! Albo odkurzasz, albo zmywasz naczynia. Wybieraj!
- Lidka! Zejdź! - odkrzyknął zbulwersowany Kuba, wiercąc się na kanapie obok szanownego lenia, który przeciągnął się i ziewnął, z zamiarem wkurzenia mnie jeszcze bardziej. Co muszę przyznać, że udało mu się w stu dziesięciu procentach. A nie dość, że nie miał zamiaru się ruszać, to jeszcze dawał niezły przykład młodszemu bratu, który za cel wyznaczył sobie, być takim jak on.
- Nic. Złaź - powiedział spokojnie, poprawiając sobie poduszkę.
- Nie! Nie obejrzycie nic, dopóki w domu nie będzie porządku! - krzyczałam dalej, bo nie wiedziałam w jaki inny sposób to załatwić
- Ech, chodź Kuba. Nic tu po nas - przerzucił sobie młodego przez ramię i wyszedł. Tak po prostu. Nawet się nie spojrzał, nie miał wyrzutów sumienia, że zostawił mnie samą z tym bałaganem, który urządzili zaraz po przyjściu ze szkoły. Nagle zachciało im się budować bazę i labirynty z krzeseł.
    Usiadłam na podłodze i zaczęłam liczyć baranki z nadzieją, że choć trochę mnie to uspokoi.

