piątek, 4 października 2013

Rozdział trzynasty

MIŁEJ LEKTURY! : )

     W tamtym momencie przeraziłam się na maksa. Stanęłam za chłopakiem, próbując dostrzec w ciemnym wnętrzu źródło owego dźwięku. Otworzyłam oczy ze zdziwienia, gdy ujrzałam małe żółte oczy oraz różowe języki.
     Szczeniaki w takim miejscu? 
- Jak one...? - nie wiedziałam jak to wytłumaczyć. Maluchy wybiegły z domku i zaczęły biegać wokół nas, co jakiś czas próbując wskoczyć nam na kolana.
- Nie wiem, możliwe, że ktoś je tu podrzucił - Sebastian podzielił się ze mną swoimi domysłami. Wyciągnął jakieś zawiniątko z kieszeni, które okazało się kilkoma kromkami chleba i kawałkiem kiełbasy. Rozdzielił jedzenie na cztery równe części i podał szczeniętom. 
- Pytałem dzisiaj na treningu, czy któryś z chłopaków nie chce ich adoptować. Znalazło się trzech chętnych, ale jeszcze nic do końca nie wiadomo. Ja nie mogę mieć psów, więc też odpadam - tu spojrzał na mnie - Ty chyba nie masz zwierząt. Może chcesz jednego? - zapytał z nadzieją, podnosząc brązowego futrzaka do góry. Psiak podniósł zaciekawiony uszy i spojrzał na mnie z ciekawością w oczach. 
- Nie wiem - odpowiedziałam wymijająco. Jak dotąd nigdy nie mieliśmy zwierząt w domu, nie licząc rybki sąsiadki, którą opiekowaliśmy się przez tydzień. - Zapytam - uśmiechnęłam się i pogłaskałam psiaka, który położył łeb na mojej nodze. 
      Wróciłam do domu godzinę później. Po zabawie ze szczeniakami i półgodzinnym spacerku, byłam trochę zmęczona, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
      Zdjęłam buty i weszłam do salonu, gdzie przed telewizorem siedziała mama z Kubą. Oglądali jakieś kreskówki. Na fotelu obok siedział Maciek zaczytany w jakąś aktualną gazetę. 
- Cześć wam - przywitałam się, siadając na podłokietniku kanapy. Odkiwali mi jedynie głowami, nie dając się wybić z rytmu.
- Chciałabym się zapytać - zaczęłam zastanawiając się jak przeprowadzić tą rozmowę. - Bo słyszałam, że zwierzęta dobrze wpływają na małe dzieci. Bardzo dużo można się od nich nauczyć i..
- Nie - ucięła stanowczo mama, nie patrząc mi nawet w oczy.
- Ale dlaczego? 
- Dlaczego? - zainteresował się Kuba.
- Bo one są niebezpieczne, a poza tym są brudne i mogą nas czymś zarazić. 
- Zwierzęta są czystsze od ludzi! - odparowałam jej - a poza tym szczeniaki można wytresować, w cale nie muszą być groźne. To zależy jak się je wychowa.
- Lidka, nie.
- Maciek, pomóż - zwróciłam się do blondyna, który podsłuchiwał się naszej rozmowie zza muru obronnego, który w pewnym sensie miał oddzielać go od poligonu zdań. Próbował nie uczestniczyć w walce, ale mimo swej woli, został czynnym obserwatorem, którego każda ze stron chciałaby przekupić w zamian za drobne poparcie, które popchnęłoby ją do zwycięstwa - Tato!
- A jakie zwierzę masz na myśli? - dopytywał, odkładając na bok prasę. 
- Psa. Ktoś zostawił szczeniaki w opuszczonej części parku. Znajomy pyta się czy ktoś nie chciał by ich przygarnąć, a wiem, że większość dzieciaków chce mieć zwierzątko. I Kubie, i nam wyjdzie to na dobre. 
- Zwolnij dziewczyno - Maciek zmarszczył brwi zastanawiając się nad moim argumentem. 
- Chce Pieska - powiedział radośnie Kuba do mamy.
