niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział dziewiętnasty

Rozdział miał się pojawić wcześniej, ale mi się skasował :c i musiałam pisać od nowa. Ma nadzieję, że się wam spodoba... Miłej lektury
___________________________

     Tak jak myślałam, film nie okazał się dobrą odskocznią od rzeczywistości. Nadal w mojej głowie znajdowała się dzika zgraja nieuporządkowanych myśli, które próbowałam zepchnąć w najczarniejszą otchłań umysłu. Jednakże tylko na próbach się skończyło. Nieokiełznane szeptały mi jaka to ja jestem naiwna. Brzydka, głupia, chora psychicznie, wielka marzycielka, idealistka... Czułam się coraz bardziej tym wszystkim przytłoczona. Nie mogłam usiedzieć na miejscu. Co raz zerkałam w stronę Sebastiana, który siedział obok mnie, ale ciemność, która przewidziała moje plany i otaczała nas, nie pozwoliła mi na bezczelne wpatrywanie się w tego osobnika. Zakryła go. Na szczęście światło bijące z ekranu, delikatnie padało na jego twarz, która się rozluźniła. Jego oczy błyszczały. Siedział po turecku i ze skupieniem, przesuwał palcem wskakującym po dolnej wardze. Zahipnotyzował mnie ten widok. Przesuwał nim nieśpiesznie, niemal jej nie dotykając. Zarumieniłam się i odwróciłam spłoszona wzrok. To nie było dobre... A gdy ponownie na niego zerknęłam, tym razem bardziej dyskretnie, ledwie zauważyłam triumfalny uśmieszek, który z wielką starannością próbował ukryć.
    On wiedział, że się na niego patrzyłam! Co ja mówię... ja się GAPIŁAM!! Ale żenada.. Chcę zapaść się pod ziemię!
    Na moje szczęście, do pokoju wpadł Wiktor z lekkim uśmiechem na twarzy. Zapalił światło oślepiając nas.
    Wstałam i zatrzymałam film.
- Tęskniliście, gołąbeczki? - zażartował, rzucając torbę w kąt pokoju, jednak gdy wyczuł panującą w pomieszczeniu atmosferę, spojrzał na nas z ukosa.
    Zignorowałam jego zaczepkę i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Oparłam się o nie plecami, biorąc głęboki wdech, który miał uspokoić moje rozszalałe serce.
    Lidka, czyś ty zwariowała? Na co ty liczysz?! Najlepiej przestań marzyć i wróć do rzeczywistości. Przynajmniej się nie ośmieszysz...

   Dalszą część weekendu prze leniuchowałam. Siedziałam na komputerze, upiekłam rogaliki z czekoladą, bawiłam się z Kubą i przeczytałam kawałek książki. Ogólnie? Usychałam z nudów. Sebastian wczoraj ulotnił się parę minut po przyjściu Wiktora, więc mogłam odetchnąć. Choć nadal się o niego martwiłam. Muszę się dowiedzieć, dlaczego był taki poharatany. Przecież nie mógł spaść tragicznie ze schodów i mieć spuchniętą połowy twarzy, zbitych żeber i ran na kostkach dłoni. TO jest raczej N I E M O Ż L I W E !