    Zbiegłam ze schodów w nadziei, że Maciek wrócił już z zakupów, na które wyruszył przeszło dwie godziny temu wraz z mamą. A mieli wyjść tylko po masło i warzywa.
Otworzyłam drzwi, za którymi większa część rodzinki musiała się bardzo niecierpliwić, bo dzwoniła już z piąty raz. Otworzyłam i cofnęłam się nie dowierzając, kogo me piękne oczy właśnie ujrzały.
- Eeee...
- Cześć, jest Wiktor? - powiedział Sebastian, który najwidoczniej miał nadzieję, że otworzy mu sam zainteresowany. A to pech! Stał tam zażenowany, próbując wyjść jakoś z tej sytuacji.
     Westchnęłam i uśmiechnęłam się do niego.
- Możesz przestać?
- Co? - zdziwił się i dziwnie na mnie spojrzał.
- Zachowywać się tak, jakbym miała się zaraz poryczeć, albo jeszcze Bóg wie co zrobić - otworzyłam szerzej drzwi. - Wiktor jest na górze. Chyba sam trafisz? - odwróciłam się i poszłam do kuchni, aby bardziej mu nie zawadzać swoją obecnością.
      - Lidka! - usłyszałam głos Kuby, który właśnie wbiegł do domu, a za nim rodzice z naręczem siatek.
- Pomożesz? - odwróciłam się i czochrając młodemu włosy, podeszłam do Maćka, któremu o mal nie spadł jogurt z wieży produktów, ustawionej na kartonie mleka.
- Dzięki - powiedział, a następnie zaczęło się rozpakowywanie i selekcjonowanie.
- Na plac zabaw! - przyczepił się, i najwidoczniej nie zamierzał odpuścić.
- Może ja z tobą pójdę - Maciek podał mu soczek w kartoniku, który chwilę później był na jego koszulce.
- Niee! Lidka! - nie dawał za wygraną. Mama cicho westchnęła i spojrzała na pełen brudnych naczyń zlew.
- Chodź, przebierzemy cię i pogramy w piłkę.
- Prosiłam... - najeżyłam się słysząc jej pełen zawodu głos. Maciek spojrzał na nas z niepewnością i nachylił się nad Kubą, aby złapać go za ręce i wynieść z kuchni, zostawiając nas same, bez świadków. Nie chciał nam przeszkadzać, zważając na to, jak rzadko ze sobą rozmawiamy.
- Wiesz, że nie jestem robotem? - zapytałam nie mogąc się powstrzymać, aby jej to uświadomić.
- Nie tym tonem, moja panno. Nie jestem twoją przyjaciółką! - próbowała przywrócić mnie do dawnej, grzecznej formy, ale nie mogłam. Nie dzisiaj. Czułam się tu niepotrzebna. Jak sprzątaczka, którą można wymienić, jeśli się nie sprawdzi. Albo niańka do dziecka i moralizatorka. Ja mam dopiero szesnaście lat! Też chcę zacząć żyć. Popełniać własne błędy!
- A co, prawda w oczy kole? Ostatnio nic nie robisz, odkąd wróciłaś. A nie! Przepraszam! Praca jest najważniejsza! - wyrzuciłam z siebie i dostałam to, na co w jej oczach zasłużyłam. Piekła mnie cała prawa część twarzy, ale to nie ona najbardziej ucierpiała. Moja pierwsza warstwa ochronna właśnie roztrzaskała się o podłogę. Poczułam jak do oczu cisną się łzy, lecz stałam tam, próbując udawać, że mnie to nie ruszyło.
- Nie waż się tak do mnie mówić - wysyczała patrząc mi się prosto w oczy, a raczej wbijając w nie swoje szafirowe kolce nasączone trucizną.
     Nie potrafiłam nic powiedzieć. Odwróciłam się i wyszłam stamtąd. Tak cholernie bolało. Nałożyłam buty, wzięłam kurtkę i znikłam za drzwiami wolności, które zatrzymywały mnie w tej budowli, która miała dawać nam tyle bezpieczeństwa, szczęścia. Uciekłam. Taaak, cała ja...
Przez jakiś czas błąkałam się po ulicach, a gdy ochłonęłam, postanowiłam spotkać się z dziewczynami. Ilona chciała pogadać, więc umówiłyśmy się, że zebranie odbędzie się u niej.
      - Jesteś już - usłyszałam jej szczebiotliwy głos, który lekko mnie zdenerwował. Może przyjście tutaj, to jednak zły pomysł? - Wchodź. Monika jest na górze. Chcesz herbaty?
- Poproszę - uśmiechnęłam się i poszłam do pokoju naszej Pani gospodarz.
- Hej - Moni promieniała, chyba się do tego szybko nie przyzwyczaję. - Aż tak zimno jest na dworze? - zdziwiła się, a ja spojrzałam w małe lusterko, ustawione na jednej z półek. W odbiciu dziewczyna miała zarumienioną twarz, lekko przygaszone oczy i rozczochrane włosy, które przeczesałam dłonią.
- Tak, można zamarznąć na kość - zaśmiałam się i usiadłam na kanapie. Niedługo później, do pokoju weszła Ilona z tacką, którą położyła na stoliku.
- Noo - przeciągnęła szczęśliwa - Dzięki, że przyszłyście, bo zaczynam się już w tym wszystkim gubić. Nie mówiłam wam o tym wcześniej, ale chyba nie wiem już, co mam zrobić. Co o tym myśleć - spojrzała każdej z nas w oczy, próbując wyłapać w nich skupienie na jej słowach. - Może zacznę od początku - westchnęła, gdy żadna z nas nic nie powiedziała.
Rozsiadłyśmy się z herbatą i ciastkami, a szatynka relacjonowała nam całą sytuację.
- Ostatnio między mną i Krzyśkiem jest coraz gorzej - skrzywiła się - Może to jakiś tymczasowy kryzys? Nie ważne, ale wkurza się na mnie o to, że zadaję się z Julkiem.
- Jak to? - chciałam powiedzieć, lecz Monika pomyślała o tym samym i wyprzedziła mnie.
- Nie wiem, może zazdrosny jest?
- Jest o co - zaśmiałam się, próbując rozrzedzić panującą w pomieszczeniu atmosferę.
- Ej! To przecież Julek! Mój przyjaciel, więc nie rozumiem, o co mu chodzi...
- Ale jest też mężczyzną - podsumowała Monia, lekko zawieszając głowę. - I to dość przystojnym.
- Ale przecież w ten sposób ja się nim nie interesuję, a on mną - jęknęła, przeczesując swoje długie włosy.
- A skąd wiesz? - chciałam mu pomóc, dając podpowiedź Ilce o jego prawdziwych uczuciach.
- Oj, daj spokój. Znamy się od zawsze.
- I może to właśnie jest w tym najgorsze - westchnęłam, a ona spojrzała na mnie dziwnie. Monika przekrzywiła lekko głowę i wzruszyła ramionami, próbując nie mieszać się w tą sprawę aż tak bardzo.
- Słuchaj, pogadajcie ze sobą szczerze, a wszystko powinno się wyjaśnić - uśmiechnęła się do niej pocieszająco brunetka.
     Nagle Pani Ulczykówna zawołała Ilonę, więc dziewczyna na chwilę musiała nas opuścić.
- Coś się stało? - Monika spojrzała na mnie, marszcząc brwi.
- Nie, wszystko w porządku - posłałam jej delikatny uśmiech z nadzieją, że udało mi się nie stworzyć grymasu. Dopiłam herbatę i odstawiłam ją na tackę.
- Wiesz, że jak chcesz, to możesz mi wszystko powiedzieć - kiwnęłam głową, a w gardle urosła mi wielka kluska, której za nic nie mogłam się pozbyć. Ten temat mi bardzo ciążył, wiec jak najszybciej próbowałam go zmienić.
- I jak Ci idzie z Wiktorem? - zapytałam, co wywołało u niej radosny i szczery śmiech.
- Nadal nie jestem pewna, ale... chyba dobrze. Ostatnio się trochę zbliżyliśmy. Ale wiesz, cholernie żałowałam, że mu powiedziałam, co do niego czuję. Niemal zapadłam się pod ziemię, gdy szedł z nami do szkoły ostatnim razem.
    Również się zaśmiałam na wspomnienie ich uników i cichych spojrzeń.
- Wzięło go - szturchnęłam ją lekko w ramię - A ty coraz bardziej promieniejesz. Chyba muszę kupić sobie mocniejsze okulary przeciwsłoneczne.
- Co?! Nie żartuj sobie tak - zachichotała.
- Mam nadzieję, że nie będziecie żałować - westchnęłam i pokręciłam głową próbując pozbyć się wszystkich czarnych myśli.
- A co tam z Sebastianem? - zaczęła i szybko dodała - Wiem, wiem! Nie chcesz o tym gadać, ale nadal myślę, że nie możesz się poddać! On musi przejrzeć na oczy i pogodzić się z tym, że darzysz go pewnym, głębokim uczuciem.
     Zaśmiałam się i spojrzałam na nią smutno.
- Monia, to serio nie jest takie łatwe, jak się wydaje...
- Ze mną też tak było - pokazała mi język - Na początku, ale zrozumiałam, że uciekając nic nie uzyskam, a mogę nawet stracić.
- Ale ja nawet nie wiem co do niego czuję! - powiedziałam żałosnym głosem, co mnie bardzo zirytowało. Nagle poczułam, że chcę stąd uciec. Zwiać jak najgorszy tchórz, którym i tak byłam. Powinnam już się z tym pogodzić.
- Jak to?
- Tak to. Co to jest? Nie wiem. Jest mi bliski, ale zastanawiam się czy nie traktuję go jak... nawet nie wiem, jak to nazwać - przeczesałam palcami swoje włosy, próbując ukryć rumieniec, który wchodził mi na twarz i chciał zatańczyć kankana ubrany w szkarłatną suknię.
- Miłości nigdy nie zrozumiesz do końca - powiedziała bardzo zagadkowo. Ale nie byłam pewna, czy nawet chciałam to zrozumieć. To jedynie utrapienie. Może Sowa miał rację odnośnie tego, że powinniśmy zostać jedynie przyjaciółmi. W sumie czego ja oczekiwałam? Nie nadaję się do tej gry, ledwie radzę sobie na podstawowych polach, a dopiero powiedzieć o tych specjalnych... Wolałabym, żeby było tak jak wcześniej. Wolałabym zostać nieświadoma. Może nie czułabym się taka zawiedziona?
- Wiesz, on chce zostać ''przyjaciółmi'', i chyba mi to nie przeka...
- CO??!! - wyrwało jej się, i aż wstała, nie kryjąc swojego zaskoczenia. - Nie! Nie, nie, nie! Nie mów mi, że... - spojrzała na mnie, westchnęła i usiadła z powrotem na kanapę, chowając twarz w dłoniach. - Boże! Co tutaj.. Co ON wyprawia?! A ty? Lidka, czy tu nigdy nie byłaś zakochana?! Dziewczyno ogarnij się i otrząśnij! - spojrzała mi w oczy, i znowu się zatrzymała, a później dokończyła cicho zdanie - Nim...
- Ej, co się stało? - nie rozumiałam o co jej chodzi.
- Ty, serio?
- Ale co?
- Zakochałaś się kiedyś? - powoli traciła cierpliwość.
- No... nie - jęknęłam i odwróciłam wzrok. Ten temat nigdy nie był moim ulubionym, a w szczególności, gdy wszystkie dziewczyny chodziły jak w skowronkach, opowiadając o swoich najnowszych zdobyczach. Nie rozumiałam ich wtedy, w sumie wiele się nie zmieniło. Nadal nie czaje, czym wszyscy się tak podniecają. Niby chodzenie za rączkę, całowanie się, słodkie słówka...? Po co to wszystko? Wygląda to, jak najprostsza rola na świecie. A jednak, nie da się jej zagrać, bez gruntownego przeszkolenia, czy choćby najmniejszej wiedzy na ten temat.
- O czym gadałyście jak mnie nie było? - wróciła Ilona. A gdy Monika już chciała jej w jak najkrótszy sposób wyjaśnić, rzuciłam się na nią i przykryłam jej usta dłonią, szepcząc groźbę do ucha.