      Mama spiorunowała mnie wzrokiem i spojrzała na syna, chcąc mu przedstawić racjonalne argumenty dążące do podważenia mojej prawdy, a wskazania jedynego prawa przynależącego do niej.
- Nie. Jak będziecie mieli własny dom, to będziecie mogli wziąć sobie tyle zwierzaków ile będziecie chcieli, ja się nie zgadzam i koniec tematu.
- No Jezu! Mamo proszę, będę się nim opiekować, nauczę go wszystkiego.
- Ja tez nauce!
- Już powiedziałam co myślę na ten temat. Nie będę się powtarzać.
      Och, czyli tak to działa. Jak ja coś chcę, to nigdy tego nie dostanę, ale jak ona musi wyjść gdzieś i nie może wziąć ze sobą Kuby, to w tedy jest się miłym i nie patrzy się czy ja chcę czy nie chcę.
- Dobra, ale mnie o nic więcej nie proś! 
- Okej - odpowiedziała niewzruszona. 
- Okej - powtórzył Kuba i zsunął się z kanapy, po czym wepchnął się na kolana Maćka.
     Uśmiechnęłam się do Maćka i młodego, po czym wyszłam z pomieszczenia, pokazując jak bardzo jestem zadowolona z końcowego efektu rozmowy. Wdrapałam się na górę i skierowałam w stronę pokoju Wiktora. Zanim jednak dotknęłam drzwi, otworzyły się one z impetem, a w progu stanął sam starszy brat.
- Spadaj młoda - warknął do mnie, czekając aż się przesunę. Niemalże widziałam jak para ucieka mu przez uszy, tęczówki zwęziły się jak u węża gotowego do pożarcia swojej namierzonej ofiary, a silne dłonie zaciskają się na przygotowanej do boju klamce.
- Ej, coś się stało?
- Gówno się zesrało! Ot co się stało - wysyczał ze złości. - Coś jeszcze?
- No tak, wywal się do mnie z mordą, a nawet powodu nie podaj. Geniusz z ciebie, wiesz? 
- Odpierdol się - popchnął mnie na ścianę, wyminął i zbiegł po schodach, a po jego obecności zostało tylko echo trzaskających drzwi. 
- Idiota. Idiotyzm. Idiotyzm się szerzy! - powiedziałam sama do siebie. 
     Przez kolejne pare dni próbowałam namówić mamę, aby jednak pozwoliła mi wziąć tego szczeniaka. Jednak skutek był ten sam, co wiązało się z częstszymi i cięższymi wymianami zdań, które później rokowały na atmosferę w domu. Niechętna do dalszych dyskusji i wysłuchiwania uwag typu ''Jesteś na tyle dorosła, żeby wiedzieć, że nie powinnaś się tak zachowywać. To Ci nie przystoi'', spędzałam daleko od miejsca skażenia. Jednakże i mój azyl miał wyznaczone godziny otwarcia, i tuż z ostatnim promykiem opuszczającym moje towarzystwo, wypadało wrócić do domu, co nie było bardzo pociągającym pomysłem. A jak już się na poligon wróciło, to nawet armie neutralne nie dawały schronienia, bo jedna z nich nie raczyła nawet przyznać się do własnych problemów wewnętrznych.
     Jedyną odskocznią, a jednocześnie chaotycznym skupiskiem negatywnych myśli, był zbliżający się rok szkolny i mimo jego nagłego pojawienia się, nikomu nie poprawił się humor. Co było dość dziwne zważywszy na to, iż budynek, będący skupiskiem rozwydrzonych bachorów z różnych środowisk, miał się stać naszym drugim domem. Wyjątkiem, z którego się cieszyłam było to, że mój kochany braciszek od września miał chodzić ze mną do szkoły. Jakoś dodawała mi ta informacja odwagi, której i tak miałam pod dostatkiem, patrząc na szpetne odbicie w lustrze. Ale cóż odwaga ma wspólnego z pewnością siebie?