     W tym tygodniu czeka mnie parę kartkówek, ale mam wrażenie, że większość rzeczy mam przyswojone i nie będę musiała zakuwać dniami i nocami. Dziewczyny też były raczej zadowolone. U Ilony bezgraniczne szczęście. Doskonale jej się układa z Krzyśkiem. Stała się naszym źródłem szczęścia. Patrząc na nią, mogłoby się wydawać, że Julek chodziłby cały struty, jednak było zupełnie odwrotnie. Sama nie mogę uwierzyć, ale zachowuje się jak prawdziwy przyjaciel. Choć w oczach da się dostrzec, że to dopiero rozgrzewka, a w tej wojnie, która nadchodzi jak na razie małymi kroczkami, nie będzie brał jeńców.
Monika za to wzdycha... jest szczęśliwa, przepełniona miłością i szczęściem. W większości naszym, ale jest. Chwyta dzień i uśmiecha się do mojego bracika. Miód na serce! Cieszyłam się, że wszystko zaczęło nabierać tempa i nikt nie zostawał w tyle. Wszyscy dawali z siebie wszystko, by wygrać bitwę o szczęście.
     Na korytarzu minęłam się z brunetem, który spojrzał na mnie z dość wyraźnym przekazem. Jak zwykle chciał wszystko kontrolować. Apodyktyczny dupek. Nie miałam zamiaru dzisiaj u żadnej z dziewczyn nocować. Chciałam stanąć twarzą w twarz z moją przeszłością, aby poddać się teraźniejszości, by ta ostatecznie zbudowała bezpieczną mi przyszłość. Nie chciałam uciekać, a na wszelkie konsekwencje byłam przygotowana. Cieszyłam się, że dzisiaj kończę wcześniej od Wiktora lekcję. Miałam też nadzieję, że i on nie zjawi się dzisiaj w domu. Że będzie chciał uniknąć konfrontacji z ''kochającym tatuśkiem''.
     Przez cały dzień rozmyślałam nad pytaniami, które MU zadam. ''Dlaczego nas zostawił?'', ''Czy rzeczywiście mu na nas nie zależało?'', ''Czy był szczęśliwy?'', ''Dlaczego wcześniej się nie odezwał?'', ''W jakim celu wrócił?''... miałam tyle pytań, na które uważałam, że należy mi się odpowiedź. Przez tyle lat chciałam się dowiedzieć, jakie pobudki nim kierowały. A gdy nadeszła ta chwila, która rzucałaby światło na dotychczasową pustkę, niekompletny kawałek mojego serca... nagle mam ochotę się schować w ciemną dziurę. Boję się... tego co mogę usłyszeć. Tego, że może mi się to nie spodobać.
Ale zdecydowałam! Muszę...

- Słyszałaś? - usłyszałam głos Ulki z mojej klasy, która siedziała na ławce obok z taką Olgą. - Podobno Sowicki znowu się pobił. Widziałam go dzisiaj, jest cały poobijany.
- Co?! - zdziwiła się dziewczyna, doprowadzając mnie do bólu głowy swoim piskliwym głosem. - On zawsze był taki męski, ale teraz musi wyglądać jeszcze bardziej booskoo... - rozmarzyła się.
- Głupia! - skarciła ją Ulka, marszcząc swoje narysowane brwi. - Przecież mogło mu się coś stać.
- Tylko nie mów, że namierzyłaś go, jako swój nowy cel - zapiszczała ze sztuczną ekscytacją.
- Ćśś.. Później o tym pogadamy - spojrzała na mnie wilkiem - Ściany mają uszy...

