Weszłam do pokoju Wiktora, aby ostrzec mu, że wychodzę, a na dole babcia siedzi z Kubą. Chłopak siedział przy kompie pokazując coś swoim kolegom. Zdziwiłam się, gdy nie zauważyłam wśród nich Sebastiana. Jakoś przyzwyczaiłam się do tego, że jak są u nas goście starszego brata, to wśród nich zawsze jest czarnowłosy.
- Eee.. hej - uśmiechnęłam się lekko, po czym powiedziałam co miałam powiedzieć, a na odchodne dodałam - Sebastian przyjdzie później?
- Nie, księżniczka nie uwzględniła nas w swoim grafiku na ten tydzień - fuknął Wiktor, a następnie kulturalnie wyprosił mnie ze swojej bazy.
- Nadęty bufon. Wyrośnięty grzyb. Ograniczony umysłowo i zagrożony wyginięciem cyklop - mamrotałam sama do siebie.
Wracałam właśnie z dziewczynami z biblioteki, obładowana książkami potrzebnymi do lekcji, gdy nagle na korytarzu zawrzało.
- ...to dziwka! Takich jak WY powinno się zabijać od razu po zapłodnieniu! - ktoś krzyknął, a później usłyszałam jak coś ciężkiego opada na płytki. Na samym środku zebrała się duża grupka gapiów, przez co nie byłam w stanie dowiedzieć się co się stało. A wierzcie mi strasznie mnie to niepokoiło.
- Co się tam dzieje? - zapytała mnie Monika, zaglądając mi przez ramię, w nadziei, że przynajmniej z mojej perspektywy coś widać.
- Nic nie widać - zaniepokoiła się Ilona.
Jakaś blondynka pobiegła w stronę dyżurującego nauczyciela i już po chwili dało się usłyszeć się wrzaski i wyzwiska.
- Zaprowadźcie go do gabinetu pielęgniarki!
- Jeszcze raz coś takiego o niej powiesz, a znajdę cię! A wtedy już nikt mnie nie powstrzyma! - usłyszałam bardzo znajomy głos.
- Sebastian...? - szepnęłam sama do siebie, przez co zwróciłam na siebie uwagę moich towarzyszek.
- Rozejść się! DO KLAS! - krzyczał matematyk, próbując przepchnąć się przez tłum, a za ramię trzymał nie kogoś innego, tylko Sowickiego. Kipiał wściekłością. Wręcz się w niej gotował, a gdy złapał mój niedowierzający wzrok, stanął jak wryty i wyrwał się staruszkowi, który też nie wyglądał na zadowolonego.
Szatyn patrząc mi w oczy, szedł w moją stronę, lecz gdy myślałam, że się już zatrzyma, wytłumaczy, on odwrócił wzrok i mnie wyminął. Za nim pognał Matematyk.
- Nie rozumiem go już - jęczałam na lekcji geografii Julkowi i dziewczynom. Mieliśmy robić grupami jakieś zadania dotyczące jakiś regionów, czy czegoś tam jeszcze innego.
- Jezu, Lidka! Odpuść już - zbeształ mnie blondyn, najwidoczniej jego też to gryzło.
- Kiedy ja nie mogę. Przecież nie bije się ludzi z jakiś błahych powodów -namazałam na kartce czarne kółko, które z kolejnym ruchem mojej ręki, stawało się coraz grubsze.
- Myślę, że nie powinniśmy się w to wtrącać - Monika przeglądała książkę w poszukiwaniu odpowiedzi, co raz dołączając się do naszej dyskusji.
- Po prostu się martwisz. Wiadomo, że jak się kogoś darzy uczuciem, nie jest się obojętnym na jego zmartwienie - Ilona spojrzała na mnie jak wszechwiedzący na idiotę, któremu ze stoickim spokojem trzeba wszystko wytłumaczyć.
- Co ty znowu insynuujesz? - zdenerwowałam się. - On jest przyjacielem mojego brata, przecież jasne, że się martwię! Wiktor od paru dni chodzi jak struty i na wszystkich prycha. Już mam tego dość!
- Ostatnia ławka, proszę ciszej! - usłyszeliśmy głos nauczycielki.
- I mam nadzieję, że na tym się skończy. Nie powinnaś się z nim ZADAWAĆ. On wiele w życiu przeżył, więc da sobie jakoś radę, a ty byś mu tylko zawadzała.
Zabolało.
- Właśnie, on jest TYLKO przyjacielem twojego brata - szepnęła w moją stronę Ilona - I wątpię, żeby zwierzył się tobie ze swoich problemów. Już bardziej prawdopodobne by było, gdyby jego powiernikiem stał się Wiktor lub Julek. Ale Sebastian to twardy człowiek, więc zaraz wszystko sam rozwiąże.
- Każdy człowiek potrafi nałożyć zbroję, ale nie oznacza to, że tam, pod tą skorupą nie ukrywa żadnych uczuć - prychnęłam.
- Lidka, jeśli tak bardzo się o niego martwisz, a czujesz, że jesteś w stanie mu pomóc, to sądzę, że powinnaś z nim o tym porozmawiać? - spojrzała mi w oczy Monika.
- Dzięki Monia. Widzę, że tylko ty mi ufasz - uśmiechnęłam się do niej dziękczynnie, ignorując wznoszenie oczu ku niebu i machnięcie ręką.
Usiadłam przy swojej ławce, widząc za oknem, jak Sebastian wychodzi ze szkoły i napotyka znajomego.