       Tak właśnie spędziłam pozostałe cztery dni. Spędziłam łażąc po sklepach w towarzystwie Maćka, który co raz rzucał papierek na ladę. Był on w pewnym sensie wynikiem kompromisu, gdyż z naszą mamą nie leży się dogadać. Ona wie swoje, ja wiem swoje. Maciek jest takim pomostem, który łączy nas w codziennym funkcjonowaniu, jednak nie przeczę, że jest to jego wymarzona funkcja. Przynajmniej w domu ciszej.
       Przed wielkim dniem, w którym mieliśmy zadebiutować na doroślejszej scenie, którą rozstawili przy drodze życiowej, aby każdy kto się przez nią przeprawi choć raz zapoznał się z twarzami młodych artystów, zorganizowaliśmy spotkanie filmowe. Jak zwykle odbywało się ono w domu Ilony, gdyż jej rodzice korzystając z ostatnich dni wakacji, postanowili zabrać bliźniaki do babci, pozostawiając nam dom do dyspozycji.
        Zamówiliśmy pizze, zakupiliśmy przekąski oraz bąbelki i w pełnym składnie plus jeden, zaczęliśmy oglądać ''Metro'' stary, polski musical.
- Aż mnie rwie do tańca, gdy na nich patrzę - zwierzyła się pani gospodarz, rozciągając się na kanapie, po czym ponownie opadając w zgięcie ramienia pana Krzyśka, który nie wydawał się być niezadowolony z takiego przebiegu sytuacji. Co innego Julian.
- Nie dziwię się - podzieliła jej entuzjazm Monika, która uwielbiała tego typu spektakle. W jej oczach kołysały się wesołe ogniki, a usta lekko się uchyliły ukazując pełen aprobaty zachwyt. - Ale on wyglądał jak był młody, normalnie nie mogę. Przystojny był - potwierdziłam jej słowa kiwnięciem głowy. Robert Jankowski genialnie poradził sobie w swojej roli, a jak zobaczę go w ''Jaka to melodia'' będę w nim widzieć młodego Janka, który podbił mnie swoją grą aktorką i głosem.
- No nawet, nawet. Ale drugi raz bym tego nie obejrzał - rzucił Krzysiek na co Ilona automatycznie się podniosła.
- Jak to? Nawet gdybym Cię poprosiła?
- No wtedy to bym się zastanowił - zaśmiał się ponownie ją do siebie przyciągając.
- Rzygam tenczom - Julek przewrócił swymi pięknymi oczyma, w których niejedna mogłaby utonąć, a on, mogę się założyć, że nawet nie rzuciłby jej koła czy deski na ratunek. Biedna ta co zapawa doń uczuciem! - Oglądamy coś jeszcze? - zapytał pozbawionym uczuć głosem.
- Może jakiś horror?
- Nieee, o tej porze? Może ''Pojutrze''?
- O nie! Monika ja nie wiem ile razy możesz to oglądać, ale mi się to już znudziło.''Czarny łabędź''?
- Jakoś mnie nie ciągnie do niego - skrzywiłam się. Nie do końca wiedziałam czemu nie chciałam tego oglądać, ale ani okładka, ani pozytywne opinie czy sam opis jakoś do mnie nie trafiał.
- Na prawdę musisz to kiedyś obejrzeć - przekonywała mnie po raz enty Monika. To ona z nas wszystkich była największą znawczynią filmu. Wszyscy polegaliśmy na jej guście.
     Uśmiechnęłam się do niej co natychmiastowo odwzajemniła. Podczołgałam się do DVD i zaczęłam szperać przy płytach, szukając czegoś odpowiedniego.
- To co Julek - zaczęła niewinnie Ilona. - Pójdziesz z Lidką jutro na rozpoczęcie, nie?
     Chłopak spojrzał to na nią to na mnie, jednak nie obdarzyłam go nawet najżałośniejszym spojrzeniem. Jakoś nie umiałam z nim normalnie gadać po tej kłótni. Nadal miałam mu za złe to co wtedy powiedział. Nie sądzę, że jestem święta, ale on też postąpił nie fair.