     Zamknęłam za sobą drzwi, i szybko się rozebrałam, aby jak najszybciej znaleźć się na górze. Początkowo siedziałam w swoim pokoju, lecz poczułam przymus wędrownika, więc zajrzałam do Wiktorowskiego królestwa. Okazało się puste, jedynie migoczący ekran komputera sygnalizował, że właściciel niedawno tu przebywał. Westchnęłam i usiadłam na tapczanie. Mentalnie zaczęłam przygotowywanie się do długiego czekania, i może właśnie dlatego nie pamiętam kiedy powieki mi przeciążyły i odcięły drogę do rzeczywistości.
      Kiedy się obudziłam, na dworze było już jasno. Nie sądziłam, że byłabym zdolna zasnąć o tak wczesnej porze, widocznie musiałam być skonana. Ziewnęłam głośno i wstałam drapiąc się po brzuchu. Jak przyszłam, tak poszłam, niezauważona. Na dole natknęłam się na szczęśliwą rodzinę, do której nie miałam ochoty się wpasowywać. Zrobiłam sobie kanapki i usiadłam przed telewizorem, co chwila zmieniając kanały.
- Co szkrabie robisz? - Maciek usiadł obok mnie, podkradając mi kanapkę.
- Eej! Idź i sobie zrób! - zabrałam talerz z jego zasięgu i spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Idź i sobie zrób! - przedrzeźniał mnie, po czym zabrał mi pilot. - Leci coś ciekawego?
- Nie - odparłam nadal gniewając się za kanapkę.
- O! Avengersi będą lecieć! - ucieszył się - To co, oglądamy!