      Otworzyłam drzwi i zdjęłam buty. Serce biło mi jak oszalałe przez całą drogę do domu. Z czasem napięcie narastało i zaczęłam się irytować. Zaplanowałam sobie całą rozmowę. Co powiem, co on odpowie... Chciałam powiedzieć mu, że jest nieodpowiedzialnym idiotą, który uciekł od odpowiedzialności, na rzecz zabawy i młodości, zostawiając nas, mamę, samych sobie. To było strasznie nie fair. Chciałam mu wyrzucić wszystko co do tej pory nazbierało się w mojej głowie, a później wypytać o wszystko, mając nadzieję, że Wiktor niczego nie popsuje.
- Lidia? - usłyszałam zachrypnięty, męski głos. Zesztywniałam. Nie należał on do Maćka. A tato miał być... chyba później. W każdym bądź razie nie spodziewałam się go teraz, musiałam wszystko jeszcze raz przemyśleć!
     Zza framugi kuchni wyłonił się wysoki mężczyzna o karmelowej karnacji, czekoladowych oczach, krótkich ciemnobrązowych włosach z paroma srebrnymi włoskami i parodniowym zaroście. Uśmiechnął się na mój widok, a koło oczu dostrzegłam parę zmarszczek.
     Stałam w miejscu nie mogąc nic z siebie wydusić. Nie potrafiłam. Tak bardzo się zmienił. Odmłodniał. Już nie miał tego zmęczonego wzroku, jego skóra wyglądała na bardziej zadbaną, a ubrania były schludne. Był ubrany w ciemne dżinsy i jasny golf, na który zarzucił marynarkę. A do oczu rzucały się nowiutkie skórzane mokasyny ze srebrną klamerką.
- Tat.. - szepnęłam po nosem, a do oczu naszły mi łzy. I co z moim planem do jasnej cholery!
     Wyciągnął do mnie ręce, a ja wtuliłam się w niego chłonąc jego zapach, którego tak bardzo mi brakowało. Zamknął mnie w swoich ramionach, pozwalając mi cichutko szlochać.
     Tato, tatusiu...
- Cześć, skarbie - uśmiechnął się do mnie, gdy już się uspokoiłam i podniosłam na niego wzrok.
- Cześć, tato - odwzajemniłam uśmiech, a dłonią wytarłam spływającą po policzku łzę.
- Ale ty wyrosłaś - spojrzał na mnie z każdej strony, a ja się zaśmiałam. Pocałował mnie czule we włosy i jeszcze raz przygarnął do twardej piersi. - Tęskniłem - ściszył głos, tak, że tylko ona go usłyszała. Te słowa były tylko dla mnie! I żadne echo nie rozniesie go po całym domu, by każe pomieszczenie, każdy mebel mógł się rozczulić. Nie to należało wyłącznie do mnie.
     Ponownie się w niego wtuliłam.
- Jesteś sam? - odsunęłam się i zdziwiłam, że nie ma nikogo więcej w domu.
- Tak jakoś wyszło - wyglądał na zażenowanego. Podrapał się w brodę i unikał mojego wzroku.
     Zmarszczyłam brwi i poszłam do kuchni, gdzie na stole stały dwa kubki. Jeden był do połowy wypity, drugi zaś ledwie napoczęty.
- Gdzie mama?
- Uciekła - powiedział, siadając przy pierwszym kubku. - Nie wiedziałem co zrobić. Zależało mi na dzisiejszym spotkaniu, wiec jak wyszła, postanowiłem, że poczekam, aż wrócicie ze szkoły - Spojrzał na mnie niepewnie - Mam nadzieję, ze nie jesteś zła, że się tak tu panoszyłem.
     Wzruszyłam tylko ramionami, nie wiedząc co odpowiedzieć i usiadłam na krześle obok, zatapiając się w jego opowieściach. 
On wrócił!
     Gdy usłyszałam hałas otwieranych drzwi, serce podeszło mi do gardła. Wiedziałam, że zaraz skończą się kolory w tej chwilowej historii i zacznie być nieciekawie. Jednak miałam nadzieję...
- Lidia? - usłyszałam szczerze zdziwiony głos Wiktora.
   Cholera! 
   Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i zbliżające się w naszą stronę nerwowe kroki.
    Tato położył mi ręce na kurczowo ściśniętych dłoniach, w które wbijałam sobie paznokcie. Chciał mnie uspokoić.
    Kipiał złością. Wiedziałam o tym. Nienawidził, gdy łamałam obietnice. Ale nic mu nie obiecałam! Jednak byłam pewna, że się wścieknie. Byłam na to gotowa. Tak mi się przynajmniej wydawało.
   Gdy wparował do kuchni, nie potrafiłam podnieść na niego wzroku. Gdy się przemogłam ujrzałam twarz osoby, której wbiło się nóż w plecy.
   Nie! Nie! NIE! To nie tak miało być!
   Chciałam coś powiedzieć, ale ubiegł mnie. Spojrzał na mnie najbardziej wściekłym spojrzeniem, którego nie miałam okazji ujrzeć i szczerze powiedziawszy, bardzo żałowałam, że to się stało.
- Wyjdź stąd - niemal wysyczał, a do kuchni wlał się jad, delikatnie mnie pochłaniając. Nie mogłam wziąć oddechu. Czułam, że się duszę.
- Wiktor - uśmiechnął się do niego starszy Halbert i wstał od stołu, kierując na nim swój wzrok.
- Nie słyszałaś co do ciebie mówię!! - powiedział głośno, a jego ciało zaczęło się trząść.
    O kurwa, co ja zrobiłam!
- Wiktor, posł... - wstałam i zrobiłam parę kroków. Tato stanowił jedyną barierę, odgradzającą mnie od jego spojrzenia przepełnionego agresją? Furią? Żalem? Odepchnęłam go, próbując jakoś załagodzić sytuację.
    Wpakowałaś się w całkiem niezłe gówno. Gratuluję - ironizował rozsądek.
    Wiktor niemal przyfrunął do mnie i szarpnął mną w stronę korytarza. Walnęłam boleśnie w drewnianą futrynę ramieniem. Wiedziałam, że już niedługo pojawi się tam siniak.
- WYPIERDALAJ STĄD, KURWA! NIE CHCĘ CIĘ TU WIDZIEĆ! - wrzasnął, a ja skuliłam się w sobie i uciekłam. Postąpiłam jak prawdziwy żołnierz na polu walki. Normalnie otrzymam za to order odwagi! I do tego honoru!!
     Wspięłam się na schody, nie chcąc zostawiać ich tu samych. Strasznie bolało mnie ramie, a do oczu naleciały mi łzy. Tym razem nie były one oznaką szczęścia. Nagle mój obraz się rozmazał, a wszystkie kolory spłynęły, i zmieszały się ze sobą.
- Co TY tutaj do kurwy nędzy robisz? - usłyszałam syk Wiktora.
- Wiktor, spokojnie..
- Jak mam być spokojny, skoro znowu burzysz nasze życie, jebany dziwkarzu!
- Przyszedłem tu porozmawiać. Pohamuj się!
- Pierdol się! Nikt cie tu nu nie zapraszał. Sam się wpierdoliłeś, to i po dupie zarwiesz!
- Nie przyszedłem się tu bić...
- Tak więc, po co? - zapytał trochę łagodniej, jednak z tą samą, niemal  namacalną wrogością. - Ta dziwka cie zostawiła? Już zrozumiała jaki jesteś popaprany? I może chcesz wrócić?
- Nie nazywaj jej dziwką..- powiedział groźnie.
- Ojoj, tatusiowi puszczają nerwy?
    Westchnął.
- Nie, nie miałem zamiaru wracać.
- Więc po jaką cholerę tu jesteś!? Nie wystarczyło ci jak rozpierdoliłeś nam wszystkim życie?! Nie?! A może znowu chciałbyś popatrzeć, jak one się przez ciebie załamują. Kręci cię to, NIE?! - usłyszałam trzask... zaczęło się.
    Otworzyłam drzwi i uciekłam.
    Ja - tchórz. To wszystko przeze mnie. Gdybym tylko poszła z dziewczynami. Gdybym tylko nie wróciła. Łzy zasłaniały mi jakąkolwiek widoczność. Biegłam na oślep. Nie zależało mi już. Nie obchodziło mnie, czy wbiegnę pod samochód, zderzę się z drzewem, czy może będę biec, aż opadnę z sił. Biegłam za oddechem, który straciłam po wyjściu z domu. Tak bardzo chciałam go odzyskać, tak bardzo jak żeby już do mnie nie wrócił. Zasługiwałam na karę, cierpienie. Chciałam śmierci, a jednak życie mnie wzywało. Zachęcało do kolejnej szansy.