- Przecież mówiłem - odpowiedział bez krzty entuzjazmu.
     Ilonę nie zadowoliła taka odpowiedź co było widać to po jej przyśpieszonych ruchach i lekkiej zmarszczce nad nosem.
- Liczymy na Ciebie. Jak z Moniką załatwimy sprawy w sekretariacie to spotkamy się przy krzesłach.
     Blondyn prychnął w odpowiedzi, nie patrząc w jej stronę.
- O co Ci chodzi? - zapytała zdezorientowana.
     Podziwiam jej ślepotę. Przecież na wejściu widać, że Julek coś do niej czuje. W każdym swoim stonowanym, nienaturalnym geście wyraża całą swoją miłość. Nawet w tym swoim prychaniu. A jego oczy? Zdradzały wszystko. Był jak otwarta księga, w którą trzeba się wczytać.
- O nic mi nie chodzi. Po prostu nie wiem ile razy można powtarzać to samo - rzucił oschle.
- Jezu, Julek uspokój się!
- Ależ ja jestem spokojny. Jestem tą pierdoloną oazą spokoju.
- No tak, właśnie widać i słychać. Przestań owijać w bawełnę tylko powiedź o co ci chodzi.
- Skończcie mi rozkazywać! - wstał i obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem. - Mam dość tego, że cały czas ingerujecie w moje decyzje. Uwierzcie, mam swój rozum i można mi zaufać - po minie brunetki można było dowiedzieć się, że to o czym on mówił było abstrakcją, do której tylko autor i osoby wtajemniczone mają klucz. Ja wiedziałam. Rozumiałam. On mówił do mnie, nie chciał abym się wtrącała.
- Gościu weź się uspokój. Nie jesteśmy w podstawówce, jeśli chcesz się wyżyć to idź na basen albo weź udział w jakiejś walce, a jak chcesz coś powiedzieć to powiedź do jasnej cholery, bo nikt nie chce wysłuchiwać twoich lamentów. Chłop jesteś czy baba?
- Wiesz co Krzysiek? Gówno wiesz, a mówisz jakbyś nas tu wszystkich dobrze znał od lat. Nic ci do tego czy powiem, czy nie. To kurwa, nie jest twoja sprawa. Jasne? - Krzysiek wstał i spojrzał wściekle na Julka. Przez chwile tak stali i się mierzyli wzrokiem. Walczyli o władzę. Jakbyśmy byli w jakimś pieprzonej dziczy, gdzie potrzebujemy potężnej alfy, która poprowadzi nas niczym zbłąkane owieczki, w drodze do wyznaczonego celu. Innym, drugim celem, jest zawładnięcie samowystarczalnością kobiety alfa, którą nie tyle co wybrałyśmy jednomyślnie, co oni zapragnęli chronić.
     Monika zaniepokojona dalszym rozwojem akcji wstała i stanęła pomiędzy nimi, ze stanowczością wymalowaną na twarzy próbowała załagodzić całą, tą chorą sytuację.
- Ej, wyrażaj się! Nie jesteś wśród bydła.
- Ej, ej, chłopki. Dosyć już się nagadaliście. Spokój, bo jak nie to ochlapie wodą, aby schłodzić wasze buchające parą łby.
- Jakież ty masz wielkie mniemanie o sobie - zakpił Julek. Złość wychodziła mu już uszami w postaci prawie widocznej, zielonej trawki, po której hasały sobie wesoło zające.
- W sumie mogę. Bo widzisz, moje mniemanie ostatnio wzrosło, a twoje może jedynie spaść, co jest bardzo prawdopodobne w obecnej sytuacji - on wiedział! I wykorzystał to, to był cios poniżej pasa. TO BYŁO NIECZYSTE ZAGRANIE!