Poczułam w kościach, że oto moja szansa właśnie wjechała na teren moich ziem. Poderwałam się z miejsca, wymijając zdziwionych kolegów z klasy, którzy właśnie wchodzili do sali.
- Sorko, mogę pójść do szafki po książkę? - zapytałam szybko, na co dała mi pozytywną odpowiedź. Wybiegłam z sali, zeskakując ze schodów po trzy schodki, a gdy zbiegłam na parter skierowałam się w stronę drzwi wejściowo-wyjściowych z nadzieją, że jeszcze go tam zastanę.
Miałam szczęście.
- Sebastian! - krzyknęłam widząc, że właśnie żegna się z kolegą. Odwrócili się w moją stronę. Chłopak zaśmiał się głośno, a czarnowłosy przeczesał ręką włosy, zażenowany.
Podbiegłam do niego, mijając drugiego chłopaka, który postanowił zostawić nas samych. Dziękowałam mu za to w duchu. Niech Pani Bozia odpłaci mu za to w dzieciach...
- Coś się stało? - zapytał unikając mojego wzroku.
Stałam tam przed nim nie wiedząc co powiedzieć. Nawet nie zauważyłam, że zaczęłam się bawić palcami, a głównym celem mojego wzroku stały się obsypane śniegiem tenisówki.
Jak zwykle najpierw robisz później myślisz - niemiłosiernie beształ mnie głos rozumu, a ja czułam, że ma racje.
- Muszę już iść, więc... - zaczął i już chciał odejść, gdy złapałam go za rękaw kolorowej kurtki, która tak bardzo odróżniała się od szarego świata, który właśnie zastałam.
Zdziwił się, a później zmarszczył brwi.
- Ja... - nie mogłam pozbierać myśli. Wzięłam głęboki oddech, który niczym ostre, lodowe kolce, ugodził mnie w same płuca. Jednak to mnie otrzeźwiło. - Chciałabym z tobą dzisiaj pogadać - spojrzałam mu głęboko w oczy, w których znalazłam zmieszanie i niezdecydowanie.
- Lidka... - domyślałam się co mógłby teraz powiedzieć, a bardzo nie chciałam tego usłyszeć. Wiem, że to egoistyczne, ale przerwałam mu. Nagle poczułam przeszywający smutek i zachciało mi się płakać, a nie chciałam, żeby emocje rozeszły się po całym ciele, nawet zahaczając o głos.
- Po prostu przyjdź do parku za godzinę. Okej? - puściłam jego rękaw i cała dygocząc, wróciłam do szkoły na lekcję.
Wchodząc do klasy, nadal nie potrafiłam się uspokoić, a gdy nauczycielka zapytała o książki. Spojrzałam na nią dziwnie i przeprosiłam. Klasa wybuchła śmiechem, a ona mruknęła coś pod nosem o ''dzisiejszej młodzieży''. Później ponownie zeszłam na dół, cały czas próbując wymazać ze wspomnień jego smutną minę. Czuł się winny... Ale czemu? Temu, że widziałam go w tej jednoznacznej sytuacji? Temu, że się martwiłam? Temu, że dał mi nadzieję? Jaką nadzieję?! On przecież nawet mnie nie postrzega w ten sposób. Jestem przecież młodsza i jestem siostrą jego przyjaciela... A on może ma już kogoś kogo kocha. Może jest mu smutno, bo ona nie odwzajemnia jego uczuć?! Nie, to głupie.
Ale nadal nie rozumiem!
Stał tam, przy ławce. Nie usiadł, co wydało mi się złym znakiem. Przyglądał się parze ptaków, która latała wesoło, co raz trącając jakąś gałązkę, powodując obsypanie się śniegu.
Chyba się uśmiechał, a to dodało mi otuchy. Denerwowałam się i było mi przeraźliwie zimno. Stanęłam obok niego i również patrzyłam na ten miły obrazek, gdy poczułam na siebie wzrok.
- Jestem...
- Dziękuję - powiedziałam i zamknęłam na chwilę oczy. Strach zakradł mi się do najdalszej żyły, do końcówek włosów oraz policzków, które miałam wrażenie, że już stężały.
Przez chwilę staliśmy obok siebie, nie odzywając się ani słowem. Jedynie szum chłodnego wiatru, który chłostał nas po zmarzniętych twarzach, zabierał nasz dowód życia. Szarawe chmurki, odpływały niczym statki na morzu zapomnienia. Zostały naszą mętną wizją, fantazją.
- Ja wiem...(!) - zaczęłam, lecz nie skończyłam, gdyż wydało mi się to głupie. Spróbowałam jeszcze raz. - Słuchaj. Może ci się to wydać głupie i bezsensowne, ale się martwię. O ciebie.
Podniósł jedną brew zapewne mi nie wierząc.
Stanęłam z nim twarzą w twarz, na moment zapominając o pięknym krajobrazie, jaki przygotowała dla nas natura.