      Pare dni później, coraz bliżej świąt, w szkole panowała dziwna atmosfera. W sumie nie ma co się dziwić, biegające aniołki po korytarzu stały się niemal codziennością. Podobno mieli nakręcić cały koncert i spektakl, a później zamieścić na stronie szkoły. Taka mała reklama naszego kochanego liceum.
- Co tak rozmyślasz? - zagadał do mnie Sebastian, gdy stałam w kolejce do sklepiku szkolnego.
- Aaaa, zastanawiam się, którą bułkę bardziej opłaca mi się kupić - uśmiechnęłam się do niego, i coś mnie w środku zakuło.
- I już zdecydowałaś? - zaśmiał się zakładając ramię na ramię.
- Nie bardzo. Może doradzisz?
- Hmmm... rzeczywiścei trudny wybór, ale polecam bułkę z jabłkami.
- Nie lubię - skrzywiłam się, wyobrażając sobie jej smak.
- Serio? - podrapał się po brodzie, intensywnie się zastanawiając nad kolejnym wariantem - To może czekoladowy rogalik? Każda dziewczyna lubi czekoladę.
- Jakoś nie mam ochoty - zachichotałam, widząc jak bardzo się starał coś wymyślić.
- Wam dogodzić - westchnął i wyprzedził mnie w kolejce.
- Ej! - powiedziałam zbulwersowana, chwytając się pod boki i strzelając w jego stronę piorunami.
- No co? Kupuję ci czas do namysłu - wystawił mi język, a ja wybuchłam śmiechem.