      Wstałam, lecz zanim zdążyłam jakoś ostudzić całą tą i tak niemalże palącą atmosferę, pięść Julka zetknęła się ze szczęką Krzyśka. Chłopak lekko się uchylił, nie spodziewając się takiej reakcji ze strony swojego przeciwnika, jednakże jego odruch nie pomógł mu uniknąć ciosu. Chłopak zachwiał się, a po chwili rzucił wściekły na Juliana, odpowiadając mu z podwójną siłą. Przez chwilę się szamotali, aż Julek nie padł na ziemię pod naporem Krzyśka, jednak sytuacja cały czas się zmieniała. Zaczęłyśmy krzyczeć. Wraz z Iloną próbowałam odciągnąć Julka od zasłaniającego się pięściami chłopaka. Jednak w całym tym harmiderze, Ilona, która była jednocześnie nagrodą w tej walki, chcąc zatrzymać swego przyjaciela, wtargnęła na teren lotu ręki. Dziewczyna padła na podłogę, chwytając się za twarz. Nagle wszyscy zamarliśmy. Już nie ważne było kto wygra, kto zaczął, czy nadal będą się naparzać czy nie. Wszystko tak nagle straciło sens. W ich oczach dało się zauważyć zmieszanie, zaskoczenie, a później zmieniło się u Julka w złość na samego siebie, żal i współczucie. Krzysiek podniósł głowę, potrzebował chwili, aby przyswoić sobie wszystkie informacje.
      Puściłyśmy blondyna i jak najszybciej podeszłyśmy do Ilony, która nie odwracała się do nas twarzą.
- Ej, Ilka - zaczął niepewnie winowajca.
- I co żeś zrobił idioto! - wydarł się na niego Krzysiek wstając i lekko się chwiejąc próbował spojrzeć na twarz Ilony, którą skutecznie ukrywała we włosach.
- Żyjesz? - szepnęłam na tyle głośno żeby mnie usłyszała.
     Kiwnęła głową i usiadła na kanapie nadal nie zabierając włosów.
- Wyjdźcie - powiedziałam zwracając się do dwóch przedstawicieli płci pozbawionej racjonalnego myślenia.
- Co, ale przecież... - Krzysiek próbował się wymigać - To nie ja ją walnąłem! Niech on wyjdzie.
- Ilona, przepraszam - Julian zmierzwił dłońmi włosy, nerwowo przechadzając się po pokoju.
- Wynocha! - nie wytrzymałam. Podeszłam do drzwi, po czym otworzyłam je dając im do zrozumienia, że zabawa się już skończyła.
     Chłopaki spojrzeli na Ilonę, która cicho rozmawiała z Moniką. Julek jakby chciał podbiec do niej i opatrzyć, po czym opiekować się dopóki ślad nie zniknie. Krzysiek natomiast wyczekiwał, aż powie coś co każe nam się opanować. Wyrzuci nas z domu, a tylko jemu zaproponuje aby został.
- Głusi?! Mam wam pomóc? - zirytowałam się nie na żarty. Przewróciłam oczami jak Krzysiek podniósł zaskoczony brwi, jakby nie spodziewał się, że to do niego mówiono.
- Przepraszam - ostatni raz powiedział blondyn, po czym zmartwiony i przepełniony poczuciem winy, wyszedł.
- Ilona?
- Idź! - w jej głosie czuć było wściekłość, żal, poczucie winy i inne emocje, które nie powinny się do niej doczepić.
     Po paru minutach zastanawiania się, zdecydował się spełnić jej żądanie. Niechętnie, ale jednak to zrobił. Nie byłabym sprawiedliwa, gdybym nie wspomniała, że i on źle się z tym czuł. Może jednak nie był takim zadufanym w sobie jedynakiem, którego wszystkie życzenia się spełniają dzięki bogatym rodzicom. Może będą jeszcze z niego ludzie. Ale bądźmy realistami. Nadzieja matką głupich i swych dzieci nie lubi.
      Ochłodziłyśmy Ulczykównie policzek, który zdążył już nieźle napuchnąć. Pozbierałyśmy rzeczy i długo rozmawiałyśmy, aż do przyjazdu jej rodziców. Omówiłyśmy szczegóły co do jutrzejszego dnia i rozeszłyśmy.