- Więc, jak coś się dzieje, to możesz do mnie przyjść. A jak nie do mnie, to przecież jest jeszcze Wiktor, czy Julek. A może masz kogoś bardziej zaufanego. Po prostu musisz z kimś porozmawiać. Nie można niczego trzymać w sobie, bo człowiek pęcznieje, a jak wiadomo, wszystko ma swoje granice - słowa wylewały się ze mnie jak z przepełnionego wodą dzbanka. Nie mogłam tego zatrzymać. Wpadłam w tak zwany słowotok. Choć może był to raczej słowosztorm i myślohaos? - Nie znam twojej sytuacji i wiem, że być może nie wyglądam na osobę godną zaufania, ale postarałabym się ci pomóc. Możesz mi nawet nic nie mówić, ale proszę cię, rozdziel trochę swojej złości, smutku. Widzę, że coś cię gryzie i wkurza mnie ten fakt, że nie mogę czegoś z tym zrobić, a nie chce żebyś był nieszczęśliwy - coraz mniej byłam świadoma tego co właśnie wypadło z moich ust. Wiedziałam, że później będę żałować tego, co właśnie powiedziałam, ale liczyła się ta chwila. - I jeszcze ta akcja na korytarzu. Jezu, ale się wystraszyłam. Rozpoznałam twój głos, a nie wiedziałam o co chodzi. Ludzie utworzyli jakąś osłonkę, przez którą nie mogłam się przedostać. Wiesz, chyba poczułam ulgę, gdy zobaczyłam, że nic ci nie jest.
A i jeszcze, ostatnio masz jakiś szary humor... tęskno nam do tego szalonego Sebastiana, więc zaczęliśmy się martwić, i nie wiedzieliśmy co mamy zrobić. Mówili, żebym nie zawracała ci głowy, bo zawsze radziłeś sobie sam. Ale to nie jest dobry powód. To bardziej powinno nas zaniepokoić. Przecież jesteś tylko człowiekiem. I... - nie zdążyłam dokończyć myśli (jakiej myśli?!), gdy złapał mnie w swoje silne ramiona i przycisnął do kolorowej kurtki, tworząc małą tarczę ze swojego ciała.
- Dziękuję... - usłyszałam szept, tuż przy lewym uchu. A serce - zdrajca - zabiło szybciej. Odetchnęłam z ulgą, po czym złapałam go w talii. - Ale nie powinnaś się więcej o mnie martwić. Doceniam to, ale przestań. Nie potrzebne mi to - odsunął się ode mnie, a krwawa pompka, natychmiast zamarzła i rozkruszyła się na miliardy ostrych jak brzytwa kawałeczków.
Stałam tam wpatrując się w jego delikatny uśmiech, nie dowierzając temu co przed chwilą usłyszałam.
Chłopak poprawił mi szalik, po czym odwrócił się i odszedł.
Poczułam się jakby właśnie ze mną zerwał z jakiegoś znanego jedynie jemu, powodu.
Wróciłam do domu, a w mojej głowie panowała pustka. Wielka, przyjemna pustka.
- Lidka, wróciłaś już? - wyjrzała z kuchni babcia. Zmarszczyła brwi dostrzegając mój melancholijny wzrok.
Kiwnęłam głową.
- Chodź, zrobiłam gołąbki - wzięła mnie za rękę i zaciągnęła do stołu, przy którym siedział, cały upaćkany w sosie, Kuba. Uśmiechnął się do mnie pokazując nowo nabyły ubytek w uzębieniu.
- Smacznego - powiedziała i podała mi pełen talerz. Wiedziała, że uwielbiam jej sos, przez co moja porcja wyglądała jak bułka zamoczona w talerzu zupy.
Podziękowałam i zajęłam się jedzeniem, lecz po krótkiej chwili zrezygnowałam. Straciłam ochotę. Rozmieszałam wszystko w talerzu.
- Mamy i Maćka jeszcze nie ma? - zapytałam, aby odwrócić jej uwagę.
- Kamila musi jeszcze uporządkować jakieś papiery i wraca, a Maciek chyba ma jakiś wywiad.
- Aha - wstałam podziękowałam za posiłek.
- Lidka, coś się stało? - zapytała, a ja jedynie pokręciłam głową.
- Wszystko jest okej - odpowiedziałam i na resztę dnia zaszyłam się w pokoju. Czułam się głupio. Jednak mieli rację, nie powinnam do niego iść. Sprawiłam mu kłopot i zbłaźniłam się. Jak ja mu później spojrzę w oczy? Chyba żałowałam.
- Litka, Litka! - do mojego pokoju wbiegł radosny Kuba, rzucając mi się na kolana, o mało nie powodując przechylenia się krzesła. Ostatnio miał jakąś fazę na przytulanie.
- Co się stało? - zapytałam zgarniając mu włosy z oczu.
- Idziesz na basen? Tata i Wiktor idzie. Idziesz? - zapytał, choć znał już odpowiedź. Ja nie pływam. Już nie mogę. Nie chcę. - Proszę, proszę, proszę.
- Wybacz... - uśmiechnęłam się do niego przepraszająco - Ale jak chcesz, to mogę na ciebie popatrzeć - złapałam go za nosek, a on się zaśmiał.
- Ale ja chcę z tobą popływać.
- Jak urośniesz, okej? Wtedy urządzimy sobie takie wyścigi - zaśmiałam się. Kiwnął głową, zgadzając się i wybiegł z pokoju, wymijając zamyślonego Wiktora, który opierał się ramieniem o framugę drzwi.
-Obiecałaś mu... - powiedział, a jego oczy stały się nieobecne - Wiesz, że będziesz musiała dotrzymać tej obietnicy. Bardzo mu na tym zależy.
- Tak, obiecałam. I kiedyś na pewno z nim pójdę - odwróciłam się do niego plecami, próbując uciąć temat.
Chyba zrozumiał o co mi chodziło, bo wyszedł nic więcej nie mówiąc.