Nie widziałam. Nie czułam. Jedynie hałas miasta i zapchanych ulic, huczał mi w czaszce, co raz sprawdzając jej wytrzymałość.
    Poczułam jakiś mur. Jakąś przeszkodę, która nie pozwalała mi biec dalej. Tak bardzo chciałam ją zburzyć. Zniszczyć. Uciec. Znieczulić się. Zapomnieć. Nie czuć! Nie oddychać! Nie czuć tego wszystkiego! Nie musieć już nic więcej!
- Lidia? - usłyszałam niepewny głos Sebastiana, a jego ręce zaciskały się na moich ramionach, które mnie ocaliły przed bliższą znajomością z twardym chodnikiem.
    Nie tylko nie on. Błagam, okażcie choć trochę litości!
- Co się stało? - jego głos przepełniony był troską, która tylko pogorszyła pogrążyła mnie. Nie zasługiwałam na to. To wszystko moja wina.
    Rozpłakałam się jeszcze bardziej, opadając przed nim na kolana. Nie miałam już sił. Nadal się dusiłam. Nie chciałam już walczyć. Poddałam się... Jednak silne ramiona, dźwignęły mnie i kazały wtulić w ciepłą, twardą pierś, nie należącą, ani do Wiktora, ani do Rafała. Co pociągnęło mnie w górę. Nie tylko fizycznie, ale też i psychicznie. Czułam jak z płuc powoli spada mi wieli kamień, a moje kończyny robią się strasznie ciężkie. Wciągnęłam śpiesznie powietrze, przez co się zakrztusiłam. Poczułam, jak nagle opadam, jednak ramiona nadal mnie podtrzymywały. Próbowałam. Wstałam. Odzyskałam ziarenko nadziei!
     Usiadł, przechylił mnie tak, że siedziałam mu na kolanach. Złapała go za miękki materiał bluzy i wtuliłam się w jego pierś, chowając głowę przed ciekawskimi spojrzeniami drzew, które nas otaczały.
- Ćśś - uspokajał mnie, głaszcząc silną dłonią po plecach. - Już dobrze, ćśś..
     Powoli się uspokajałam, lecz gdy poczułam delikatny pocałunek w głowę, znowu się coś we mnie zgromadziło i ponownie wybuchłam płaczem.
- Lidka, jezu! Już, już - przełożyłam ręce pod jego pachami i splątałam je mu w tali, tak, że mógł mnie swobodnie objąć, chroniąc mnie od wszystkiego co złe. Pozwoliłam mu na to. On to zrobił. Delikatnie podskakiwał nogami. Poczułam się jak małe dziecko. W innej sytuacji uważałabym, że zachował się strasznie słodko, jednak w chwili obecnej, nie mogłam skoncentrować się na jednej myśli.
- Przepraszam - wychrypiałam, gdy już się trochę uspokoiłam. Czułam się cholernie głupio. I nie wiem, który już raz dzisiejszego dnia, zapragnęłam zapaść się pod ziemię.
- Głupia - zaśmiał się, zgarniając kosmyk włosów, który przykleił się do mokrego policzka. - Jak się czujesz? - zapytał, a mnie serce się stopiło przez te jego uspokajające ruchy, ton. Poruszał się tak delikatnie, jakbym pod jakimkolwiek dotykiem, miała rozpaść się na milion kawałeczków.
- A jak wyglądam? - uśmiechnęłam się do niego, wiedząc, że mam strasznie opuchnięte oczy, spierzchnięte usta i jestem cała czerwona. A o włosach już nawet nie wspomnę...
    Zaśmiał się tak łagodnie i musnął mój czerwony policzek palcami. Powiedział coś cicho, czego nie zdołałam dosłyszeć, gdyż poczułam nagle zmęczenie i ziewnęłam przeciągle.
     Poczułam się bezpieczna, tak bardzo, że nie zorientowałam się nawet kiedy odpłynęłam...