      Właśnie wchodziłam do szkoły, gdy zauważyłam Julka opierającego się o marmurowy murek.
Spojrzałam niepewnie na Wiktora, który niezlękniony nowym miejscem, bardziej zaciekawiony jakimi regułkami przywitają go nauczyciele, szedł lekko bujając swoimi i tak szerokimi ramionami. Chłopak jak to przystało na starszego brata, pospolicie mnie olał pozostawiając jedynie suche ''trzymaj się''. Westchnęłam i podeszłam do poturbowanego blondyna, który dopiero co mnie zauważył.
- Co z Iloną?! - zainteresował się, zrywając z miejsca.
- Może tak na początek ''dzień dobry'' albo ''hej, jak miło cię znowu widzieć'' - zbeształam go. Nie ma to jak rozpocząć dzień z takimi miłymi powitaniami. Aż od razu człowiekowi chce się żyć!
- Hej, jak miło cię znowu widzieć - powtórzył wkładając w to tyle szczerości, co sarkazmu i gry aktorskiej - Jak bardzo jest wściekła?
- Bardzo. Możemy już iść? - westchnęłam i założyłam ręce na piersi, po czym spojrzałam na niego przelotnie. Miał rozciętą dolną wargę, siniaka na kości policzkowej i niechlujnie zabandażowaną lewą rękę, którą chował w kieszeni czarnych, eleganckich spodni.
      Westchnął i skierował się w stronę (jak mniemam) hali, na której miało się odbyć rozpoczęcie roku szkolnego.
      Pomieszczenie było ogromne, a poustawiane na jednej stronie krzesła i trybuny nad wejściem jeszcze dodawały im rozmiaru. Nagle poczułam tremę związaną z nowym miejscem, zrobiło mi się gorąco i zimno jednocześnie. Zapragnęłam się stamtąd ulotnić, lecz wiedziałabym, że nie było by to na miejscu. Rozpoczęła się droga do dorosłości. Nie ma odwrotu, można jedynie iść naprzód. Życie to ścieżka pełna rozwidleń, ale widząc swój główny cel, potrafimy określić w jakim kierunku zmierzamy, nawet jeśli nadkładamy drogi dla innej, mniejszej sprawy to i tak ten jeden najważniejszy jest zawsze dla nas widoczny. To nasz sens istnienia.
      Usiadłam na drewnianym, składanym krzesełku w wyznaczonym dla naszej klasy miejscu witając się z zebranymi, których większość poznałam na ognisku. Julek usiadł koło mnie kiwając im głowom. Nie był zbytnio zainteresowany całym tym przedstawieniem. Ale nie dziwię mu się. Nie tylko jego męczyła cała ta sytuacja.
Siedzieliśmy w ciszy, gdyż żadne z nas nawet nie pomyślało o tym, żeby ją przerwać. Mimo, że nie była ona komfortowa, to jednak zdecydowaliśmy się przedłużyć jej istnienie.
      Zaczęłam się bawić telefonem, przekręcając go w palcach. Cholernie się denerwowałam. Dzisiaj rano, jeszcze przed wyjściem dostałam esmsa, że dziewczyny trochę się spóźnią. Nie wiedziałam czy krył się za tym jakiś straszny powód czy może zwyczajnie zabrakło im czasu.
      Rozejrzałam się po sali wypełnionej rozmawiającymi uczniami, którzy opaleni, wypoczęci i ''szczęśliwi'' wrócili do tego przerażającego budynku. Gdzieś z tyłu dostrzegłam Wiktora, który już znalazł sobie towarzystwo. Zawsze mu tego zazdrościłam, że potrafi dogadać się z każdym człowiekiem, nie ważne jaki by był jego poziom skurwielstwa. Stał do mnie plecami, lecz po chwili, zapewne wyczuwając mój wzrok, odwrócił się i rozejrzał się po sami szukając mojej osoby. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się lekko dodając mi otuchy, po czym znowu się odwrócił.
     Westchnęłam cicho, a moją uwagę przykuł szept niedaleko siedzących dziewczyn, które żywo o czymś dyskutowały. Rozejrzałam się po siedzących i dostrzegłam, że wszystkich coś obruszyło. Zmarszczyłam nieświadomie brwi ciekawa co dokładnie jest tematem ich rozmów. Gdy nagle dostrzegłam zmierzające w naszą stronę dziewczyny. Chciałam im energicznie pomachać, gdy zobaczyłam skuloną i niepewną Ilonę, która była dość mocno umalowana. Jednakże makijaż nie do końca zakrywał wielkiego siniaka pod okiem. Swój niepokój prawie idealnie zakrywała uśmiechem.
       Spojrzałam na Julka, który jak zaklęty wpatrywał się w dziewczynę. Był przerażony w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ponownie zerknęłam na dziewczyny, które przechodziły między krzesełkami. Monika powiedziała coś do Ilony i uśmiechnęła się do mnie łagodnie. Po szeptach pozostało jedynie nikłe wspomnienie, które w przerażającym tempie blakło. Przeszły ostatni dzielący nas metr i usiadły obok, witając nas prawie szczerymi uśmiechami. Co oczywiście odwzajemniliśmy.
- Hej.
- Cześć.
      Julek przeczesał swoją blond czuprynę dłońmi, opierając łokcie na kolana. Na środek sali wszedł dyrektor. Wszystko się teraz zaczęło. Hałas był nie do opisania. Orkiestra siedząca po drugiej stronie sali wygrywała jakiś hymn szkoły. W uszach mi brzęczało od coraz głośniejszych rozmów, które po chwili zmniejszyły swoje natężenie. Spojrzałam na Julka, który wstał i skierował się w stronę wyjścia, w tym samym czasie uczniowie usiedli, a swoją przemowę zaczął siwy dyrektor...
___________________________
Noooo i jak wam się podoba? ;D
Mam nadzieję, że nie spartoliłam niczego... jestem pełna wiary ^^