A ja ponownie zanurzyłam się w wyrzutach sumienia. Byłam... Jestem okropną siostrą, okropną córką, koleżanką, osobą. A moim głównym życiowym zadaniem jest ranienie innych. Wiedziałam, że zapewne nie będę w stanie wejść do wody. A mimo to, chciałam mu to obiecać. Mieć choć cząstkę nadziei, że może kiedyś. Jednak jest to po prostu dla mnie nie możliwe. A powód nie jest, aż tak mocny, by się nim osłaniać, ale nie potrafię. To dla mnie zbyt wiele...
Nagle moje przemyślanie przerwał krótki dźwięk sygnału nowej wiadomości. Spojrzałam na krótki tekst, którego autorem była Monika. Pytała się jak mi poszło, lecz nie miałam ochoty jej odpisywać. A gdy nie dała spokoju i zadzwoniła, wyłączyłam telefon i... poszłam spać.
________________________________________
Postanowiłam dodać trochę wcześniej...
Tak jak obiecywałam, jest Sowa :)
Spóźnione wszystkiego najlepszego z okazji walentynek i mam nadzieję, że żadna z was nie spędziła ich w samotności. Nawet jeśli, któraś z was jest JAK NA RAZIE singlem xD
Mocno ściskam was wszystkie :*
- Eee.. hej - uśmiechnęłam się lekko, po czym powiedziałam co miałam powiedzieć, a na odchodne dodałam - Sebastian przyjdzie później?
- Nie, księżniczka nie uwzględniła nas w swoim grafiku na ten tydzień - fuknął Wiktor, a następnie kulturalnie wyprosił mnie ze swojej bazy.
- Nadęty bufon. Wyrośnięty grzyb. Ograniczony umysłowo i zagrożony wyginięciem cyklop - mamrotałam sama do siebie.
Wracałam właśnie z dziewczynami z biblioteki, obładowana książkami potrzebnymi do lekcji, gdy nagle na korytarzu zawrzało.
- ...to dziwka! Takich jak WY powinno się zabijać od razu po zapłodnieniu! - ktoś krzyknął, a później usłyszałam jak coś ciężkiego opada na płytki. Na samym środku zebrała się duża grupka gapiów, przez co nie byłam w stanie dowiedzieć się co się stało. A wierzcie mi strasznie mnie to niepokoiło.
- Co się tam dzieje? - zapytała mnie Monika, zaglądając mi przez ramię, w nadziei, że przynajmniej z mojej perspektywy coś widać.
- Nic nie widać - zaniepokoiła się Ilona.
Jakaś blondynka pobiegła w stronę dyżurującego nauczyciela i już po chwili dało się usłyszeć się wrzaski i wyzwiska.
- Zaprowadźcie go do gabinetu pielęgniarki!
- Jeszcze raz coś takiego o niej powiesz, a znajdę cię! A wtedy już nikt mnie nie powstrzyma! - usłyszałam bardzo znajomy głos.
- Sebastian...? - szepnęłam sama do siebie, przez co zwróciłam na siebie uwagę moich towarzyszek.
- Rozejść się! DO KLAS! - krzyczał matematyk, próbując przepchnąć się przez tłum, a za ramię trzymał nie kogoś innego, tylko Sowickiego. Kipiał wściekłością. Wręcz się w niej gotował, a gdy złapał mój niedowierzający wzrok, stanął jak wryty i wyrwał się staruszkowi, który też nie wyglądał na zadowolonego.
Szatyn patrząc mi w oczy, szedł w moją stronę, lecz gdy myślałam, że się już zatrzyma, wytłumaczy, on odwrócił wzrok i mnie wyminął. Za nim pognał Matematyk.
- Nie rozumiem go już - jęczałam na lekcji geografii Julkowi i dziewczynom. Mieliśmy robić grupami jakieś zadania dotyczące jakiś regionów, czy czegoś tam jeszcze innego.
- Jezu, Lidka! Odpuść już - zbeształ mnie blondyn, najwidoczniej jego też to gryzło.
- Kiedy ja nie mogę. Przecież nie bije się ludzi z jakiś błahych powodów -namazałam na kartce czarne kółko, które z kolejnym ruchem mojej ręki, stawało się coraz grubsze.
- Myślę, że nie powinniśmy się w to wtrącać - Monika przeglądała książkę w poszukiwaniu odpowiedzi, co raz dołączając się do naszej dyskusji.
- Po prostu się martwisz. Wiadomo, że jak się kogoś darzy uczuciem, nie jest się obojętnym na jego zmartwienie - Ilona spojrzała na mnie jak wszechwiedzący na idiotę, któremu ze stoickim spokojem trzeba wszystko wytłumaczyć.
- Co ty znowu insynuujesz? - zdenerwowałam się. - On jest przyjacielem mojego brata, przecież jasne, że się martwię! Wiktor od paru dni chodzi jak struty i na wszystkich prycha. Już mam tego dość!
- Ostatnia ławka, proszę ciszej! - usłyszeliśmy głos nauczycielki.
- I mam nadzieję, że na tym się skończy. Nie powinnaś się z nim ZADAWAĆ. On wiele w życiu przeżył, więc da sobie jakoś radę, a ty byś mu tylko zawadzała.
Zabolało.
- Właśnie, on jest TYLKO przyjacielem twojego brata - szepnęła w moją stronę Ilona - I wątpię, żeby zwierzył się tobie ze swoich problemów. Już bardziej prawdopodobne by było, gdyby jego powiernikiem stał się Wiktor lub Julek. Ale Sebastian to twardy człowiek, więc zaraz wszystko sam rozwiąże.