      Z początku wszystko wydawało się wracać do poprzedniego stanu rzeczy. No, może z wyjątkiem naszej zakochanej pary, w postaci Moniki i Wiktora, którzy coraz bardziej się do siebie zbliżali. Aż zrywało mnie na wymioty, gdy sobie słodzili lub droczyli się ze sobą przed moimi oczami. Nawet ich zamknięcie i zamiana repertuary na ten z telefonu, niewiele dawała. Na szczęście, jak i nieszczęście coraz częściej czmychali z naszego towarzystwa, a w zamian zostawiali pewne, bardzo przystojne wynagrodzenie odziane w ludzką skórę.
    Lecz jak to w zwyczaju, życie jest wybredne - to cecha prawdziwej kobiety, więc zmienia szybko zdanie, i zamiast szczęścia przyniosło nam coś zupełnie odwrotnego. Najwyraźniej cały nakład przeznaczonego dla nas szczęścia, został już oddany w dobre ręce. ''Kto pierwszy ten lepszy''- powiadają.
    W dniu próbnych egzaminów maturalnych, złapało mnie przeczucie, że coś się stało, coś jest nie tak. Wiktor również się denerwował, lecz zwalił wszystko na stres. Na miejscu okazało się, że nie tylko nas to dotyczyło. Monika też nie potrafiła się na niczym skupić. Mówiła, że przez całą noc nie mogła zasnąć. A Ilona i Julek  nie pojawili się jeszcze w szkole.
Jednak przyczyna dotarła do nas dopiero po egzaminie, gdy mój własny, rodzony brat, niemal wyfrunął ze szkoły niczym Hermes w tych swoich sandałkach, niosąc podarek dla największej bogini na Olimpie.
- Ej! Wiktor! - krzyczałyśmy z Moniką zaniepokojone, wybiegając za nim przed szkołę. Całe szczęście, że właśnie byłyśmy na holu.
    Zatrzymał się zdenerwowany, jak Niemiec po odzyskaniu przez Polaków władzy po II wojnie.
- Pogadamy później! Ja... śpieszę się! - chciał uciec, lecz złapałyśmy go za ramiona.
- Co się stało?
- Gdzie się tak śpieszysz?
- Sowa... Znaczy Sebastian! On, nie było go. Dzwonili - zaczął się motać i kręcić w kółko, chcąc jak najszybciej nam wytłumaczyć całą sytuację.
- Spokojnie.
- I powoli - uspokajałyśmy go, a raczej próbowałyśmy, bo aż się trząsł. Najwidoczniej nie było mu w smak, tracić z nami tutaj czas.
- Jest w szpitalu. Sebastian. Wczoraj zabrała go karetka - westchnął zrezygnowany i wyrwał się nam. - Ja idę!
-  Ej, czekaj idziemy z tobą! - buntowałyśmy się, że chciał nas tu zostawić.
-  Nie. Macie jeszcze lekcje, więc nie ma żadnego uciekania. Nie zwalajcie na chłopaka winy. Będę was informował, a później możecie przyjechać. PO LEKCJACH!
      I pobiegł...

_________________________
Wybaczcie za opóźnienie. Mam nadzieję, że długość wam to wynagrodzi ><
A i rozdział został podzielony na części, gdyż, ponieważ, bo... muszę się wyrobić przed bonusem, a i żeby on się pojawił, musi coś się zdarzyć ^^ hihihi nooo tak więc. Kochani moi. Rozdział taki... heh podzielony. Ale mam nadzieję, że się nie zawiodliście. Kolejny, postaram się, aby był bardziej spójny :)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy wytrzymali do tej pory ;*

6 komentarzy:

  1. Jej, dodałaś rozdział w osiemnaste urodziny mojej przyjaciółki!! ;)
    Piosenka cudowna, uwielbiam ją, choć w coverowanej wersji od Maxa Schneidera i Elizabeth Gillies, więc mam nadzieję, że wybaczysz mi, że za drugim raz puściłam "moją" wersję.
    No więc rozdział... wow. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Monika i Wiktor - mraśnie. Krzysiek i Ilona - dobrze, że im się psuje, oby z nim zerwała i zaczęła inaczej spostrzegać naszego bidnego Julka. :( Lidka i Seba - hmmm... jednak Monia chyba ma rację, że może Sowa nie do końca miał na myśli tą całą przereklamowaną "przyjaźń". Szkoda mi chłopaka, że wylądował w szpitalu i właściwie co się stało?? Jestem bardzo ciekawa, ale coś czuję, że nie dowiem się tego przed kolejnym rozdziałem, którego wprost nie mogę się doczekać. No więc wracając do naszej parki, to coś myślę, że może przez ten wypadek, czy co to tam się stało, to może wyjaśnią sobie parę spraw.. ^^
    Tak więc rozdział bardzo dobrze napisany i dłuuuugiii ,<3, choć mógłby być jeszcze dłuższy, jak dla mnie, bo Twoją twórczość mogłabym czytać, czytać i czytać... naprawdę :P To ja już kończę, bo zaraz będzie można ten komentarz zaliczyć do SPAMU. ;)
    Buziaki i do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Nie musisz przepraszać za opóźnienia. Ja sama powinnam już dawno dodać kolejny rozdział u mnie na blogu, ale czasu starcza mi tylko na przeczytanie u kogoś rozdziału i na krótki komentarz, a potem nic tylko nauka.

    Ale dobra koniec zanudzenia ;-) Jeśli chodzi o rozdział to zacznę od długości. Jest naprawdę zadowalająca chociaż z chęcią jeszcze bym przeczytała więcej. No ale...

    Monika i Wiktor ♥♡ widzę, że miłość rozkwita. Chłopak wziął się w końcu do roboty i powoli stwarza się związek. Ilona za to zwała z lekcji i ma kłopoty ze chłopakiem. Cóż jednym się układa, a drugim nie. Możliwe iż faktycznie jest zazdrosny o Julka.

    Co do Lidki zaczęła godzić się z tym wszystkim. Sowa normalnie z nią rozmawia, droczy się i wgl. Na końcu rozdziału dowiadujemy się o Sebastianie, którego zabrało pogotowie. Wszyscy od rana chodzili niespokojni, nikt nie wiedział co się dzieje, a tu takie coś. Strasznie jestem ciekawa co mu się stało.
    Czekam z niecierpliwością na next.
    P.S Nawet długi wyszedł mi ten komentarz. ;-)
    Pozdrawiam Danielciax.

    OdpowiedzUsuń
  3. W taki momencie zakończyłaś, ja się zemszczę, w piątek, zobaczysz!!!
    Kurde, czyżby Sowa był poważnie chory? I może dlatego nie chce się wiązać z Lidką, bo nie chce ją obciążać??? Łooo wzięło mnie na rozmyślania ;]
    Rozdział krótki, bardzo krótki, dla mnie za krótki;(
    Tak mi się fajnie go czytało, a ty co?
    Lidka jest takim małym tchórzem,ciągle ucieka, chce uciec. Ta rozmowa z mama, a raczej wypomnienie mamy, że ona nic nie robi bo praca bardzo mi się podobała. Napisałaś "Żywe emocje" :) ale prawdę to ona też mówi. Kurde sprzątanie, i dodatku sama bo rodzeństwo jej nie pomoże. ;/ Sama wściekłabym się!
    Fajnie, że Wiktorowi i Monice idzie jakoś do przodu, podoba mi się, że u nich tak wszystko na spokojnie przebiega. Tak rozbudowują te swoje uczucia :) Kurde, ale co z tym Julkiem? Ja myślałam, że on do Lidki, ale wlazła mi tu ta Ilona, że niby tylko się przyjaźni, a Krzysiek zazdrosny i tak myślę, może coś w trawie piszczy? Chciałabym w sumie pojedynek między Sową a Julkiem :) Ale to by była akcja;]
    Właśnie, fajnie Ci wychodzi rozmowa o Sowie (Monika & Lidka) dobrze, że Monika tak pcha tą Lidkę do przodu jeśli chodzi o Sowę, ale mnie ciekawi co z nim jest? I muszę czekać ;( Zemsta będzie słodka Ingo, oj będzie!
    Daj jak najszybciej kolejną część!!!!
    Zapisałam Twój numer ;)
    Pozdrawiam KV

    OdpowiedzUsuń
  4. Super,czekam n następne części, zapraszam także do mnie na bloga nowa notka ;)
    http://fairytaledreamcloudeen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana!