10 komentarzy:

  1. Uuu tego się nie spodziewałam chłopcy się pokłócili i ucierpiała Ilona.Mam jednak nadzieję ,że to nic poważnego i wszyscy znów się pogodzą.Lidia pierwszy dzień w nowej szkole zobaczymy co się wydarzy.Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Łiiiii!!!! Nowy rozdział!:D
    Zabrałam się do BARDZO DOKŁADNEGO I WNIKLIWEGO czytania, więc postanowiłam zwrócić większą uwagę niż zwykle na błędy (spokojnie, to nie jest skutek mojej wrodzonej złośliwości, a raczej z życzliwości;))
    Znalazłam takie drobiazgi:

    >"Jak one?" >> wydaje mi się, że wypowiedź Lidki mogłaby wyglądać tak: "Jak one...?". Wielokropek przed znakiem zapytania podkreśliłby dodatkowo jej zdziwienie.

    >". Może chcesz jednego? - zapytał się"->> Raczej wystarczy samo "zapytał", skreśliłanbym to "się", bo pyta kogoś, a nie samego siebie

    >" - A jakie zwierze masz na myśli?"- haczyk przy "ę" zagubił się ;)

    >"Geniusz z ciebie wiesz? " przed "wiesz" przydałby się przecinek

    >"budynek będący"- oddziel przecinkiem te wyrazy

    >"aby każdy kto się"- każdy, kto

    >"patrze - zwierzyła"- haczyk przy "ę";)

    I na tym koniec moich poprawek: źle mi się czytało, dopisując co chwilę coś do tego komentarza, a treść mnie wciągnęła na dobre. Oj, nie spartoliłaś niczego dziewczyno!
    Śmiałam się przy "oazie spokoju", zamarłam w bójce Krzyśka i Julka, wściekałam się razem z dziewczynami i irytowałam się grą aktorską Julka. Wciągnęłam się na dobre:D

    Jak rozdział 14 nie pojawi się w ciągu tygodnia, to osobiście Cię uduszę!