- Każdy człowiek potrafi nałożyć zbroję, ale nie oznacza to, że tam, pod tą skorupą nie ukrywa żadnych uczuć - prychnęłam.
- Lidka, jeśli tak bardzo się o niego martwisz, a czujesz, że jesteś w stanie mu pomóc, to sądzę, że powinnaś z nim o tym porozmawiać? - spojrzała mi w oczy Monika.
- Dzięki Monia. Widzę, że tylko ty mi ufasz - uśmiechnęłam się do niej dziękczynnie, ignorując wznoszenie oczu ku niebu i machnięcie ręką.
Usiadłam przy swojej ławce, widząc za oknem, jak Sebastian wychodzi ze szkoły i napotyka znajomego.
Poczułam w kościach, że oto moja szansa właśnie wjechała na teren moich ziem. Poderwałam się z miejsca, wymijając zdziwionych kolegów z klasy, którzy właśnie wchodzili do sali.
- Sorko, mogę pójść do szafki po książkę? - zapytałam szybko, na co dała mi pozytywną odpowiedź. Wybiegłam z sali, zeskakując ze schodów po trzy schodki, a gdy zbiegłam na parter skierowałam się w stronę drzwi wejściowo-wyjściowych z nadzieją, że jeszcze go tam zastanę.
Miałam szczęście.
- Sebastian! - krzyknęłam widząc, że właśnie żegna się z kolegą. Odwrócili się w moją stronę. Chłopak zaśmiał się głośno, a czarnowłosy przeczesał ręką włosy, zażenowany.
Podbiegłam do niego, mijając drugiego chłopaka, który postanowił zostawić nas samych. Dziękowałam mu za to w duchu. Niech Pani Bozia odpłaci mu za to w dzieciach...
- Coś się stało? - zapytał unikając mojego wzroku.
Stałam tam przed nim nie wiedząc co powiedzieć. Nawet nie zauważyłam, że zaczęłam się bawić palcami, a głównym celem mojego wzroku stały się obsypane śniegiem tenisówki.
Jak zwykle najpierw robisz później myślisz - niemiłosiernie beształ mnie głos rozumu, a ja czułam, że ma racje.
- Muszę już iść, więc... - zaczął i już chciał odejść, gdy złapałam go za rękaw kolorowej kurtki, która tak bardzo odróżniała się od szarego świata, który właśnie zastałam.
Zdziwił się, a później zmarszczył brwi.
- Ja... - nie mogłam pozbierać myśli. Wzięłam głęboki oddech, który niczym ostre, lodowe kolce, ugodził mnie w same płuca. Jednak to mnie otrzeźwiło. - Chciałabym z tobą dzisiaj pogadać - spojrzałam mu głęboko w oczy, w których znalazłam zmieszanie i niezdecydowanie.
- Lidka... - domyślałam się co mógłby teraz powiedzieć, a bardzo nie chciałam tego usłyszeć. Wiem, że to egoistyczne, ale przerwałam mu. Nagle poczułam przeszywający smutek i zachciało mi się płakać, a nie chciałam, żeby emocje rozeszły się po całym ciele, nawet zahaczając o głos.
- Po prostu przyjdź do parku za godzinę. Okej? - puściłam jego rękaw i cała dygocząc, wróciłam do szkoły na lekcję.
Wchodząc do klasy, nadal nie potrafiłam się uspokoić, a gdy nauczycielka zapytała o książki. Spojrzałam na nią dziwnie i przeprosiłam. Klasa wybuchła śmiechem, a ona mruknęła coś pod nosem o ''dzisiejszej młodzieży''. Później ponownie zeszłam na dół, cały czas próbując wymazać ze wspomnień jego smutną minę. Czuł się winny... Ale czemu? Temu, że widziałam go w tej jednoznacznej sytuacji? Temu, że się martwiłam? Temu, że dał mi nadzieję? Jaką nadzieję?! On przecież nawet mnie nie postrzega w ten sposób. Jestem przecież młodsza i jestem siostrą jego przyjaciela... A on może ma już kogoś kogo kocha. Może jest mu smutno, bo ona nie odwzajemnia jego uczuć?! Nie, to głupie.
Ale nadal nie rozumiem!
Stał tam, przy ławce. Nie usiadł, co wydało mi się złym znakiem. Przyglądał się parze ptaków, która latała wesoło, co raz trącając jakąś gałązkę, powodując obsypanie się śniegu.
Chyba się uśmiechał, a to dodało mi otuchy. Denerwowałam się i było mi przeraźliwie zimno. Stanęłam obok niego i również patrzyłam na ten miły obrazek, gdy poczułam na siebie wzrok.
- Jestem...
- Dziękuję - powiedziałam i zamknęłam na chwilę oczy. Strach zakradł mi się do najdalszej żyły, do końcówek włosów oraz policzków, które miałam wrażenie, że już stężały.
Przez chwilę staliśmy obok siebie, nie odzywając się ani słowem. Jedynie szum chłodnego wiatru, który chłostał nas po zmarzniętych twarzach, zabierał nasz dowód życia. Szarawe chmurki, odpływały niczym statki na morzu zapomnienia. Zostały naszą mętną wizją, fantazją.
- Ja wiem...(!) - zaczęłam, lecz nie skończyłam, gdyż wydało mi się to głupie. Spróbowałam jeszcze raz. - Słuchaj. Może ci się to wydać głupie i bezsensowne, ale się martwię. O ciebie.
Podniósł jedną brew zapewne mi nie wierząc.
Stanęłam z nim twarzą w twarz, na moment zapominając o pięknym krajobrazie, jaki przygotowała dla nas natura.