______________________

Agrfww... *-* ratujcie, bo wpadnę w samozachwyt! <3 bosze, ale mi się chop udał xD
Rozdział mi się szaleńczo podoba. Wybaczcie za ewentualne błędy.
A teraz najfajniejsza część, mianowicie: czekam na Wasze opinie ;D
PS. Bonus pojawi się już niedługo. Planuję go na ostatni dzień w roku, więc trzeba rozstrzygnąć spór.
WIKTOR          czy           KAMILA

A może wszystko się zmieni? ;p
Wybierajcie, kogo bardziej chcecie poznać :)
Czekam do jutra do 18. Jeśli będzie remis, sama wybiorę.
Gorąco pozdrawiam.

6 komentarzy:

  1. O ile tamten rozdział był bardzo pozytywny, zabawny, to ten... Jakoś smutno mi się zrobiło przy końcu. Spotkanie Wiktora i Lidki z ojcem było przykre. Jakkolwiek wiele zła zrobił ich rodziciel, to wydaje mi się, że jednak nadal jest kimś, kto dał im życie i właśnie dlatego powinni go szanować. Co więcej, stara się złapać kontakt z dziećmi, a to już coś! Wiem, bo sama chciałabym złapać kontakt z tatą mojego taty, którego ostatnio widziałam 5 lat temu i mówiłam do niego przez "pan" a on nawet nie znał mojego imienia- a gdyby tylko chciał rozmowy, to ja naprawdę byłabym mu wstanie wybaczyć wiele złego. Ale on nie chce.
    Więc tym bardziej na miejscu Wiktora doceniłabym starania jego ojca.

    @" On wiedział, że się na niego patrzyłam! Co ja mówię... ja się GAPIŁAM!! Ale żenada.. Chcę zapaść się pod ziemię!"- tu był ten fragment, kiedy się jeszcze śmiałam xD

    @" Nie słyszałaś co do ciebie mówie!! - wrzasną," WRZASNĄŁ

    To na tyle. Do usłyszenia!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację mi również rozdział bardzo się podoba.
    Ten cały powrót taty ,a później spotkanie Sebastiana...mmm.
    Przy okazji u mnie 10 rozdział.
    Pozdrawiam Danielciax.

    OdpowiedzUsuń
  3. Informuję, że u mnie już jest nowy rozdział „Odrobiny szaleństwa”. A dzisiaj życzę szampańskiej zabawy i Szczęśliwego Nowego Roku! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam cię do Versatile blogger award.

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę przyznać ,że przyjaciółka zachęciła mnie do przeczytania tego bloga i szczerze nie żałuje, bo jest genialny. A do tego każdy rozdział posiada pewną cząstkę, która go wyróżnia od pozostałych po prostu zachęcasz czytelnika, raz wprowadzając w smutek i zakłopotanie a nagle w radość i spokój wewnętrzny :** MEGA
    - niedostepna

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja Kochana!

    Serdecznie dziękuję za Twój cudowny, pozytywny komentarz :*
    Wcale nie dziwię się, że wpadłaś w taki samozachwyt, bo rozdział jest fantastyczny!
    C U D O W N Y!!!<3<3<3
    Zacznę od tego, że ta pierwsza scena pomiędzy Lidią i Sebastianem w pokoju Wiktora... Uuuu pełna napięcia i emocji. Normalnie czułam jak między tą parą przeskakują iskry! Czyżby Lidka się zadurzyła? Jeśli tak liczę że jest to obustronna relacja i Sebastian też coś poczuł! Ale byłoby nieziemsko! Tyle rozdziałów za mną, a ja jeszcze nie doczekałam się romansu! Zapamiętaj sobie: Alex kocha romanse!!! <3 :D Normalnie głupawki zaraz dostanę.
    W rozdziale są takie dwa smaczki, które pozwoliłam sobie wyłapać:
    ^ "Wszyscy dawali z siebie wszystko, by wygrać bitwę o szczęście" oraz
    ^ "Biegłam za oddechem, który straciłam po wyjściu z domu. Tak bardzo chciałam go odzyskać, tak bardzo jak żeby już do mnie nie wrócił."
    Cudowne, napisane od serca zdania. Zazdroszczę talentu!
    Spotkanie z ojcem było bardzo przykre. Widać, że Lidia chciała się pogodzić, że przypomniała sobie jak bardzo kocha ojca. Wiktor zareagował impulsywnie ale czy jest się czemu dziwić? Lidia rzeczywiście postąpiła nieco tchórzliwie tą ucieczką ale z drugiej strony miała stawać na przeszkodzie tego rozwścieczonego byka, jakim był Wiktor? Zastanawiam się czy chłopak zauważył że ją skrzywdził? Teraz pewnie i ich czeka poważna kłótnia :/
    Ta końcówka z Sebastianem który pociesza Lidię jest wspaniała, urocza i najlepsza!!! Wyszła Ci rewelacyjnie! <3 Jezu, ja chcę żeby oni byli razem!!!

    Ściskam serdecznie! :*

    OdpowiedzUsuń