    Czuję się... usatysfakcjonowana :D To chyba jeden z Twoich najlepszych rozdziałów- widać, że kręciło Cię to, o czym chciałaś napisać, i to było widać. Pasja zawsze się zdradza;)

    Ps. Kiedy jakiś rozdział bonusowy? :D

    Pozdrawiam Cię serdecznie i cieszę się, że szkoła nie wciągnęła Cię na tyle, by zaniedbać tego bloga;)!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za wyznaczenie błędów, na pewno z tego skorzystam ;D
    Jejciu, aż tyle uczuć? To znaczy, że w pewnym stopniu udało mi się Wam coś przekazać ^^ Jeeeej! W końcu!
    Co do bonusu... to pojawi się on dopiero za 6 rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam do mnie na kolejny rozdział .

    OdpowiedzUsuń
  5. I znowu tak bardzo mi głupio, kiedy ktoś nie ma zakładki 'SPAM', a ja musze niepotrzebnie zaśmiecać miejsce pod notką. Ale cóż. Dopiero zaczynam z tym blogiem. Gybyś chciała wpaść, to wpadaj. Serecznie zapraszam! http://wspomnienia-zielonego-sznura.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny ;*
    Czekam z niecierpliwością na kolejny :*

    Zapraszam :D >http://welcome-my-lifee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozbawił mnie napis w prawym górnym rogu- ale i uspokoił- do niedzieli się tu coś pojawi:D!

    Tralalala:D

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo ciekawe zapytanie w tytule bloga. To ważne by mieć na tyle własne zdanie, i czuć się na tyle silnym by się postawić przeciwnościom i temu, co nie łatwe, by coś zmieniać.
    ps.
    Przy okazji zapraszam do siebie na bloga wierszem pisanego, gdzie są zawarte wątki filmowe, muzyczne, a przede wszystkim również życiowe. Bo życie też pisze własne historie...

    OdpowiedzUsuń
  9. Droga Bezbarwna!

    Przepraszam, że długo mnie tu nie było, ale przygotowania do świąt i w ogóle. Dziś mam chwilkę czasu więc z wielką radością zasiadłam do kolejnego rozdziału.
    Ludzie są bezduszni. Jak ktoś mógł porzucić szczeniaki? Podłość ludzka nie zna granic. Mam jednak nadzieję, że mama Lidii w końcu zgodzi się na psiaka. Byłoby to cudowne dopełnienie tej rodziny :)
    Czy wspominałam już że Kubuś jest słodki? ;) Pewnie tak, ale napiszę po raz enty, że jest słodki :) Cudny dzieciaczek. Bardzo fajnie opisujesz jego zachowanie i sposób wysławiania. Może sama masz małego braciszka?
    Zastanawiam się, co takiego ugryzło Wiktora? Co mu się stało, że tak warknął na siostrę? Ach faceci i ta ich burza hormonów! Kto ich zrozumie??
    Bardzo lubię postać Maćka. Niby taki niepozorny, w nic się nie wtrąca, ale to taka bezpieczna przystań w rodzinie. To, że zabrał pasierbicę na zakupy bez słowa sprzeciwu sprawiło, że ma u mnie wielki plus! :)
    Miły wieczór w gronie przyjaciół zakończył się bójką. Ilona jest strasznie ślepa, a z kolei Julek jest tchórzem. Mam jednak nadzieję, że mimo przeszkód ta dwójka będzie w końcu razem, bo tworzyliby cudowną parę <3
    No i zaczęła się szkoła. Pierwszy dzień w nowym miejscu nigdy nie jest łatwy, na szczęście Lidia ma przyjaciół, więc nie będzie się czuła osamotniona i przygnębiona. Zawsze będzie jej łatwiej.
    Bardzo przyjemny i uczuciowy ten rozdział, bardzo ładnie opisujesz w nim emocje.
    Znalazłam kilka błędów:
    ^ "Robert Jankowski..." - Janowski, bez "k"
    ^ "Na prawdę musisz to kiedyś obejrzeć" - "Naprawdę" piszemy razem.

    Życzę Ci Wesołych Świąt! :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Przy okazji zapraszam do mnie, na nowy rozdział "Odrobiny szaleństwa"

    OdpowiedzUsuń