- Więc, jak coś się dzieje, to możesz do mnie przyjść. A jak nie do mnie, to przecież jest jeszcze Wiktor, czy Julek. A może masz kogoś bardziej zaufanego. Po prostu musisz z kimś porozmawiać. Nie można niczego trzymać w sobie, bo człowiek pęcznieje, a jak wiadomo, wszystko ma swoje granice - słowa wylewały się ze mnie jak z przepełnionego wodą dzbanka. Nie mogłam tego zatrzymać. Wpadłam w tak zwany słowotok. Choć może był to raczej słowosztorm i myślohaos? - Nie znam twojej sytuacji i wiem, że być może nie wyglądam na osobę godną zaufania, ale postarałabym się ci pomóc. Możesz mi nawet nic nie mówić, ale proszę cię, rozdziel trochę swojej złości, smutku. Widzę, że coś cię gryzie i wkurza mnie ten fakt, że nie mogę czegoś z tym zrobić, a nie chce żebyś był nieszczęśliwy - coraz mniej byłam świadoma tego co właśnie wypadło z moich ust. Wiedziałam, że później będę żałować tego, co właśnie powiedziałam, ale liczyła się ta chwila. - I jeszcze ta akcja na korytarzu. Jezu, ale się wystraszyłam. Rozpoznałam twój głos, a nie wiedziałam o co chodzi. Ludzie utworzyli jakąś osłonkę, przez którą nie mogłam się przedostać. Wiesz, chyba poczułam ulgę, gdy zobaczyłam, że nic ci nie jest.
A i jeszcze, ostatnio masz jakiś szary humor... tęskno nam do tego szalonego Sebastiana, więc zaczęliśmy się martwić, i nie wiedzieliśmy co mamy zrobić. Mówili, żebym nie zawracała ci głowy, bo zawsze radziłeś sobie sam. Ale to nie jest dobry powód. To bardziej powinno nas zaniepokoić. Przecież jesteś tylko człowiekiem. I... - nie zdążyłam dokończyć myśli (jakiej myśli?!), gdy złapał mnie w swoje silne ramiona i przycisnął do kolorowej kurtki, tworząc małą tarczę ze swojego ciała.
- Dziękuję... - usłyszałam szept, tuż przy lewym uchu. A serce - zdrajca - zabiło szybciej. Odetchnęłam z ulgą, po czym złapałam go w talii. - Ale nie powinnaś się więcej o mnie martwić. Doceniam to, ale przestań. Nie potrzebne mi to - odsunął się ode mnie, a krwawa pompka, natychmiast zamarzła i rozkruszyła się na miliardy ostrych jak brzytwa kawałeczków.
Stałam tam wpatrując się w jego delikatny uśmiech, nie dowierzając temu co przed chwilą usłyszałam.
Chłopak poprawił mi szalik, po czym odwrócił się i odszedł.
Poczułam się jakby właśnie ze mną zerwał z jakiegoś znanego jedynie jemu, powodu.
Wróciłam do domu, a w mojej głowie panowała pustka. Wielka, przyjemna pustka.
- Lidka, wróciłaś już? - wyjrzała z kuchni babcia. Zmarszczyła brwi dostrzegając mój melancholijny wzrok.
Kiwnęłam głową.
- Chodź, zrobiłam gołąbki - wzięła mnie za rękę i zaciągnęła do stołu, przy którym siedział, cały upaćkany w sosie, Kuba. Uśmiechnął się do mnie pokazując nowo nabyły ubytek w uzębieniu.
- Smacznego - powiedziała i podała mi pełen talerz. Wiedziała, że uwielbiam jej sos, przez co moja porcja wyglądała jak bułka zamoczona w talerzu zupy.
Podziękowałam i zajęłam się jedzeniem, lecz po krótkiej chwili zrezygnowałam. Straciłam ochotę. Rozmieszałam wszystko w talerzu.
- Mamy i Maćka jeszcze nie ma? - zapytałam, aby odwrócić jej uwagę.
- Kamila musi jeszcze uporządkować jakieś papiery i wraca, a Maciek chyba ma jakiś wywiad.
- Aha - wstałam podziękowałam za posiłek.
- Lidka, coś się stało? - zapytała, a ja jedynie pokręciłam głową.
- Wszystko jest okej - odpowiedziałam i na resztę dnia zaszyłam się w pokoju. Czułam się głupio. Jednak mieli rację, nie powinnam do niego iść. Sprawiłam mu kłopot i zbłaźniłam się. Jak ja mu później spojrzę w oczy? Chyba żałowałam.
- Litka, Litka! - do mojego pokoju wbiegł radosny Kuba, rzucając mi się na kolana, o mało nie powodując przechylenia się krzesła. Ostatnio miał jakąś fazę na przytulanie.
- Co się stało? - zapytałam zgarniając mu włosy z oczu.
- Idziesz na basen? Tata i Wiktor idzie. Idziesz? - zapytał, choć znał już odpowiedź. Ja nie pływam. Już nie mogę. Nie chcę. - Proszę, proszę, proszę.
- Wybacz... - uśmiechnęłam się do niego przepraszająco - Ale jak chcesz, to mogę na ciebie popatrzeć - złapałam go za nosek, a on się zaśmiał.
- Ale ja chcę z tobą popływać.
- Jak urośniesz, okej? Wtedy urządzimy sobie takie wyścigi - zaśmiałam się. Kiwnął głową, zgadzając się i wybiegł z pokoju, wymijając zamyślonego Wiktora, który opierał się ramieniem o framugę drzwi.