    Cudowny w swej treści i długości rozdział! Normalnie miód dla moich oczu, jeśli można tak powiedzieć. ;) Strasznie lubię ten Twój styl pisania, nieco artystyczny, taki który pomaga prześwietlić bohaterów na wylot pod względem uczuciowym. A ile w tym emocji!

    Ilona i Krzysiek oddalają się od siebie? Powiem, że płakać nie będę :) Wiem, jestem okropna, ale ja po prostu otwarcie kibicuję jej i Julkowi. Lidka tak delikatnie nasuwa Ilonie myśli, że Julek to może być coś więcej niż tylko przyjaciel, ale Ilona wciąż jest jakby ślepa... I czemu w kółko powtarza... to tylko przyjaciel... Buuu, nieważne, serce nie sługa. W takim związku ominą przynajmniej "poznawanie się" :)

    Ilona troszkę ostatnio zadufana w sobie, więc to Monia zauważyła, że coś między Lidką a Seba ewidentnie jest. Strasznie spodobała mi się scena w której Monia próbuje Lidce wbić do główki, że jednak coś jest na rzeczy i Seba jest nią jednak zainteresowany. Jak to mówią, ludzie postronni widzą najwięcej.

    Ta "kłótnia" Lidki z matką była dość ostra, policzek musiał parzyć ją żywym ogniem. Lidka nie musiała tego mówić, ale i tak tutaj będą ja bronić, bo dojrzała kobieta nie powinna się dać tak sprowokować.

    Krzysiek jest zazdrosny o Ilonę? A w sumie jest się czemu dziwić? Który chłopak by nie był, widząc, że jego dziewczyna spędza tyle czasu z innym chłopakiem z którym jest zżyta? Ale to dobrze dla Julka :)

    Monia i Wiktor zbliżają się do siebie. Podoba mi się ich to subtelne "docieranie się", świetnie to opisujesz.

    W rozdziale mnóstwo humoru. Szóstka z plusem!

    Powaliłaś mnie końcówką! Co jest z Sebastianem?

    Lecę po więcej!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzień dobry, Bezbarwna!

    Kajam się... Nie byłam na Twoim blogu już od miesiąca, a ostatni swój komentarz, na jaki natrafiłam pod Twoimi rozdziałami, pochodzi z 18 marca!
    Nie ukrywam, jestem zszokowana, jakim cudem narobiłam sobie AŻ TAKICH zaległości, no ale jestem tu dziś, by nadrobić braki.

    By robić to szybciej, nie będę Ci wypominała każdego znalezionego błędu: chyba, że znajdę coś, co mnie mega porazi w oczy, to się wtedy upomnę o poprawkę;d
    Czas zacząć czytanie!

    <3"Nie rozumiem, jak długo można zachwycać się chłopakiem, z którym się chodzi" Boskie zdanie! xD Takie.. prawdziwe. W myślach od razu pojawiła się jedna z moim znajomych, która o niczym innym nie mówi, tylko o swoim chłopaku. Hm.. W zasadzie to jedna z byłych znajomych ^^ Acz szkoda, żeby Lidka przez gadanie o Krzyśku straciła niedawno poznaną koleżankę;d

    <3" Właśnie nie wiem. Mam wrażenie, że mój brat właśnie niszczy mi psychikę, każąc mi na to patrzeć " amory Wiktora <3<3<3

    Swoją drogą, Monika szybko zauważyła, że coś się dzieje między Lidką a Sebastianem. Nie rozumiem tego czarnowłosego: po co zerka w stronę Lidki, skoro jej dobitnie oznajmił, że z nią nie będzie? I weź tu facetów zrozum... A podobno to my, kobiety jesteśmy trudne;d

    Końcówka: co ten Sowa nawywijał? Przysnął na drzewie?;d

    Lecę czytać dalej:))

    OdpowiedzUsuń