-Obiecałaś mu... - powiedział, a jego oczy stały się nieobecne - Wiesz, że będziesz musiała dotrzymać tej obietnicy. Bardzo mu na tym zależy.
- Tak, obiecałam. I kiedyś na pewno z nim pójdę - odwróciłam się do niego plecami, próbując uciąć temat.
Chyba zrozumiał o co mi chodziło, bo wyszedł nic więcej nie mówiąc.
A ja ponownie zanurzyłam się w wyrzutach sumienia. Byłam... Jestem okropną siostrą, okropną córką, koleżanką, osobą. A moim głównym życiowym zadaniem jest ranienie innych. Wiedziałam, że zapewne nie będę w stanie wejść do wody. A mimo to, chciałam mu to obiecać. Mieć choć cząstkę nadziei, że może kiedyś. Jednak jest to po prostu dla mnie nie możliwe. A powód nie jest, aż tak mocny, by się nim osłaniać, ale nie potrafię. To dla mnie zbyt wiele...
Nagle moje przemyślanie przerwał krótki dźwięk sygnału nowej wiadomości. Spojrzałam na krótki tekst, którego autorem była Monika. Pytała się jak mi poszło, lecz nie miałam ochoty jej odpisywać. A gdy nie dała spokoju i zadzwoniła, wyłączyłam telefon i... poszłam spać.
________________________________________
Postanowiłam dodać trochę wcześniej...
Tak jak obiecywałam, jest Sowa :)
Spóźnione wszystkiego najlepszego z okazji walentynek i mam nadzieję, że żadna z was nie spędziła ich w samotności. Nawet jeśli, któraś z was jest JAK NA RAZIE singlem xD
Mocno ściskam was wszystkie :*
Rety jak czytałam ten rozdział to miałam tak szeroko oczy otwarte, że przez chwilę myślałam, że mam jakiś wytrzeszcz "tymczasowy" ^^
OdpowiedzUsuńNo powiem Ci tyle tutaj emocji, że do tej pory cała drżę ale kurde czemu Sowa taki taki chłodny? obojętny? no nie obojętny to za duże słowo ale czemu tak się zachował w stosunku do Lidki tam u prawie miłość wyznawała, a ten kurde szaliczek poprawił, masz mu kopnąć w tyłek i powiedz, że ma powrócić ten romantyczny Sebastian! Biedna Lidka taka zamotana w tym uczuciu i co w ogóle o tej całej sytuacji i zachowaniu Sowy myśleć? Co się mu dzieje no kurde :(
I dzięki Bogu, że ma za kumpele tą Monikę i ona jedna dobrze pomyślała w klasie i jej doradziła bo reszta no tak koledzy...ale już rozmawiałyśmy o takich przypadkach w życiu codziennym. :)
Na początku określenie na Wiktora , że jest ograniczonym i na wyginięciu cyklopem, bezcenne haha^^ ty to masz gadane ;)
Teraz czas na...
"lecz gdy myślałam, że się już zatrzyma, wytłumacz" - zjadłaś chyba "y" ;)
i jedno powtórzenie "wymijając zdziwionych kolegów z klasy, którzy właśnie wchodzili do klasy." 2x klasy ;) możesz dać sali ;)
Super rozdział, wciąga jak jasny piorun! Niech się ta tajemnica Sowy wyjaśni! Chce już! Natychmiast!
Czekam na kolejny rozdział oby się szybko pojawił bo nie wytrzymam:((((
Pozdrawiam Cię Serdecznie ;) KV
Kochanie!
OdpowiedzUsuń"Nadęty bufon. Wyrośnięty grzyb. Ograniczony umysłowo i zagrożony wyginięciem cyklop". Skąd Ty to bierzesz?? Normalnie padłam i nie wstaję <3 Hahaha, ubóstwiam Twoje teksty, Lidia jest mistrzynią w wyzywaniu brata :)
I jest w końcu Sebastian, doczekałam się. Zastanawiam się co go gryzie. Dałaś prawdziwą zagwozdkę. Jest taki jakiś smutny, nieobecny, zamyślony, wciąż się bije i w ogóle. Co siedzi w tym chłopaku? Czemu wszystkich odtrąca i chowa tajemnice wewnątrz siebie? Cy Sebastian ma problemy w domu i się buntuje? A może tak jak myślała Lidia to nieszczęśliwa miłość. Poza tym czy Sowa widzi to że Lidka coś do niego czuje? Jestem pewna, że tak, ale w jakiś trudny do zrozumienia sposób odpycha ją od siebie. Niezmiennie podoba mi się w Twoim opowiadaniu, że pokazujesz życie takim jakim jest, nie ma żadnych jasnych barw czy różowych okularów, bohaterowie mają swoje wzloty i upadki.
Lidka rzeczywiście cierpi na słowotok, ale ta jej paplanina była urocza. Wciąż mnie gnębi ten smutek Sebastiana. Proszę, nie trzymaj nas dłużej w niepewności.
Śliczny rozdział.
Ściskam :*
Hejka!
OdpowiedzUsuńDroga Ingo Gryzeldo Bezbarwna II
Dziękuje za piękny komentarz u mnie na blogu! ;*
Co do wpisu:
Pierwsza moja myśl po przeczytaniu: JEST SOWA!
A ta druga: CHCE WIĘCEJ SOWY!
No więc, coś jest nie tak z Sebastianem. Zarówno jak Lidka nie mam pojęcia co, ani dlaczego, ale trzymam kciuki, że nie jest aż tak poważnie.
Oj Lidka naprawdę go lubi. Cieszy mnie to, że próbuje mu pomóc. A ta ich scena w parku… ach, chce jeszcze!
Mam nadzieje, że Lidka odkryje prawdę i pomoże, bo widać, że chłopak ma nie lada problem :)
A może dodasz dla mnie jutro nowy rozdział? ^^
Ściskam,
~ secondvisage
Hej!
OdpowiedzUsuńJest Sowa nareszcie. Lidka poszła porozmawiać z Sebastianem. Martwiła się o niego po tym dziwnym zajściu na korytarzu. Chłopak zachowuje się strasznie dziwnie. Jest taki skryty... niedostępny dla świata. Cieszę się ,że Lidka starała się mu pomóc jednak niewiele to dało.
Czekam na następny rozdział i dużo Sowy zdecydowanie więcej.
Dodawaj szybko nowy rozdział!
Pozdrawiam Danielciax.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że tak późno, ale jakoś od piątku nie byłam na komputerze, który uparcie mi się zawieszał. :( Jako zadość uczynienie obiecuję codziennie wchodzić na bloga i sprawdzać stan dodawanych rozdziałów. ;)
OdpowiedzUsuńKolejna część przygód Lidki jest super!! Ale o co chodzi Sebastianowi, ona się tak troszczy o niego, przełamała się i pogadała i mimo, że jej podziękował oraz docenił jej zachowanie to mógłby postarać się obdarzyć ją, choć odrobinę, zaufaniem. Może w sumie nie powinnam się tak wypowiadać na jego temat, bo nie do końca dużo o nim wiadomo, tylko tyle, że ma teraz problemy, to zaufanie komuś na pewno wyszłoby mu na dobre. ;D No i oczywiście cieszę się, że chłopak wrócił do akcji, tak bardzo za nim tęskniłam!! <3 Ups, czy ja to naprawdę napisałam? ;D
Jedno co mogę powiedzieć to po prostu świetny rozdział, czekam na więcej.!! :D oczywiście więcej Lidki i Sowy - o nim to w szczególności. Chciałabym, na pewno nie tylko ja, więcej dowiedzieć się o tajemniczym Sebastianie, mam nadzieję, że weźmiesz to pod uwagę. :*
Ściskam i życzę weny, bardzo, bardzo dużo weeeny!! ;)
Cześć, trochę (bardzo) spóźniony komentarz, ale teraz mam czas dodać... Przejdźmy do oceny rozdziału.... Mogę jedynie powiedzieć: Akcja się rozkręca więc byle do niedzieli
OdpowiedzUsuńCałusy :**********
Oj kochana!
OdpowiedzUsuńJeśli myślałaś, że nie wrócę po tej mojej sesyjnej przerwie, to się pomyliłaś:)) Znowu jestem na Twoim blogu i nadal mam ochotę czytać Twoje opowiadanie i zadręczać Cię komentarzami z moimi opiniami:D
Postaram się jutro tu do Ciebie wrócić i skrupulatnie nadrobić braki;)
Pozdrawiam Cię i mam nadzieję, że u Ciebie (wbrew nickowixD) było kolorowo:D
Z przyjemnością, chciałabym poinformować, że Rozdział 10 już się pojawił. ;)
OdpowiedzUsuńhttp://azyl-szkarlat.blogspot.com/
CZESC FAJNEGO MASZ BLOGA ;D ale ten rozdział podoba mi się bardzo. Mimo iż kazdy jest tajemniczy ten ma to coś ;)
OdpowiedzUsuńPS.mam jedno pytanie kim jest "Pani Bozia"?
Cześć i dziękuję bardzo :D Miło mi słyszeć tak pochlebne słowa. Do każdego rozdziału próbuję inaczej podchodzić, są jak puzzle życia, które dopiero w całości pokażą wybrany przez los, obraz.
UsuńA Pani Bozia jest Panią Bozią xD Dzięki za wskazanie i mam nadzieję, że do kolejnego :)
Dobry wieczór, Bezbarwna!
OdpowiedzUsuńWłaśnie... padłam i nie wstałam xD
<3"Nadęty bufon. Wyrośnięty grzyb. Ograniczony umysłowo i zagrożony wyginięciem cyklop" <3<3<3 SKĄD TY TO WZIĘŁAŚ xD?!
Ale, ale, przywołuję się do porządku i razem z Tobą zachwycam się pojawieniem Sowy;d Chociaż... jego zachowanie mnie zastanawia. Coś go gryzie, to widzą wszyscy. Że nie chce o tym rozmawiać z rodziną, ani z przyjaciółmi- ok. Ale z Lidką? Coś do niej czuje, więc... czemu by nie miał jej zaufać i zwierzyć się jej?
Ach, te moje filozoficzne rozterki;d
Poniżej kilka uwag:
@"obsypane śniegiem tenisówki"- tu nie ma żadnego błędu. Podziwiam po prostu główną bohaterkę za odwagę, że chce jej się chodzić w trampkach w taki mróz;d
@"aby ostrzec mu" aby ostrzec go
@" Choć, zrobiłam gołąbki" Chodź
Rozdział bardzo mnie wciągnął (i jak zwykle wzbudził takie przyjemne uczucie ciepła przy sercu- Kuba w sosie pomidorowym ^^ Kochany dzieciak;d), dlatego nie rozpisuję się za dużo i lecę czytać jeszcze jeden, chociaż miałam w planach pozostać tylko przy tym;d